Na siedem lat więzienia skazany został 27-letni Łukasz K. za pobicie dwumiesięcznego syna. Wyrok nie jest prawomocny.
Maleńki Igor trafił do szpitala w listopadzie ubiegłego roku ze złamaną podstawą czaszki. Chłopiec przeżył, chociaż jego stan był ciężki. Skazany ojciec na początku śledztwa twierdził, że syn spadł z wersalki. Potem - jeszcze przed rozpoczęciem procesu - przyznał się do uderzenia dziecka.
Nie przyznał się jednak do przestępstwa, które zostało zapisane w akcie oskarżenia, czyli usiłowanie zabójstwa, za co groziło mu dożywocie.
Ostatecznie sąd w Łodzi zmienił kwalifikację czynu na spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu dziecka. Przewodnicząca składu sędziowskiego uznała, że nie można uznać, że Łukasz K. chciał zabić syna.
- Był sam w domu z dzieckiem. Kiedy niemowlę się obudziło, potrząsnął synem i kilkukrotnie uderzył go otwartą dłonią. Kiedy syn zaczął płakać, powiadomił matkę. Gdyby oskarżony chciał doprowadzić do zgonu, przemoc byłaby kontynuowana - uzasadniała sędzia.
Podkreśliła też, że mężczyzna nie bił pięścią, ani żadnym ciężkim narzędziem.
- Trzeba zaznaczyć, że mężczyzna chciał spowodować u dziecka ciężkie obrażenia - uzasadniała wyrok.
Skazanego obciąża - zdaniem sądu - jego zachowanie po tym, jak do domu wróciła matka.
- Skazany próbował odwieść matkę od wizyty u lekarza. Dziecko trafiło pod opiekę specjalistów dzięki jej uporowi - podkreślała przewodnicząca składu sędziowskiego.
Łukasz K. miał nie powiedzieć żonie, co tak naprawdę było przyczyną obrażeń dziecka. Kobieta przedstawiła więc lekarzom wersję o upadku z wersalki. Została ona jednak uznana przez lekarzy za niewiarygodną.
Podobnie ocenił to biegły specjalizujący się w odtwarzaniu mechanizmu powstawania śladów krwawych.
- Stwierdził on, że dziecko mogło być uderzone raz albo dwa razy. Dodatkowo nie wykluczył, że dziecko było wcześniej potrząsane - opowiada prokurator Kopania.
"Aż za cicho"
Rodzice chłopca, 31-letnia matka i jej o cztery lata młodszy mąż, zajmowali się wspólnie wychowaniem jedynego dziecka. Kiedy Igor trafił do szpitala, ojciec dziecka miał w organizmie 0,4 promila alkoholu, matka była trzeźwa.
Sąsiedzi podkreślają, że rodzina nie wzbudzała żadnych podejrzeń.
- Byłam zdziwiona faktem, że w tym domu było bardzo cicho, aż za cicho. W ogóle nie było słychać tego dziecka. To mnie tylko zaskakiwało. Matka mówiła, że "syn jest spokojny" - opowiadała przed kamerą TVN24 jedna z sąsiadek.
Policja informuje, że rodzina nie miała tzw. Niebieskiej Karty. - Nigdy nie musieliśmy interweniować w tej rodzinie - mówi asp. Aneta Sobieraj z łódzkiej komendy wojewódzkiej.
Autor: bż/i / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź