Ciężko ranna Maja musiała trafić ze szpitala w Skierniewicach do specjalistycznego szpitala dziecięcego. Na transport czekała niemal 80 minut, bo lekarze ciągle prosili o śmigłowiec. Czy popełnili błąd? Sprawdzi to krajowy konsultant ds. medycyny ratunkowej. Sprawę bada też prokuratura.
Maja miała pękniętą czaszkę po tym, jak na jej głowę spadło betonowe przęsło ogrodzenia. Do szpitala w Skierniewicach trafiła 27 października ok. godz. 17:40. Szybko okazało się, że dziecko musi trafić do szpitala specjalistycznego. Karetka ze Skierniewic wyjechała dopiero o 19:15.
Wcześniej lekarze ze Skierniewic czterokrotnie prosili o przysłanie śmigłowca, chociaż już po pierwszej rozmowie wiedzieli, że Maja musi być przewożona karetką. Dwie najbliższe bazy LPR już nie pracowały (bo było już po zmroku) a będący w gotowości przez całą dobę śmigłowiec warszawski pomagał akurat przy wypadku komunikacyjnym. Szczegółowo sprawę opisaliśmy na tvn24.pl w zeszłym tygodniu.
Jak się dowiedzieliśmy, prof. Jerzy Ładny, krajowy konsultant ds. medycyny ratunkowej podjął decyzję o przeprowadzeniu kontroli w Skierniewickim szpitalu.
- W poniedziałek w resorcie zdrowia wystąpię o stosowne upoważnienie. Chcę sprawdzić, czy doszło do nieprawidłowości podczas akcji ratowania pacjentki - mówi prof. Ładny.
Marnowali cenny czas?
Krajowy konsultant ds. medycyny ratunkowej podkreśla, że brak dostępności śmigłowca opóźnia akcję ratowniczą.
- LPR uzupełnia system ratownictwa. Jeżeli transport lotniczy nie może pomóc, należy korzystać z karetek. Bez żadnej zwłoki - podkreśla.
Paweł Bruger, rzecznik skierniewickiego szpitala informuje, że w placówce zarządzono wewnętrzne postępowanie wyjaśniające, które nie wykazało żadnych nieprawidłowości.
- Nie zmarnowaliśmy ani jednej minuty. Czekając na transport nasi lekarze stabilizowali stan pacjentki - wyjaśnia rzecznik.
Bruger tłumaczy, istniało duże ryzyko, że umrze podczas transportu. Dlatego medycy chcieli, żeby transport trwał jak najkrócej.
Prokuratorskie śledztwo
Maja przeżyła przejazd karetką ze Skierniewic do Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Po trzech dniach dziewczynka zmarła. Śledztwo w sprawie tej tragedii prowadzi łódzka prokuratura.
Drugi wątek dotyczy akcji ratunkowej. Krzysztof Kopania, rzecznik łódzkiej prokuratury podkreśla, że, procedura transportu dziecka do szpitala o wyższej kwalifikacji mocno się przedłużała.
- Sprawdzamy, czy doszło w tym aspekcie do zaniedbań ze strony szpitala. Jeżeli tak, będziemy sprawdzać, czy mogło to wpłynąć na jej stan zdrowia i szanse pacjentki na przeżycie - tłumaczy prokurator.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź