"Mama krzyczała, że pochowali tatę jak psa". Urzędniczka "nie zauważyła" terminu pogrzebu

Łodzianin zmarł w maju
52-latek został pochowany, MOPS nie poinformował rodziny
Źródło: tvn24.pl

- Nie wiem, jak to możliwe. Wiem za to, że zabrano nam szansę na ostatnie pożegnanie z tatą - mówi syn 52-letniego mężczyzny z Łodzi, który zmarł w maju. Pogrzeb zorganizowała pomoc społeczna, bo bliscy nie mieli pieniędzy. Nie zostali oni poinformowani o terminie uroczystości - przez błąd urzędniczki.

- Mama nie wytrzymała. Płakała. Krzyczała, że pochowali go jak psa. W domu ciągle jest garnitur, w którym miał spocząć. W czym go pochowali? Nawet nie wiemy - opowiada syn zmarłego.

Ojciec zmarł 20 maja. Nasz rozmówca opowiada, że położył się spać i już się nie obudził.

- Miał chorą wątrobę. To wydarzyło się nagle - tłumaczy.

52-latek zmarł w nocy z piątku na sobotę. W poniedziałek jego była żona (rozwiedli się 15 lat temu, ale ciągle razem mieszkali) poszła po pomoc w organizacji pogrzebu do siedziby Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej.

- Tata stracił pracę kilka miesięcy przed śmiercią. Nie zarejestrował się jako bezrobotny, więc nie był ubezpieczony. Nie mogliśmy liczyć na zasiłek pogrzebowy, a nie mieliśmy pieniędzy na pożegnanie taty - mówi syn zmarłego.

"Załatwimy to"

Według wersji rodziny, urzędnicy z MOPS dostali kontakt do pięciu osób, które miałyby zostać poinformowane o terminie pogrzebu. Uroczystość miała zostać sfinansowana przez miasto.

- Mama zaznaczyła, że tata był wierzący. I że chcemy być obecni na pogrzebie - informuje syn 52-latka.

Potem przez kilka tygodni rodzina czekała. Ale - jak zaznaczają - nie byli bierni.

- Codziennie dzwoniliśmy, dowiadywaliśmy się, co dalej. Cały czas słyszeliśmy, że mamy czekać na telefon - twierdzi rozmówca tvn24.pl.

Telefon zadzwonił dopiero 29 czerwca. Urzędniczka powiedziała byłej żonie zmarłego, że pogrzeb już się odbył. Dzień wcześniej.

"Przepraszam, moja wina"

Rodzina pojawiła się na cmentarzu. Zobaczyła grób.

- Tata był sam, kiedy go tu żegnano. Nie zasłużył sobie na coś tak przykrego - opowiada syn 52-latka.

To on wziął na siebie wyjaśnienie sprawy. Poszedł do MOPS-u i włączył dyktafon. Zażądał wyjaśnień. Na nagraniu słychać, jak jedna z urzędniczek przyznaje się do winy. Przeprasza i tłumaczy, że "nie zauważyła dokumentów" w sprawie zmarłego.

O komentarz poprosiliśmy rzeczniczkę MOPS w Łodzi Monikę Pawlak.

- To sytuacja, która nie powinna nigdy mieć miejsca. Pracownica, która dopuściła się tego, musi liczyć się z konsekwencjami dyscyplinarnymi - powiedziała w rozmowie z tvn24.pl.

Jakimi? Zdaniem naszej rozmówczyni na przewidywania jest jeszcze za wcześnie.

- Trwa dokładne wyjaśnienie przyczyn błędu. Myślę, że na wnioski czas przyjdzie później - podkreśla.

Na koszt miasta

Monika Pawlak informuje, że pogrzeby na koszt miasta zazwyczaj organizowane są dla osób samotnych oraz podopiecznych MOPS.

- Na naszą pomoc mogą liczyć bliscy osób, które nie były klientami, ale są w trudnej sytuacji materialnej - opowiada rzeczniczka.

Wyjaśnia, że pracownicy społeczni każdorazowo sprawdzają, czy rodzina faktycznie nie może sobie pozwolić na pochówek.

- To procedura administracyjna, która trwa. W tym czasie zwłoki czekają w chłodni firmy pogrzebowej, która ma podpisaną umowę z miastem - kończy rozmówczyni tvn24.pl.

Autor: bż/ec/jb / Źródło: TVN24 Łódź

Czytaj także: