Pisze, bo tęskni i chce wrócić. Prosto przed sąd. Czy mózg "skoku stulecia" dostanie list żelazny?

Grzegorz Łuczak zniknął w 2015 roku
Grzegorz Łuczak ukrywa się od 2015 roku
Źródło: TVN24 Łódź

Obiecuje wrócić do Polski i sumiennie stawiać się na procesach. W zamian chce gwarancji, że do prawomocnego wyroku nie zostanie aresztowany. Jak dowiedział się portal tvn24.pl, do sądu w Łodzi trafił wniosek o wydanie listu żelaznego dla Grzegorza Łuczaka, według śledczych jednego z mózgów "skoku stulecia”.

Łuczak jest ścigany listem gończym od 2016 roku. Zniknął kilka miesięcy po kradzieży 8 milionów złotych z konwoju bankowego w Swarzędzu. I do dziś się ukrywa.

Wniosek o wydanie listu żelaznego dla Łuczaka złożył jego pełnomocnik mecenas Jarosław Masłowski. Tym samym wiemy, że Łuczak żyje (pojawiały się opinie, także wśród śledczych, że może nie żyć). I że chce stanąć przed sądem (akta w jego sprawie zostały wyodrębnione do innego postępowania niż jego domniemanych wspólników w skoku; zaocznie zapadła decyzja o jego aresztowaniu).

Poszukiwany obiecuje

We wniosku o wydanie listu żelaznego (gwarancji, że nie zostanie aresztowany do czasu uprawomocnienia się wyroku w jego sprawie) Grzegorz Łuczak (poprzez swojego adwokata) deklaruje przyjazd do kraju.

- Że będzie brał czynny udział w postępowaniu karnym oraz poda adres, pod którym będzie zawsze dostępny – mówi tvn24.pl Paweł Urbaniak, sędzia Sądu Okręgowego w Łodzi.

Łuczak przyznaje, że ma już dość ukrywania się i że tęskni za rodziną.

Termin posiedzenia sądu w tej sprawie nie został jeszcze wyznaczony. Sędziowie z Łodzi wystąpili do prokuratury o akta tej sprawy. Poprosili też śledczych o ustosunkowanie się do wniosku.

- Wciąż czekamy na niezbędne dokumenty. Nie jest też pewne, czy ten wniosek będzie rozpatrzony w Łodzi, czy też w Poznaniu. Bo to na terenie tamtego sądu okręgowego doszło do przestępstwa – tłumaczy sędzia Urbaniak.

Zapytaliśmy prokuratora, który oskarżał w sprawie superskoku o komentarz do prośby Łuczaka o list żelazny.

- Mówimy o człowieku, za którym wydano międzynarodowy nakaz zatrzymania. Nie znam ani jednego przypadku, żeby takiej osobie kiedykolwiek przyznano list żelazny - mówi prokurator Łukasz Biela.

Na podstawie śledztwa w sprawie kradzieży 8 milionów złotych nieprawomocnie skazanych zostało już siedem osób - w tym fałszywy konwojent i dwóch współautorów pomysłu. Wielkim nieobecnym procesu był właśnie Grzegorz Łuczak, czyli wiceprezes okradzionej firmy ochroniarskiej Servo.

Czekają

W połowie lipca tego roku (dokładnie w rocznicę skoku) w mediach pojawił się wywiad z osobą, która podawała się za Łuczaka. Mężczyzna na nagraniu podkreślał, że inspiratorem skoku był Adam K. Już wtedy mówił o tym, że przyjedzie do Polski, jeżeli otrzyma żelazny list.

Mecenas Jarosław Masłowski nie chciał odpowiedzieć, od kiedy ma kontakt z Grzegorzem Łuczakiem.

- Mogę jedynie powiedzieć, że wniosek jest w sądzie. Czekamy na jego rozpatrzenie - uciął.

Trzech siedzi, jeden się ukrywa

Za kratkami, w związku ze skokiem, obecnie jest trzech mężczyzn. Krzysztof W., który wcielił się w rolę fałszywego konwojenta, został nieprawomocnie skazany na 8 lat i 2 miesiące więzienia.

Dariusz D., który pomagał w kluczowym momencie przerzucać skradzione pieniądze, usłyszał wyrok sześciu lat więzienia (na procesie odpowiadał z wolnej stopy, zgłosił się na policję po tym, jak ogłoszono za nim list gończy).

Marek K. też siedzi. Jest skazany na siedem lat w celi za to, że był współautorem planu. To jedyny z trzech "architektów" skoku, który nie jest dziś ścigany listem gończym.

Adam K., który chciał nadzwyczajnego złagodzenia kary, został skazany na 6 lat i 2 miesiące. Nie przyszedł na odczytanie wyroku. Jest poszukiwany listem gończym.

Superskok

Do kradzieży 8 mln złotych doszło 10 lipca 2015 roku w Swarzędzu pod Poznaniem.

Krzysztof W., zatrudniony jako ochroniarz na podstawie fałszywych dokumentów, miał dyżur. Razem z dwoma innymi konwojentami rozwoził pieniądze do bankomatów. Kiedy dwaj koledzy weszli do banku, W. odjechał bankowozem. Włączył zagłuszacz sygnału GPS i pojechał do lasu, gdzie czekali na niego wspólnicy. Przerzucili gotówkę do czekającego już samochodu. Bankowóz został potem wyczyszczony chlorem i porzucony w lesie.

/Czytaj reportaż o superskoku w Magazynie TVN24/

Policja przez kilka miesięcy nie wiedziała, kto może stać za tą spektakularną kradzieżą. Zagadka zaczęła się wyjaśniać po zatrzymaniu Adama K. Został zatrzymany po tym, jak poprosił żonę i teścia o wpłacenie części łupu na bankowe konto.

Autor: bż/i / jb / Źródło: TVN24 Łódź

Czytaj także: