- 15 minut to niezły wynik, a 25 też nikogo nie dziwi. Rekordziści stoją ponad pół godziny - opowiadają mieszkańcy Gałkowa Dużego pod Łodzią. Przy torach czekają nie tylko kierowcy i piesi, ale też karetki pogotowia spieszące się do chorych. Mieszkańcy chcą zmian, ale na razie nie ma na nie pieniędzy.
Jak bardzo przejazd kolejowy może utrudniać życie mieszkańcom? Sprawdziliśmy. W pobliżu stacji kolejowej Gałkówek pod Łodzią jest przejazd strzeżony. Kiedy przyjechaliśmy, zapory były opuszczone. Szybko wybiegliśmy z samochodu, żeby porozmawiać ze zdenerwowanymi kierowcami.
Kiedy mieliśmy już ponagrywane rozmowy, wzięliśmy się za ujęcia do materiału. Po kolejnych kilku minutach byliśmy gotowi, żeby jechać na umówione spotkanie. Zapory zaczęły się podnosić, więc wróciliśmy do samochodu. Zdążyliśmy wyjechać z pobocza na drogę i zapory opadły znowu. Na kolejnych kilkanaście minut.
- Ha, żółtodzioby. Jak się nie pilnuje, to tak się ma. To miejsce nie wybacza błędów - uśmiecha się Ryszard, który mieszka w pobliżu przejazdu z piekła rodem.
"Czeka się z pół godziny"
Ryszard opowiada, że jeszcze mu się nie zdarzyło tak po prostu przejechać przez przejazd bez czekania.
- A jak już dróżnik zamknie przejazd, to można otworzyć gazetę. Bo przy jednym zamknięciu potrafią przejechać tu ze cztery składy. Czeka się z pół godziny - tłumaczy.
Tory przecięły niewielką miejscowość również administracyjnie. Z jednej strony jest Gałków Duży, z drugiej Gałków Mały.
- Dzieciaki muszą patrzeć nie tylko na plan lekcji, ale też plan pociągów. Bo jak ich nie zgrają, to pierwsze lekcje spędzają przy torach. No masakra jest - mówi jedna z mieszkanek Gałkowa Dużego.
500 metrów to dalej, niż myślisz
Mieszkańcy narzekają, bo przez ich miejscowość biegną dwie popularne trasy kolejowe - z Łodzi do Koluszek i z Łodzi do Dębicy. Z danych PKP wynika, że jeszcze w 2012 roku dziennie przejeżdżało tu około stu pociągów. Na początku grudnia minionego roku było to ok. 70 składów.
- Tyle, że było to przed otwarciem nowego dworca Fabrycznego. Jak nam dorzucili pociągów, to sytuacja stała się już beznadziejna - mówi Edward Pietrykowski, sołtys Gałkowa Małego.
W beznadziejnej sytuacji są często karetki, które próbują przedostać się przez wiecznie zamknięty przejazd.
- W ratowaniu życia często decydują minuty. A bywa tak, że zespoły muszą czekać na przejeździe. Czasami bardziej opłaca się do chorego wezwać karetkę znajdującą się pięć kilometrów dalej niż tą, która jest 500 metrów od niego, ale musi pokonać przejazd - mówi dr Krzysztof Chmiela z Falck Medycyny, która w regionie odpowiada za pracę karetek.
Manewrują, trąbią i klną
Mieszkańcy założyli komitet, który domaga się stworzenia bezkolizyjnego przejazdu przez tory.
- To się musi skończyć. Jak opadają zapory, to kierowcy potrafią wciskać się między zapory, byle nie utknąć. A jak ktoś utknie to po kilkunastu minutach zaczyna trąbić i budzi mieszkańców. Dramat - mówi sołtys Edward Pietrykowski.
PKP Linie Kolejowe podkreślają, że przejazd spełnia wszystkie normy bezpieczeństwa. Dyrektor Marek Olkiewicz w piśmie wysłanym do mieszkańców zapewnia, że nie ma przeszkód do tego, żeby nad torami powstał wiadukt (albo żeby pod nimi zbudować tunel). Jest tylko jeden problem - pieniądze.
- Nie widzimy przeszkód do stworzenia w tym miejscu skrzyżowania bezkolizyjnego, ale nie możemy ponosić kosztów budowy takiego obiektu - tłumaczy dyrektor Olkiewicz.
Mieszkańcy liczą, że koszt weźmie na siebie samorząd. A w międzyczasie, że zapory będą zamykane później niż dotąd.
- Stoi się i stoi, a zapory zamknięte - mówi Paweł, którego spotykamy w korku.
Zobacz dramatyczne nagranie z jednego z przejazdów kolejowych:
Z przejazdami coraz gorzej
PKP mówią wprost, że na zmiany w czasie oczekiwania nie ma co liczyć. Bo rozporządzenie ministra infrastruktury i rozwoju z 2015 roku jasno określa, że zapory mają być zamykane najpóźniej 120 sekund przed czasem przejazdu pociągu. A na bezpieczeństwie nikt nie będzie oszczędzał.
Bo - jak czytamy w najnowszym raporcie NIK - na polskich przejazdach kolejowych jest coraz mniej bezpiecznie. Izba ostatnio skontrolowała 240 takich obiektów.
- Ponad 70 proc. przejazdów nie było odpowiednio oznakowanych znakami drogowymi i wskaźnikami kolejowymi. Wiele do życzenia pozostawiają także drogi dojazdowe do przejazdów. Połowa z nich miała złą nawierzchnię a rosnące drzewa i krzewy ograniczały widoczność - podkreśla Krzysztof Kwiatkowski, prezes NIK.
Izba podkreśla, że co roku na przejazdach ginie 50 osób, a 35 zostaje ciężko rannych.
PKP: jest znacznie lepiej
NIK kontrolowała przejazdy w 2015 i w pierwszym półroczu 2016 roku. PKP podkreślają, że w zeszłym roku bezpieczeństwo na przejazdach "były traktowane priorytetowo".
- Zamontowano dodatkowe urządzenia sygnalizacji na 180 przejazdach, 200 przejazdów zmodernizowano. Wybudowanych zostało 91 bezkolizyjnych skrzyżowań zapewniających bezpieczny przejazd nad lub pod torami oraz ograniczono liczbę przejazdów, budując drogi dojazdowe do sąsiednich - wylicza Mirosław Siemienic, rzecznik prasowy PKP PLK.
Podkreśla, że koleje przejrzały wszystkie przejazdy na mało uczęszczanych drogach.
- Zwiększyliśmy współpracę z zarządcami dróg, w celu zapewnienia właściwego oznakowania i stanu jezdni - dodaje Siemienic.
PKP zapowiadają, że zaplanowane na przyszłe lata modernizacje linii klejowych uwzględniają zwiększenie bezpieczeństwa przejazdów. Plan jest taki, żeby w miarę możliwości wszędzie pojawiały się bezkolizyjne przejazdy.
Autor: Bartosz Żurawicz/gp / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź