Marcin Szadkowski jest rolnikiem i od 2018 roku radnym w radzie miasta Koluszki (woj. łódzkie). Urzędnicy w zeszłym roku zorientowali się, że samorządowiec nie tylko zasiał pszenicę na ziemi należącej do gminy, ale też domagał się rekompensaty, bo przez suszę plony były zbyt niskie. Sprawa trafiła do prokuratury, ale śledczy właśnie ją umorzyli tłumacząc, że gmina nie poniosła z tego tytułu żadnej straty.
Historię ziemi uprawianej przez radnego PiS Marcina Szadkowskiego po raz pierwszy opisywaliśmy w sierpniu ubiegłego roku, kiedy to rada gminy zdecydowała się wygasić jego mandat. Poszło o to, że radny od lat uprawia działkę przy ul. Okrzei w Koluszkach. W zeszłym roku zasiana była tu pszenica samorządowca. Problem w tym, że - jak twierdzi Mateusz Karwowski, dyrektor Wydziału Inwestycji i Rozwoju Gospodarczego w koluszkowskim magistracie - ziemia przy Okrzei nie należy do radnego, tylko... do gminy.
Sprawa zbulwersowała urzędników dodatkowo, bo radny nie tylko uprawiał ziemię, ale też w ubiegłym roku wystąpił do miasta z wnioskiem o oszacowanie straty, które - jako rolnik - poniósł na skutek suszy. We wniosku uwzględnił między innymi ziemię znajdującą się przy ul. Okrzei.
Gmina Koluszki zawiadomiła o wszystkim prokuraturę. W zawiadomieniu czytamy, że radny mógł dopuścić się przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków, bo bez tytułu prawnego uprawiał ziemię, która nie była jego - żeby osiągnąć korzyść majątkową.
Prokuratura Rejonowa w Brzezinach po kilku miesiącach badania sprawy umorzyła śledztwo.
Bez straty
W uzasadnieniu decyzji czytamy, że gmina nie poniosła żadnych strat. Śledczy zwracają uwagę, że dwa tygodnie po pierwszym wniosku Szadkowski zmienił zdanie w sprawie dopłat bezpośrednich. W poprawce już nie domagał się pieniędzy za ziemię gminy.
"Jak zeznał Marcin Szadkowski, prowadzi on działalność w obrębie różnych miejscowości, a jego działalność jest prowadzona przez biuro księgowe i doszło do pomyłki, którą niezwłocznie sprostował" - czytamy w uzasadnieniu decyzji prokuratury.
Poprawiony wniosek został przyjęty i - finalnie - radny nie otrzymał pieniędzy, które mu się nie należały. A to, jak tłumaczy prokuratura, oznacza, że gmina nie poniosła żadnych strat.
"Jeżeli doszło do przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariusza publicznego, ale nie doprowadziło ono do powstania szkody, zachowanie takie może być jedynie podstawą odpowiedzialności służbowej lub dyscyplinarnej" - podkreśla prokuratura, przypominając przy tym orzecznictwo Sądu Najwyższego.
Konsekwencje
Gmina Koluszki może złożyć zażalenie na prokuratorską decyzję o umorzeniu śledztwa. Z naszych informacji wynika, że decyzja co do tego jeszcze nie zapadła.
Marcin Szadkowski na razie nie poniósł też żadnych konsekwencji służbowych. Bo chociaż inni radni wygasili mu mandat (za wnioskiem o przedterminowym zakończeniu kadencji zagłosowało 13 radnych. Szadkowskiego nie wsparli nawet koledzy z PiS, którzy wstrzymali się od głosu) to radny odwołał się od tej decyzji do sądu.
We wrześniu 2019 roku Wojewódzki Sąd Administracyjny przyznał rację radnym, ale decyzja ta nie jest prawomocna. Pod koniec stycznia o przyszłości Marcina Szadkowskiego w radzie gminy zadecyduje Naczelny Sąd Administracyjny.
Pół miliona
Działki, przez które problemy ma radny mają numer ewidencyjny 81 i 82. Obowiązuje tutaj plan zagospodarowania przestrzennego wskazujący, że to grunt pod zabudowę. Według gminnych wyliczeń, to łącznie pół hektara, warte pół miliona złotych.
Marcin Szadkowski o swoim spojrzeniu na zamieszanie z działkami opowiadał podczas sesji rady miasta, kiedy głosowano skrócenie jego kadencji. Radny klubu PiS w swoim krótkim wystąpieniu podkreślił wtedy, że nie ma podstaw do wygaszenia mu mandatu, bo - wbrew temu, co mu się zarzuca - nie uprawia gminnej ziemi.
- Te grunty są moją własnością - powiedział.
Dodał, że ziemia przy ulicy Okrzei jest w "posiadaniu i władaniu" jego rodziny od 30 lat. A w związku z tym stał się on właścicielem poprzez zasiedzenie.
Pytany przez innych radnych o dokumenty potwierdzające własność, stwierdził, że takowych nie potrzebuje.
- To wszystko jest w przepisach. Decyzja sądu w tym zakresie będzie miała charakter deklaratoryjny - mówił.
- Niech pan nas przekona, że tych gruntów nie używa pan bezprawnie - wnosiła radna Maria Markowska-Kurc z Razem dla Gminy.
- Jeszcze raz podkreślam. Ten grunt jest moją własnością i nic więcej w tej sprawie nie mam do powiedzenia - odparł samorządowiec PiS.
"Radny zbyt zaradny"
O tym, że o żadnym zasiedzeniu mowy być nie może, przekonany jest jednak Mateusz Karwowski, dyrektor Wydziału Inwestycji i Rozwoju Gospodarczego w koluszkowskim magistracie.
- Pan radny jest po prostu zbyt zaradny. Czerpanie korzyści z ziemi, która jest własnością gminy, jest nie fair względem mieszkańców - podkreśla.
Na dowód, że działka nie jest Szadkowskiego, nasz rozmówca przywołuje decyzję komunalizacyjną z 2005 roku.
- Ta decyzja jest prawomocna i obowiązuje od czternastu lat. To jedyne dokumenty w księgach wieczystych tej ziemi - podkreśla Mateusz Karwowski.
Nasz rozmówca zaznacza, że obecny radny do niedawna nie kwestionował tego, czyja jest ziemia przy Okrzei.
Dwa lata temu - jak informuje Karwowski - miał on tłumaczyć urzędnikom, że w 2001 roku - już po śmierci ojca - dostał zgodę na użytkowanie nieruchomości "do momentu upomnienia się o ww. nieruchomość przez Gminę Koluszki". Szadkowski pamiętał, że zgoda była udzielona ustnie, ale nie wskazał przez kogo.
W 2017 roku - jak wynika z dokumentu - Szadkowski zaproponował miastu, że będzie nadal bezpłatnie dzierżawił grunt. A jeśli miasto by na to się nie zgodziło, to wnioskował o "utrzymanie nieruchomości w dobrej kulturze rolnej", czyli bez chwastów. Zależało mu na tym, bo od lat dzierżawi działkę sąsiednią.
- Obecny radny PiS pytał nas wtedy, czy może dalej użytkować grunt. Dostał odpowiedź, że tylko wtedy, jeżeli podpisze odpłatną umowę dzierżawy z gminą. Nie zdecydował się na to, więc sprawa z naszej perspektywy była zakończona - tłumaczy Mateusz Karwowski.
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź