Śledztwo w sprawie największej w Polsce piramidy finansowej zmierza ku końcowi. Małżeństwo P., które miało oszukać ponad 18 tys. osób może zostać skazane na 15 lat więzienia. - Tracimy wiarę w to, że kiedykolwiek odzyskamy oszczędności życia - mówią tvn24.pl poszkodowani przez Amber Gold.
Siedem metrów kwadratowych. Cela o takich wymiarach jest od dwóch lat domem dla Marcina P., człowieka, który jeszcze niedawno miał wszystko - pieniądze, luksusowe samochody i apartamenty.
Były prezes Amber Gold dzisiaj je plastikowymi sztućcami (dla własnego bezpieczeństwa) i widuje tylko strażników w areszcie śledczym w Piotrkowie. Siedzi w jednoosobowej celi i na spacerach jest sam. Czas spędza głównie na czytaniu akt we własnej sprawie. A jest co wertować - sprawa Amber Gold liczy dzisiaj 2 600 tomów.
Od czasu do czasu Marcin P. widuje się ze śledczymi. Ostatni raz był w łódzkiej prokuraturze w ubiegłym tygodniu. Wtedy - podobnie jak przy każdej innej wizycie - odmówił składania wyjaśnień i stwierdził, że nie czuje się winny.
Pod sąd w przyszłym roku
W ciągu ostatnich dwóch lat prokuratorzy wielokrotnie informowali o tym, że zakres stawianych zarzutów Marcinowi P. został rozszerzony. Teraz - na finiszu śledztwa - P. jest podejrzany o 25 przestępstw.
Jego żona, Katarzyna ma o osiem zarzutów mniej. Para - zdaniem śledczych - razem oszukała 18 tys. osób. Ona też nie chce się z niczego tłumaczyć; też nie czuje się winna.
- Podejrzani doprowadzili do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w kwocie prawie 851 mln złotych - informuje Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury i dodaje, że małżeństwu P. grozi 15 lat więzienia.
Kiedy para stanie przed sądem? Już wiadomo, że śledztwo - wbrew wcześniejszym zapewnieniom prokuratorów - nie zakończy się w tym roku. Nie zmienia to faktu, że śledztwo jest na finiszu - akt oskarżenia ma trafić do sądu na początku przyszłego roku.
Pieniądze pod gruzami piramidy
Od pięciu miesięcy w szpitalu przebywa Bogdan Selonka z Gdańska. W sierpniu miał wypadek, po którym stracił czucie w rękach i nogach.
- Tata potrzebuje stałej opieki. Na leczenie wydajemy po kilka tysięcy złotych miesięcznie. Byłoby nam łatwiej, gdyby nie to, że tata w Amber Gold stracił oszczędności życia - 60 tys. złotych. Tracimy nadzieję, że kiedykolwiek coś z tego odzyska - opowiada tvn24.pl Paweł Selonka.
Nasz rozmówca opowiada, że jego ojciec od dwóch lat nie jest tą samą osobą.
- Chciał nam pomóc w życiu, mnie i córce - dlatego zainwestował w Amber Gold. Kiedy dowiedział się, że była to piramida finansowa, wpadł w ciężką depresję - mówi Paweł Selonka.
Według prokuratury małżeństwo P. świadomie złamało życie Bogdanowi Selonce i wszystkim innym, którzy im zaufali. - Amber Gold w założeniu miała być piramidą finansową. Firma nie miała zewnętrznych źródeł finansowania - mówi prokurator Krzysztof Kopania.
Długa lista, mało do dzielenia
Żaden z klientów Amber Gold nie odzyskał pieniędzy po tym, jak firma ogłosiła likwidację. Dzisiaj mieniem firmy zarządza syndyk. Jego przedstawiciel, Józef Dębiński mówi, że jeszcze żaden z poszkodowanych nie otrzymał rekompensaty. I prawdopodobnie nie otrzyma jeszcze przez wiele miesięcy.
- Wciąż nie mamy pełnej listy wierzycieli. Liczy ona już 12 140 pozycji, ale każda z nich musi zostać dokładnie zbadana - mówi nam Dębiński.
A to musi potrwać - zwłaszcza, że do syndyka zgłaszali się też oszuści, którzy rzekomo stracili pieniądze. Lista wierzycieli ma być gotowa w marcu, albo kwietniu przyszłego roku.
- Wszystko musimy zweryfikować. Wtedy będziemy w stanie ustalić, ile Amber Gold musi oddać. To prawdziwie mrówcza praca, trochę tak jakby ktoś wertował książkę telefoniczną. Tyle, że zamiast numeru obok nazwiska mamy historię przekazanie oszczędności życia - tłumaczy nasz rozmówca.
Już teraz wiadomo, że suma należności to co najmniej 550 mln złotych, do których trzeba doliczyć prawie 100 mln odsetek. Tymczasem zabezpieczone przez syndyk mienie to 33,6 mln złotych. Do tego dojdzie około 60 mln złotych z pożyczek, które udzielała firma. Dziura w rachunku to co najmniej pół miliarda złotych...
Piramida budowana przez trzy lata
Amber Gold to firma, która miała inwestować w złoto i inne kruszce. Działała od 2009 r., a klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji - przekraczającym nawet 10 proc. w skali roku - które znacznie przewyższało oprocentowanie lokat bankowych.
Pieniądze z lokat były wydawane na różne cele. Na działalność lotniczą, w tym finansowanie linii OLT Express, przeznaczono prawie 300 mln zł, ponad 214 mln zł wydano na bieżącą działalność spółki, w tym m.in. na zakup nieruchomości czy reklamę. Ustalono, że prezes Amber Gold Marcin P. i jego żona wypłacili sobie w sumie 18,8 mln zł "pensji".
13 sierpnia 2012 r. firma ogłosiła likwidację, tysiącom swoich klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy i odsetek od nich.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź