33-letni policjant z Piątku (woj. łódzkie) usłyszał zarzut spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, którego następstwem była śmierć 30-letniego mężczyzny. Status podejrzanej w tej sprawie ma też 34-letnia policjantka – ma odpowiedzieć za przekroczenie uprawnień i poświadczenie nieprawdy. Oboje zostali tymczasowo aresztowani.
Policjanci, zdaniem prokuratury, dopuścili się przestępstw 2 kwietnia wieczorem, kiedy zostali wezwani do jednego z domów w Piątku (woj. łódzkie), żeby interweniować w sprawie awantury rodzinnej. Pomocy potrzebowała kobieta, która informowała, że jej 30-letni syn jest pijany i agresywny. Dom, w którym doszło do awantury, był dobrze znany miejscowej policji – w ciągu ostatnich dwóch lat było tam kilkanaście interwencji, a członkowie rodziny byli objęci procedurą niebieskiej karty.
Na miejsce pojechali 33-letni policjant i 34-letnia policjantka. Następnego dnia po interwencji, kilka kilometrów od domu, znaleziono ciało 30-latka.
Zarzuty dla policjanta i policjantki
- Interweniujący policjant usłyszał zarzut spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, który skutkował zgonem 30-letniego mężczyzny – przekazuje Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury okręgowej.
Dodaje, że policjant jest też podejrzany o przekroczenie uprawnień oraz naruszenie nietykalności osobistej brata mężczyzny, który zmarł po policyjnej interwencji.
- Status podejrzanej ma też 34-letnia funkcjonariuszka, której przedstawione zostały zarzuty dotyczące niedopełnienia obowiązków, poświadczenia nieprawdy oraz narażenia 30-letniego mężczyzny na bezpośrednie ryzyko utraty zdrowia lub życia – przekazuje Kopania.
Podejrzani złożyli w piątek wyjaśnienia. Sąd zdecydował o umieszczeniu obojga w tymczasowym areszcie na trzy miesiące. - Podstawą w stosunku do obojga była obawa matactwa, a w stosunku do policjanta także grożąca mu surowa kara – wyjaśnił rzecznik łódzkiej prokuratury okręgowej Krzysztof Kopania.
Tamten wieczór
Co dokładnie zdarzyło się podczas interwencji, w której uczestniczyli zatrzymani? Według oficjalnego stanowiska, które w środę otrzymała redakcja Kontaktu 24, policjanci "zażegnali konflikt rodzinny". Starszy aspirant Mariusz Kowalski, oficer prasowy komendy powiatowej w Łęczycy przekazał też, że nie było potrzeby zatrzymania mężczyzny, dlatego policjanci opuścili miejsce interwencji.
W piątek rzecznik łęczyckiej policji był już dużo bardziej zachowawczy i zaznaczył, że przebieg interwencji jest "szczegółowo wyjaśniany".
- Nikt wcześniej, w tym rodzina, nie składał żadnego zawiadomienia w sprawie działań funkcjonariuszy – przekazał st. asp. Kowalski.
Dodał, że komendant policji w Łęczycy podjął decyzję o zawieszeniu interweniujących policjantów oraz uruchomił postępowania dyscyplinarne i administracyjne, którego celem jest wydalenie 34-latki i 33-latka ze służby.
- Wiele uzależnione będzie od zarzutów i dalszych wyników prowadzonego śledztwa. Współpracujemy z prokuraturą, chcąc wyjaśnić wszelkie okoliczności – podkreślił Mariusz Kowalski.
Rozległe obrażenia
Piotr Krysztofiak, reporter Radia Łódź, który jako pierwszy nagłośnił sprawę, rozmawiał z matką zmarłego 30-latka. - Kobieta opowiada, że tamtego wieczoru syn został zabrany przez policję do radiowozu. Nie wiedziała, co dalej będzie z nim się działo – przekazuje Krysztofiak.
Następnego dnia, 3 kwietnia, ciało mężczyzny leżące w zagajniku kilka kilometrów od miejsca policyjnej interwencji znalazł przypadkowy spacerowicz. - Sekcja wykazała, że mężczyzna miał rozległe obrażenia wewnętrzne. Zaznaczyć należy, że rany te nie były widoczne na pierwszy rzut oka – przekazał prokurator.
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24