W poniedziałek minister zdrowia Adam Niedzielski, na wspólnej konferencji z ministrem edukacji Przemysławem Czarnkiem, poinformował, że od 18 stycznia nauczanie w klasach I-III będzie odbywało się w trybie stacjonarnym w szkołach. Niedługo potem na stronie resortu edukacji pojawiły się wytyczne, którym teraz sprostać próbują dyrektorzy szkół.
/Kliknij tutaj, żeby zapoznać się z wytycznymi, które obowiązują szkoły podstawowe od 18 stycznia/
Zdaniem niektórych, ministerialne wskazania są niemożliwe do realizacji. Tak między innymi sądzi dyrektor Szkoły Podstawowej nr 1 w Łodzi Magdalena Prokaryn-Dynarska. Przed kamerą TVN24 mówi, że rządowe wyobrażenie reaktywacji nauki najmłodszych w szkołach to "kuriozum, którego nie da się zrealizować".
- Jeżeli pan minister twierdzi, że można zagwarantować sale i węzły sanitarne dla każdej klasy na różnych piętrach budynku, to mam złą wiadomość: szkoły nie są tak wysokie – podkreśla. Dyrektor zaznacza, że wyłączenie możliwości mieszania się klas w praktyce wyłącza możliwość pracy świetlicy szkolnej. - Czy dostaniemy pieniądze dla nauczycieli, którzy w takim wypadku będą musieli po godzinach zostawać z uczniami? – dopytuje.
Chcą szczepień, będą testy
Nauczyciele zwracają uwagę, że w materiałach opublikowanych przez rząd znajduje się dużo ogólników, które są warunkowane tym, co "należy zrobić".
- A co, jeśli nie można czegoś zrobić? Mamy robić tak, jak się da? To najpewniej skończy się tak, jak było jesienią, czyli oddolnym lockodownem. Będą mnożyły się przypadki zakażeń i przymusowej kwarantanny, bo nie jesteśmy w stanie zagwarantować bezpiecznych warunków pracy naszej kadrze – dodaje dyrektorka łódzkiej szkoły.
Podkreśla, że nauczyciele dostali dotychczas obietnicę darmowych testów. A przecież one same w sobie - jak zaznacza dyrektor Prokaryn-Dynarska - w żaden sposób nie zwiększają bezpieczeństwa kadry. Rząd przekonuje, że nauczyciele najmłodszych uczniów doczekają się szczepienia na COVID-19. Niestety, jeszcze nie teraz. Ruszyć one mają pod koniec marca.
To, co realne i co nierealne
Andrzej Karaś, dyrektor Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 2 im. Charles'a de Gaulle'a w Poznaniu, podkreśla, że zorganizowanie nauki stacjonarnej dla uczniów w klasach I-III w jego placówce jest możliwe.
- Będziemy wykorzystywać pomieszczenia, w których na co dzień uczą się starsi uczniowie. Niestety, trudno mi sobie wyobrazić sytuację, w której nie będziemy mogli otworzyć świetlicy. Proszę pomyśleć - jeżeli rodzic ma dwoje dzieci, które zaczynają lekcje o różnych godzinach, to nie będzie przyprowadzał ich na dwie raty – mówi dyrektor Karaś.
On również zwraca uwagę na to, że nauczyciele jak najszybciej powinni zostać poddani szczepieniom.
- Ponad 70 procent kadry chciałoby się w ten sposób zabezpieczyć przed zakażeniem – dodaje.
W reżimie sanitarnym
Niezależnie od wątpliwości przygotowania na powrót uczniów trwają pełną parą. I tak na przykład warszawski magistrat informuje o tym, że dzieci wracające do klas przy wejściu do szkoły będą dezynfekować dłonie. Na teren placówki wstęp będą miały tylko osoby, u których nie ma objawów infekcji dróg oddechowych.
- Osoby przyprowadzające dzieci będą musiały przestrzegać środków ostrożności – osłaniać usta i nos, dezynfekować ręce lub nosić rękawiczki jednorazowe – zaznacza Karolina Gałecka z urzędu miasta stołecznego Warszawy.
Dodaje, że obowiązywać będzie zasada: jedno dziecko – jeden opiekun.
- Opiekun będzie z uczniem mógł wejść do przestrzeni wspólnej wyznaczonej przez dyrektora pod warunkiem zachowania 1,5 metra dystansu. Inne osoby z zewnątrz mogą przebywać jedynie w miejscach do tego wyznaczonych – podkreśla Gałecka. Uczniowie będą mieli zakaz wymieniania się przyborami szkolnymi – sale mają być wietrzone co godzinę po każdych zajęciach.
- Zostaną wyłączone wszelkie źródełka i fontanny wody pitnej. W łazienkach są już instrukcje, jak prawidłowo myć i dezynfekować dłonie – dodaje Karolina Gałecka.
Dyrektorzy mają tak układać plany lekcji, żeby jak najmniej uczniów przebywało w jednym momencie w gmachu. Na korytarzach szkolnych obowiązywać będą maseczki.
Czas jest, odpowiedzi brak
Justyna Suchecka, reporterka tvn24.pl zajmująca się edukacją, podkreśla, że ogłoszenie powrotu do szkół najmłodszych uczniów wywołało falę zadowolenia wśród dzieci.
- Oczywiście, nie ma co im się dziwić. Ale już chwilę po zakończeniu konferencji odezwali się do mnie nauczyciele, którzy mieli i ciągle mają mnóstwo pytań. Co z lekcjami angielskiego? A co ze świetlicami? A co z dojazdem do szkoły? – wyliczała Suchecka na antenie TVN24.
Ona również podkreśla warunkowość, która jest widoczna w rządowych regulacjach.
- Jest mnóstwo zwrotów takich jak "o ile to będzie możliwe", "w miarę możliwości" i tak dalej. Oczywiście plus tego jest taki, że trudno na stopniu centralnym decydować o szczegółach pracy w poszczególnych placówkach. Ale prawda jest też taka, że środowisko bardzo oczekuje, że pojawią się jakieś konkrety, na których można by było się oprzeć – zaznacza dziennikarka tvn24.pl.
Dodaje, że pozytywem w całym zamieszaniu związanym z reaktywacją nauczania stacjonarnego jest to, że tym razem placówki dostały kilka dni na przygotowanie się na powrót dzieci do szkół.
- Zdarzało się bowiem, że podobne decyzje zapadały w piątek wieczorem i czasu na jakąkolwiek reakcję po prostu nie było – kończy Suchecka.
Autorka/Autor: bż
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź