- Chciałem pomóc rodzinie, a jej zaszkodziłem - mówił i płakał na sali rozpraw Krzysztof W., oskarżony o spektakularną kradzież 8 milionów złotych. Przez kilka miesięcy wcielał się w rolę fałszywego konwojenta, w kluczowym momencie odjechał furgonetką pełną pieniędzy. W sądzie poniosły go emocje, prosił sędziego o wypuszczenie go z aresztu. Bezskutecznie. Zamiast do domu pójdzie do psychiatry.
- Nie uciekłem, nie ukrywałem się. Może jakbym miał pieniądze, to przeszłoby mi to przez myśl. Ale ich nie miałem, musiałem zostać tam, gdzie czułem się bezpiecznie. W domu - mówił w środę Krzysztof W.
Prosił sąd o to, żeby już nie przedłużał mu aresztu. Nie potrafił ukryć emocji - siedząc na ławie oskarżonych, ocierał łzy. Kiedy sąd pozwolił mu zająć stanowisko, łamał mu się głos.
- Żałuję tego czynu. Wiem, że źle zrobiłem - podkreślał.
Jego skrucha na nic się zdała. Sędzia przedłużył mu pobyt w areszcie o kolejne trzy miesiące.
Łykał sterydy, nawet 15 pigułek dziennie?
Wiele wskazywało na to, że już dziś przewód sądowy po skoku stulecia zostanie zakończony i dojdzie do mów końcowych. Plany jednak się zmieniły, bo obrońca Krzysztofa W. przedstawił opinię lekarza, który wskazuje, że substancje, które przyjmował przed skokiem fałszywy konwojent, mogły wpłynąć na jego psychikę.
- To były sterydy, które mój klient przyjmował w bardzo dużych ilościach. Dostarczał mu je inny oskarżony, Adam K. - podkreślał obrońca Krzysztofa W., mec. Marcin Olejnik.
Jak wynika z wersji fałszywego konwojenta, łykał on dziennie 15 pigułek: cztery rano, pięć po południu i sześć na noc. Wszystko po to, żeby szybko przytyć, by stać się nierozpoznawalnym.
- Nigdy nie widziałem ulotki tych specyfików. Nawet nie wiedziałem, jak tak naprawdę nazywają się te pigułki - podkreślał dzisiaj oskarżony przed sądem.
Sprawdzi go psychiatra
Sędzia podkreślił, że ze względów formalnych nie może włączyć przedstawionej mu opinii lekarskiej do materiału dowodowego. Uznał jednak, że należy sprawdzić wpływ medykamentów na Krzysztofa W. Dlatego powołał biegłego psychiatrę, który w najbliższym czasie będzie badał fałszywego konwojenta.
8 milionów zniknęło. Media: skok stulecia
Krzysztof W. był kierowcą, który 10 lipca odjechał bankowozem spod banku w Swarzędzu.
Na potrzeby skoku przytył, zgolił włosy i zapuścił brodę. Został zatrudniony na podstawie fałszywych dokumentów jako Mirosław Duda. (Jak to było być Dudą - przeczytaj reportaż w Magazynie TVN24)
10 lipca 2015 w kierowanym przez niego samochodzie było ponad 8 mln złotych. Spod banku w Swarzędzu pojechał na leśny parking, gdzie gotówka została przeładowana do samochodów osobowych. Potem sprawcy wytarli pojazd chlorem (żeby nie zostawiać śladów) i go porzucili.
Prokuratorzy oprócz niego oskarżyli w tej sprawie jeszcze dwóch architektów skoku – Adama K. i Marka K. Wśród oskarżonych jest też Dariusz D., który pomagał przerzucać pieniądze na leśnym parkingu. Cała czwórka jest oskarżona o kradzież ponad 8 mln złotych i udział w zorganizowanej grupie przestępczej.
Wielkim nieobecnym na ławie oskarżonych jest Grzegorz Łuczak. To wiceprezes firmy ochroniarskiej, która zatrudniła fałszywego konwojenta. Łuczak jest wciąż poszukiwany listem gończym. Oskarżeni, którzy już zostali przesłuchani, twierdzą, że to właśnie Łuczak wymyślił "superskok". Marek K. zeznał, że Łuczak do przestępstwa przekonywał innych tym, że "ewentualna wtopa nie będzie tragedią".
Na ławie oskarżonych zasiadają jeszcze: 47-letnia Agnieszka K. i 71-letni Wojciech M., którzy oskarżeni są o pomoc w ukryciu zrabowanych pieniędzy i wpłacenie na założone konto w jednym z banków 250 tys. zł.
Autor: bż/i/jb / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź