- Tutaj się urodziłeś, i tu masz umrzeć - mówi pani Wiesława, żona Kazimierza Błaszczaka, który chce lecieć na Marsa. Odważny emeryt z Wieruszowa jednak umierać na Ziemi nie planuje. Resztę życia chce spędzić na czerwonej planecie. - Żonę jeszcze zdążę przekonać - mówi.
Pan Kazimierz o swoim planie lotu na Marsa opowiadał już wcześniej na TVN24.pl. Kilka tygodni temu mówił, że negocjacje z żoną na temat jego wyprawy jeszcze trwają. Kiedy ostatnio emeryta odwiedziła ekipa TVN okazało się, że sytuacja jest trudniejsza niż mogła się wydawać.
- Ta podróż jest beze mnie. Jak ty to sobie wyobrażasz? - pyta mieszkająca na stałe w USA pani Wiesława, żona Kazimierza Błaszczaka. - Zawsze podróżujemy razem! Na Ziemi są miliony Amerykanów i Polaków. Czemu akurat ty masz lecieć?
Bilet w jedną stronę
Pan Kazimierz chce lecieć, bo to jego największe marzenie. Jeżeli będzie częścią pierwszej wyprawy na Marsa organizowanej w ramach programu Mars One, przejdzie do historii. Emeryt mówi, że nic go nie powstrzyma. Nawet już ma pomysł, jak przekonać żonę.
- Zostawię ci całą emeryturę, znajdę jakieś brylanty, szmaragdy czy diamenty. Będę ci przesyłał kosztowności - obiecuje żonie.
- Na teraz mnie przekonujesz, ale i tak musimy o tym porozmawiać - mówi lekko udobruchana pani Wiesława.
Misja nie zakłada powrotów na Ziemię. Pan Kazimierz jednak samotności się nie boi. Mówi, że będzie utrzymywał kontakt z rodziną dzięki satelicie komunikacyjnej, która ma znaleźć się na orbicie Marsa i pozwalać na przesyłanie danych pomiędzy planetami.
Ankieta, 19 dolarów i żart
Pan Kazimierz znalazł się wśród 200 tysięcy osób z całego świata, zakwalifikowanych do pierwszego etapu konkursu Mars One. Żeby uczestniczyć w programie, musiał zapłacić 19 dolarów, wypełnić specjalną ankietę i dobrze się zareklamować.
- Opowiedziałem dowcip. Powiedziałem, że dzisiaj najważniejszą kwestią na świecie jest jest pytanie: "czy na Marsie jest życie?". Owszem, jeśli polecimy, to będzie - uśmiecha się emeryt.
Najlepsza czwórka za 10 lat ma wylądować na Marsie. Pan Kazimierz wie co będzie robić, jeżeli znajdzie się w tej grupie.
- Będę miał wtedy 77 lat. Kiedy inni uczestnicy będą kopać surowce, ja zajmę się przygotowywaniem obiadu albo naprawami w bazie - mówi.
Emeryt z Wieruszowa zaznacza, że jego doświadczenie życiowe będzie cenne w powodzeniu misji.
- Pierwsza grupa astronautów ma założyć osadę. Do niej będą przylatywać kolejni śmiałkowie - opowiada. - Będziemy musieli stawiać czoła nowym sytuacjom, a wtedy moja wiedza i doświadczenie będą pomocne.
Dziesięć lat wyzwań
Polak przygotowuje się do testów medycznych, które stanowią drugi etap konkursu Mars One. O wynik jest spokojny, bo jak mówi, wrodzony optymizm, humor i regularne wizyty na siłowni nie pozwolą mu odpaść.
Potem chętni na lot na Marsa będą brali udział w programach typu reality show - najpierw w edycji narodowej, potem w ogólnoświatowej. Program ma wyłonić od 24 do 40 osób, które będą przez siedem lat trenować i przygotowywać się do wyjazdu.
Czy emeryt z Wieruszowa znajdzie wystarczająco dużo sił, żeby przejść przez te wszystkie etapy?
- Od dwunastu lat jestem członkiem Mars Society, cały ten czas chciałem urealnić plan wysłania człowieka na Marsa. Teraz okazało się, że sam mogę polecieć. Zrobię wszystko żeby to się stało - zapowiada.
Autor: bż//ec / Źródło: Dzień Dobry TVN