Połowa przedszkolaków fascynuje się matematyką. Potem - w szkole - uczą się jej nienawidzić. Tyle wynika z najnowszego raportu NIK, w którym znalazł się też postulat, by matematyka nie była konieczna do zdania matury. Bo - przynajmniej na razie - nie umiemy jej uczyć.
Z faktami nie można dyskutować - im lepiej w danym kraju ze znajomością matematyki, tym lepiej dla gospodarki. I da się to policzyć na podstawie międzynarodowych badań. "Podniesienie wskaźnika wyników z testów PISA (Programu Międzynarodowej Oceny Umiejętności Uczniów) w obszarze matematyki i nauk ścisłych o 100 pkt przekłada się na roczny wzrost PKB rzędu ok. 1,7 proc." - czytamy w najnowszym raporcie Najwyższej Izby Kontroli.
Matematyka na maturze tylko pogarsza sytuację
Matematykę, na etapie przedszkolnym, lubi co drugie dziecko. Co czwarte - jak wynika z opinii prof. Edyty Gruszczyk-Kolczyńskiej z Akademii Pedagogiki Specjalnej - jest wyjątkowo uzdolnione do nauki "królowej nauk".
Co dzieje się potem, w szkole? Stopniowe zarzynanie pasji i uzdolnień.
- Po kilku latach edukacji tylko dwoje, troje starszych uczniów w klasie wykazuje się uzdolnieniami matematycznymi - twierdzi prof. Gruszczyk-Kolczyńska cytowana przez NIK.
Izba podkreśla, że z matmą jest u nas coraz gorzej. Wyniki testów PISA wskazują, że w 2012 roku przeciętny uczeń radził sobie lepiej niż jego rówieśnik w 2015 roku.
Zdaniem NIK, złą sytuację tylko pogarsza fakt, że od 2010 roku zdanie matematyki jest konieczne, żeby otrzymać świadectwo maturalne.
Matematyka uczona po łebkach
Zdaniem Izby, za marnotrawienie talentów młodych Polaków odpowiada szkoła. A raczej fakt, co z uczniem dzieje się już w pierwszych trzech klasach, gdzie realizowane jest nauczanie początkowe.
W jego trakcie - jak twierdzi cytowana w raporcie prof. Edyta Gruszczyk-Kolczyńska - nauczyciele skracają czas poświęcony matematyce na rzecz innych zajęć.
- Skracany jest czas przeznaczony na kształtowanie zapisów pojęć i umiejętności matematycznych - twierdzi prof. Gruszczyk-Kolczyńska.
Do czwartej klasy uczeń wchodzi już ze znacznymi brakami. I pojęciami nauczonymi po łebkach. Okazuje się, że nie jest przygotowany do mierzenia się z tym, co przewiduje dla niego program nauczania.
- Narastające zaległości zastępują początkową fascynację dziecka szkołą i stopniowo przeradzają się w niezadowolenie, rozczarowanie, frustrację - twierdzi prof. Małgorzata Makiewicz z Zakładu Dydaktyki Matematyki na Uniwersytecie Szczecińskim.
Papierowa matma
Później nie jest lepiej. Nauczyciele realizują program tak, żeby się wyrobić w zadanym czasie. Tyle że po drodze tracą to, co najważniejsze - czyli zrozumienie u swoich uczniów.
Aż 57 proc. dzieci przepytanych przez NIK żaliło się, że tempo pracy na lekcji jest nieodpowiednie. A swoją drogą, sam sposób prowadzenia zajęć jest - zdaniem NIK - mocno kontrowersyjny.
Bo matematycy powszechnie uprawiają tak zwaną papierową matematykę. Sprowadza się ona do przerabiania z uczniami zadań z zeszytów ćwiczeń lub kart pracy. To bardzo dla nich wygodne - nie muszą przygotowywać się do zajęć z dziećmi ani troszczyć się o pomoce dydaktyczne.
- Wystarczy rozdać dzieciom karty pracy lub polecić otworzyć zeszyty ćwiczeń na właściwej stronie, przeczytać im zadanie i… dopilnować, żeby wpisały w odpowiednie miejsce właściwą liczbę lub znaki działań i relacji - podkreśla prof. Edyta Gruszczyk-Kolczyńska z Akademii Pedagogiki Specjalnej.
Równanie w dół
To normalne, że dzieci różnią się poziomem wiedzy czy zdolnościami. W szkołach to nie jest żadną tajemnicą, dlatego normą jest dzielenie grup na czas zajęć języków obcych. Lepsi uczniowie pracują ze sobą, bo szybciej przyswajają materiał i nie hamują ich słabsi. Z kolei u słabszych nauczyciel może więcej czasu poświęcić na szlifowaniu podstaw i wypełnianiu luk.
Z jakiegoś niezrozumiałego dla Najwyższej Izby Kontroli powodu zupełnie inaczej jest jednak z matematyką. Tutaj uczniów się nie dzieli.
A przecież z wywiadów przeprowadzanych przez inspektorów NIK wynika, że to właśnie zróżnicowany poziom uczniów był dla nauczycieli główną barierą w realizowaniu programu nauczania.
- Dzieci z zadatkami uzdolnień matematycznych z wielkim trudem dostosowują się do wzorca przeciętnego ucznia ze względu na cechy swojego umysłu i na to, co już wiedzą i potrafią z matematyki - ocenia prof. Gruszczyk-Kolczyńska.
Prowadzi to - zdaniem profesor - do "niszczącego procesu rozleniwiania umysłów dzieci z zadatkami uzdolnień matematycznych".
- Niestety, nie sposób tego wszystkiego naprawić w następnych latach szkolnej edukacji - puentuje prof. Edyta Gruszczyk-Kolczyńska cytowana w raporcie.
"Nie" dla obowiązkowej matury
Konieczność przebrnięcia przez matematykę na maturze jest - zdaniem Najwyższej Izby Kontroli - wisienką na torcie błędów polskiej szkoły.
Bo przygotowujący się do batalii z nielubianym przedmiotem uczniowie zaniedbują inne pasje i uzdolnienia. A w szkołach zabierają oni cenny czas nauczycielom matematyki, którzy mogliby poświęcić go dla uczniów, wciąż (mimo wszystko) zainteresowanych "królową nauk".
NIK zaznacza, że doświadczenie innych krajów (m.in. Finlandii czy Singapuru) pokazuje jasno, że sam fakt zmuszenia ucznia do przejścia przez egzamin nijak się ma do wyników w międzynarodowych badaniach obejmujących przedmioty ścisłe. Nie wpływa też w żaden sposób na innowacyjność gospodarki.
Dlatego też Izba apeluje do resortu edukacji o rozważenie możliwości zawieszenia matury z matematyki jako obowiązkowego dla wszystkich uczniów.
Ministerstwo: z matematyką jest dobrze
O pomyśle "zawieszenia" obowiązkowego egzaminu maturalnego nie chce słyszeć resort edukacji.
"Byłoby to powtórką fatalnej decyzji podjętej w 1982 r., bez żadnego uzasadnienia naukowego" - twierdzi w stanowisku przesłanym do naszej redakcji Anna Ostrowska, rzeczniczka MEN.
Podkreśla, że taki ruch nie miałby "żadnego uzasadnienia naukowego".
Ostrowska podkreśla, że obowiązkowy egzamin z matematyki jest cennym "narzędziem rekrutacyjnym dla uczelni wyższych".
"O obecny kształt tego narzędzia, z obowiązkowym egzaminem z matematyki, polskie środowisko akademickie, zarówno przedstawiciele nauk ścisłych, jak i humanistycznych, zabiegało przez wiele lat" - zaznacza Ostrowska.
Co więcej, resort kwestionuje podstawowe wnioski wynikające z raportu NIK. Ministerstwo przekonuje, że z nauką matematyki jest w Polsce dobrze. Posiłkuje się przy tym wynikami - jak zaznacza rzeczniczka - "obiektywnych i renomowanych porównań międzynarodowych". Nie precyzuje jednak, o jakie porównania chodzi. Tak czy inaczej rzeczniczka podkreśla, że nie będą podejmowane żadne przełomowe kroki, które mają poprawić sytuację w szkołach:
"Nie istnieją żadne obiektywne, naukowo zweryfikowane przesłanki do natychmiastowego wprowadzania programów naprawczych w zakresie nauczania matematyki" - podkreśla rzeczniczka MEN.
Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź