Obudziła się w czasie "cesarki", przeżyła horror. "To nie była wina personelu"

Śledztwo w sprawie wybudzenia się pacjentki wciąż trwa w prokuraturze
Śledztwo w sprawie wybudzenia się pacjentki wciąż trwa w prokuraturze
Źródło: TVN24 Łódź

Podczas cesarskiego cięcia obudziła się i przeżyła koszmar. - Słyszałam lekarzy, czułam jak rozcinają mi brzuch - opowiadała 31-letnia pani Bernarda. Dyrekcja szpitala w Opocznie (woj. łódzkie), w którym doszło do incydentu podkreśla: to nie była nasza wina, pacjentka miała padaczkę. Pokazuje przy tym wyniki kontroli, którą po naszej publikacji zlecił minister zdrowia. Śledztwo w tej sprawie wciąż trwa.

Miała usnąć, a po obudzeniu cieszyć się z tego, że została po raz drugi matką. Kiedy jednak pani Bernarda znalazła się na sali operacyjnej, gdzie w całkowitym znieczuleniu miała być poddana cesarskiemu cięciu - obudziła się. - To było jak tortury - opowiadała na łamach tvn24.pl. O jej koszmarze informowaliśmy w kwietniu.

Cztery dni po naszej publikacji w szpitalu w Opocznie pojawił się prof. Krzysztof Kusza, krajowy konsultant ds. anestezjologii i intensywnej terapii. Przeprowadził kontrolę w placówce na zlecenie ministra zdrowia.

- W wyniku kontroli stwierdzono, że postępowanie personelu medycznego oraz prawidłowość procesu diagnostyczno-leczniczego nie miało znamion postępowania wadliwego - podkreśla Jerzy Filipecki, dyrektor szpitala.

Już nie "opowieści dziwnej treści"

W oświadczeniu przesłanym do redakcji tvn24.pl dyrektor Filipecki informuje, że śródoperacyjne wybudzenia się zdarzają, niezależnie od prawidłowego działania lekarzy. Najczęściej podczas cesarskiego cięcia.

- Pacjentka cierpi na padaczkę. Podczas znieczulenia i cięcia cesarskiego mogło dojść do napadu typu skroniowego. Są to doznania podobne do śródoperacyjnych wybudzeń. To konkluzja kontroli krajowego konsultanta - argumentuje dyrektor.

Stanowisko dyrektora i to, jak ocenia relacje 31-latki zmieniło się od kwietnia. Kiedy cztery miesiące temu poprosiliśmy go o komentarz, nie wierzył, że pacjentka mogła być świadoma podczas "cesarki".

- Operacja przebiegła normalnie. To, co opowiada pacjentka, to opowieści dziwnej treści. Nie mają nic wspólnego z rzeczywistością - mówił wtedy dr Jerzy Filipecki, dyrektor placówki.

Oświadczenie wysłane do redakcji tvn24.pl
Oświadczenie wysłane do redakcji tvn24.pl
Źródło: Szpital w Opocznie

"Oburzające argumenty"

Mąż pani Bernardy nie kryje oburzenia wynikami kontroli. Podkreśla, że jego żona miała rodzić w znieczuleniu ogólnym, bo od dziecka cierpi na padaczkę. Od nas dowiedział się o wynikach ministerialnej kontroli.

- Tłumaczenia lekarzy są oburzające. Jeżeli wybudzenia w czasie padaczki się zdarzają, to tym bardziej moja żona powinna być monitorowana w czasie operacji. Nikt jednak nie sprawdzał, czy dzieje się coś złego. Zgotowali jej piekło - denerwuje się mężczyzna.

Niezależnie od wniosków płynących z kontroli, sprawę pani Bernardy bada prokuratura.

"To było jak tortury"

"To było jak tortury"

- Trwa śledztwo w sprawie narażenia zdrowia i życia pacjentki. Przesłuchaliśmy już w tej sprawie wszystkich świadków, zabezpieczyliśmy dokumentację medyczną - informuje tvn24.pl Urszula Wiśniewska, prokurator rejonowy w Opocznie.

Śledczy obecnie szukają biegłych, którzy podejmą się oceny pracy lekarzy w opoczyńskim szpitalu.

Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.

Autor: bż/kv / Źródło: TVN24 Łódź

Czytaj także: