- Awantury się w klubie zdarzają, ale to było coś dużo gorszego. Tamten bysior zaatakował bez powodu. Po prostu go katował - opowiada przyjaciel 33-letniego Ormianina, który został brutalnie pobity w klubie przy Piotrkowskiej w Łodzi. Mężczyzna jest w stanie krytycznym.
Tej nocy, z soboty na niedzielę, imprezowali razem. 33-letni Radik i jego przyjaciel, który prosi nas o anonimowość. Rozstali się około drugiej w nocy.
- To, co działo się potem, widziałem na nagraniu z kamer zainstalowanych w lokalu, gdzie Radik poszedł. Aż mi łzy w oczach stanęły - opowiada rozmówca tvn24.pl.
Na pokazanym mu nagraniu widać, jak jego 33-letni przyjaciel tańczy na parkiecie. W pewnym momencie dochodzi do niego postawny mężczyzna i zadaje cios w głowę. Ormianin się przewraca.
- Tamten podskoczył i trzy razy kopnął go w głowę. Tak jak bramkarz kopie piłkę na meczu. A na koniec uderzył z góry. Wszystko trwało parę sekund - tłumaczy.
Z głowy Radika szybko wypływała krew. Mężczyzna trafił do szpitala im. WAM w Łodzi.
- Jego stan jest krytyczny. Lekarze informują, że jego życie jest cały czas zagrożone - informuje Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Za nic
Ten, który zaatakował to 21-letni Michał K. z Łodzi. Postawny.
- Był wyższy o głowę od Radika. Mój przyjaciel ma 165 centymetrów wzrostu, waży mniej niż 70 kilogramów. To nie był żaden rywal dla tamtego bysiora - tłumaczy nasz rozmówca.
Napastnik po zadaniu ciosów wyszedł z lokalu.
- Został zatrzymany po godzinie 16. Był wtedy pod wpływem alkoholu - mówi Kopania.
Śledczy zarzucili mu usiłowanie zabójstwa.
- Zadając uderzenia pięścią i kopiąc pokrzywdzonego po głowie powinien bowiem godzić się ze skutkiem w postaci śmierci - mówi Krzysztof Kopania.
Oprócz tego Michał K. jest podejrzany o spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Częściowo przyznał się do winy.
- Zeznał, że minął się wcześniej w lokalu z poszkodowanym. Wtedy to 33-latek miał na niego agresywnie spoglądać - opowiada prokurator.
21-latkowi grozi dożywocie. Został tymczasowo aresztowany na trzy miesiące.
Pomoc
Według dotychczasowych ustaleń, atak nie miał podłoża rasowego.
- Ormian jest mało w Łodzi. Jak komuś dzieje się coś złego, to od razu o tym wiemy - opowiada Anna, Ormianka mieszkająca w Łodzi.
Opowiada, że Radik był w Polsce od trzech lat. Przyjechał tu z żoną. Nie mieli ubezpieczenia.
- Na pewno nie zostawimy ich samych. Postaramy się zebrać pieniądze, aby pokryć rachunek ze szpitala - mówi.
Przyjaciel Radika usłyszał od lekarzy, że trzeba przygotować się na najgorsze.
- To się w głowie nie mieści, żeby do takiego koszmaru doszło z takiego błahego powodu - słyszymy.
Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Google Maps