Nóż w ciało Mateusza wbił 13 razy. Od zabójstwa w centrum Łodzi minęło blisko sześć lat. Proces Rafała N., który sam siebie nazwał "bestią", skończył się właśnie po raz drugi. Wyrok - dożywocie.
Zabił w nocy, bez szczególnego powodu. 25-letni dziś Rafał N. w lutym 2013 roku zadał 13 ciosów nieznanemu sobie mężczyźnie. Trzy lata temu został prawomocnie skazany na dożywocie, ale ten wyrok został uchylony przez Sąd Najwyższy, który uznał, że niektóre zarzuty kasacyjne były zasadne.
Sąd pierwszej i drugiej instancji - zdaniem Sądu Najwyższego - nie przeprowadził analizy, która stwierdziłaby, w jakim stopniu leki przyjmowane przez skazanego mogły wpływać na jego zachowanie. Sprawa trafiła do ponownego rozpatrzenia przez Sąd Apelacyjny. W trakcie rozprawy - jak wskazywał SN - należało też zweryfikować, czy nie ma żadnych okoliczności wskazujących na to, że Rafał N. był niepoczytalny.
- W czasie wznowionej rozprawy wypełniono te zalecania. Ostatecznie sąd podtrzymał wcześniejszy wyrok w tej sprawie - informuje sędzia Piotr Feliniak z Sądu Apelacyjnego w Łodzi.
Bez wpływu
W czasie wznowionego procesu sąd przesłuchał biegłych. Między innymi toksykologa, który stwierdził, że leki przyjmowane przez nożownika zawierały głównie kofeinę i nie mogły w żaden sposób wpłynąć na decyzje podejmowane przez 25-latka.
Sąd wyłączył jawność w zakresie dotyczącym poczytalności skazanego.
- Mogę jednak powiedzieć, że biegli nie dopatrzyli się żadnych okoliczności wskazujących na to, że mężczyzna działał w warunkach ograniczenia poczytalności - mówi sędzia Feliniak.
Wydany właśnie wyrok jest prawomocny, ale obrońca skazanego może po raz kolejny wnieść kasację do Sądu Najwyższego.
Śmierć w sercu miasta
Do zbrodni doszło w centrum Łódź. Śledczy ustalili, że około godz. 3 w nocy na murku pod jednym z lokali na Piotrkowskiej usiadł 20-letni Mateusz ze swoją dziewczyną. Kiedy para rozmawiała, obok przechodził Rafał N. z kolegą. Mężczyzna potknął się o nogę kobiety i uderzył ją w twarz. Potem poszedł dalej.
Chłopak uderzonej pobiegł za napastnikiem. Kiedy do niego dobiegł, otrzymał 13 ciosów nożem - w tym kilka śmiertelnych. Rafał N. i jego kolega zostawili zakrwawionego 20-latka na chodniku i poszli dalej. Mateusz zmarł po kilku minutach.
Zbrodnia na ul. Piotrkowskiej poruszyła łodzian. W reakcji na tragedię kilkaset osób wzięło udział w marszu "solidarności społecznej i poprawy bezpieczeństwa w mieście". Władze miasta zapowiedziały wówczas zwiększenie liczby patroli policji i straży miejskiej w centrum Łodzi.
Podczas uzasadniania wyroku pierwszej instancji sędzia podkreślał, że zbrodnia, której dopuścił się Rafał N., była "bez żadnego powodu czy motywu". A skazany "chciał zabijać".
- Podłożem była wrogość do innych osób, a bodźcem fakt, że pozbawiony życia Mateusz zareagował na chamskie zachowanie oskarżonego wobec kobiety. Zachowanie Rafała N. zasługuje na szczególne potępienie - uzasadniał sędzia.
"Jestem dla was bestią"
N. na początku procesu w swojej sprawie okazał skruchę.
- Przepraszam wszystkich, przepraszam rodzinę Mateusza. Wiem, że jestem dla was bestią. Ciężko mi z tym żyć - mówił w sądzie podczas swojej pierwszej rozprawy.
Przed sądem podkreślał, że chce podjąć się resocjalizacji i "czytać książki". Dodawał, że "wstydzi się tego, jak chciał być postrzegany".
Po zatrzymaniu chciał nawiązać kontakt z rodzicami swojej ofiary. Napisał do nich list, bo "odczuwał taką wewnętrzną potrzebę". Deklarował, że chce wrócić do społeczeństwa.
- Zdaję sobie sprawę, że zrobiłem coś strasznego. Sam zgłosiłem się na policję i muszę ponieść karę. Każdego dnia cierpię coraz bardziej - pisał w liście.
Ta skrucha jednak mało pasuje do tego, co N. robił po tym, jak trafił do celi. Według ustaleń Straży Więziennej pastwił się nad innym osadzonym - m.in. miał polewać go wrzątkiem.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź