Sprawca horroru w urzędzie trafi do aresztu. "Zabił ze szczególnym okrucieństwem"

Podejrzany twierdzi, że niczego nie pamięta
62-latek, który zaatakował GOPS Makowie pod Skierniewicami, usłyszał zarzuty
Źródło: TVN24 Łódź

Na trzy miesiące trafi do aresztu mężczyzna podejrzany o zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem i usiłowanie zabójstwa oraz spowodowanie pożaru zagrażającego życiu i zdrowiu wielu osób. Takie zarzuty uprzed południem usłyszał 62-letni Leszek G. Zdaniem śledczych oblał on dwie urzędniczki benzyną i podpalił. Jedna z kobiet zginęła, druga walczy o życie w szpitalu. Podejrzany twierdzi, że niczego nie pamięta i "ocknął się dopiero w prokuraturze". Grozi mu dożywocie.

Zakończyło się przesłuchanie 62-letniego Leszka G., który - według śledczych - odpowiada za horror w Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej w Makowie pod Skierniewicami. Chwilę po godz. 9 podejrzewany został przewieziony do budynku skierniewickiej prokuratury. Funkcjonariusze policji wywieźli go niecałą godzinę później.

- Mężczyzna usłyszał zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem i usiłowania zabójstwa. Oprócz tego 62-latek odpowie za spowodowanie pożaru zagrażającego życiu i zdrowiu wielu osób - poinformował tvn24.pl Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.

Podejrzany podczas rozmowy ze śledczymi twierdził, że nie pamięta nic z tego, co wydarzyło się w Makowie.

- 62-latek płacząc stwierdził, że ocknął się dopiero w prokuraturze i nie jest w stanie nic powiedzieć o tym, co działo się wcześniej - dodaje Kopania.

Mężczyzna pytany o to, skąd w jego domu znalazły się butelki z benzyną odpowiedział, że "może brat (z którym mieszkał - red.) je podrzucił".

Leszkowi G. grozi dożywocie, śledczy zawnioskowali o tymczasowy, trzymiesięczny areszt. Posiedzenie sądu już się odbyło. Podejrzany trafi na trzy miesiące za kraty.

- Lekarz badający podejrzanego stwierdził, że nie musi on być zatrzymany w szpitalu i może być aresztowany - tłumaczy prokurator.

Zabił, bo odmówiono mu miejsca w DPS?

Prokuratorzy ustalili, że to Leszek G. w poniedziałek po południu wszedł do biura na pierwszym piętrze, oblał dwie urzędniczki i ich miejsca pracy benzyną i podpalił. Potem mężczyzna miał trzymać drzwi biura, w którym były uwięzione dwie kobiety, żeby uniemożliwić im ucieczkę. Jedna z nich, 40-latka zginęła, druga jest w stanie krytycznym w szpitalu przy ul. Szaserów w Warszawie.

Podejrzany korzystał doraźnie z pomocy społecznej. Co jakiś czas otrzymywał pieniądze na leki. W ostatnim czasie wnioskował o miejsce w domu pomocy społecznej. Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej mu odmówił, bo mężczyzna ma dom i rentę chorobową. Słuszność decyzji pomocy społecznej później potwierdziło Samorządowe Kolegium Odwoławcze.

To właśnie ta decyzja - zdaniem prokuratorów - mogła być motywem działania 62-latka, który kilka dni przed poniedziałkową tragedią miał wygrażać pracownikom GOPS.

- Podczas środowego przesłuchania 62-latek dokładnie opisywał swoje starania o umieszczenie w domu pomocy społecznej. Podkreślał, że bardzo zależało mu na tym, żeby być przyjętym do DPS - mówi Krzysztof Kopania.

Wstrząsające ustalenia

62-latek został zatrzymany niedługo po zdarzeniu, ale dopiero w środę usłyszał zarzuty. Śledczy chcieli bowiem zostawić sobie jak najwięcej czasu na ustalenie, jak doszło do dramatu.

Wyniki działania śledczych są wstrząsające. Okazuje się, że 62-latek był chwilę wcześniej widziany przez dwie urzędniczki GOPS, które wracały z pracy w terenie. To właśnie one zostały zaatakowane. Kilkanaście minut przed tragedią miały powiedzieć koleżankom, że "pan Leszek pewnie niedługo do nas zajrzy".

Czytaj, jak doszło do koszmaru w Makowie - ustalenia krok po kroku.

Do tragedii doszło w Makowie po południu

Do tragedii doszło w Makowie po południu

"To facet z żółtymi papierami"

Sąsiedzi Leszka G. podkreślali, że to człowiek "któremu lepiej było schodzić z drogi".

- Palma mu odbiła na starość. To człowiek, przy którym trzeba było zawsze uważać. Jak się jechało samochodem, to się patrzyło, czy się pod samochód nie rzuci - opowiadał w poniedziałek przed kamerą TVN24 jeden z sąsiadów.

Maków w szoku, czytaj więcej o reakcji na pożar w gmach GOPS.

Inni dodawali, że mężczyzna "miał żółte papiery" i bywał nieobliczalny. Fakt, że leczony był psychiatrycznie, potwierdzili nam pracownicy szpitala w Skierniewicach.

Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie naKontakt24@tvn.pl.

Mapy dostarcza Targeo.pl

Autor: bż/i / Źródło: TVN24 Łódź

Czytaj także: