Ostatnie przymrozki niemal zabiły łodziankę, która przysiadła na chodniku przy przystanku. - Temperatura ciała kobiety spadła do 25 stopni Celsjusza, co oznaczało hipotermię - informuje rzecznik łódzkiego pogotowia.
Zgłoszenie o kobiecie siedzącej na chodniku ratownicy medyczni dostali w środę rano.
- Zespół wyjechał o godzinie 6:17. Na miejscu okazało się, że u kobiety występowały głębokie zaburzenia świadomości. Jej tętno było słabo wyczuwalne, a temperatura ciała spadła do 25 stopni Celsjusza - mówi Adam Stępka, rzecznik łódzkiego pogotowia.
Ratownicy rozpoznali hipotermię i rozpoczęli ogrzewanie kobiety.
- Została ona rozebrana z odzieży wierzchniej i przykryta kocem termicznym. Natychmiast została przewieziona do Centrum Kliniczno-Dydaktycznego w Łodzi przy ulicy Pomorskiej - mówi Stępka.
Według informacji pogotowia kobieta najpewniej chciała jechać autobusem, wychłodzona kucnęła przy przystanku, a później przysiadła na chodniku.
Widzisz? Reaguj!
Ratownicy apelują, żeby przy niskich temperaturach zwracać uwagę na osoby siedzące w miejscach publicznych i leżące na ulicy.
- Hipotermia ma kilka stopni. Zaczyna się od dreszczy, potem następuje apatia, zaburzenia mowy, koordynacji ruchu i świadomości - informuje Adam Stępka.
Podkreśla, że objawy wychłodzenia mogą przypominać zachowanie osoby pod wpływem alkoholu.
- Apelujemy o reagowanie. Osoba wychłodzona powinna zostać okryta kocem albo płaszczem. Trzeba pamiętać o odizolowaniu przemarzniętego człowieka od podłoża - podkreśla rzecznik pogotowia.
Jeżeli osoba jest przytomna, można jej podać coś ciepłego.
- Uczulam osoby wybierające się na wycieczki na przykład do lasu, w trakcie turystyki górskiej, że warto nosić ze sobą ogrzewacze chemiczne. Mogą one uratować życie - kończy Stępka.
Autor: bż/ks / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: tvn24