- Polecił mi go jeden z pracowników. Zadzwonił i powiedział, że ma zaufanego człowieka – opowiadał we wtorek przed łódzkim sądem kierownik firmy ochroniarskiej w Poznaniu, w której zatrudniony został fałszywy konwojent. W lipcu 2015 roku ukradł on 8 mln złotych. Jemu, podobnie jak trzem wspólnikom, grozi do 10 lat więzienia.
Przesłuchiwany w charakterze świadka kierownik firmy ochroniarskiej opowiadał, jak wyglądały pierwsze chwile po tym, jak fałszywy konwojent odjechał bankowozem pełnym gotówki spod banku w Swarzędzu.
- Zadzwonił do mnie konwojent, który tego dnia napełniał bankomaty gotówką. Usłyszałem, że konwojenci weszli we dwóch do banku wykonywać obowiązki. Kiedy wyszli, bankowozu już nie było – tłumaczył świadek. - Ja kazałem im biec na komisariat, a sam poszedłem szybko sprawdzić GPS – opowiadał.
Jak mówił we wtorek przed sądem, urządzenia wskazywały, że bankowóz ciągle jest pod bankiem w Swarzędzu. Sygnał był jednak "dziwny" - raz po raz punkt wskazujący pozycję na mapie znikał i się pojawiał.
- Poprosiłem konwojentów, żeby szybko sprawdzili, czy Duda (fałszywy konwojent - red.) nie przeparkował gdzieś pojazdu. Oni odpowiedzieli, że już patrzyli. Byli zdenerwowani, mówili, że to nie są żarty - zeznawał.
"Mam dla ciebie zaufanego człowieka"
Kierownik firmy ochroniarskiej opowiadał też, jak to się stało, że fałszywy konwojent został zatrudniony do pracy kierowcy bankowozu.
- W maju zadzwonił do mnie jeden z pracowników, który powiedział, że ma zaufanego człowieka, który chce się przenieść do Poznania. Ucieszyłem się, bo brakowało nam rąk do pracy – mówił.
Tym zaufanym pracownikiem był były policjant, Robert L., który we wtorek był przesłuchany jako drugi.
- Pomogłem w przenosinach, bo poprosił mnie o to mój kolega, z którym kiedyś pracowałem na komisariacie. Powiedział, że jego znajomy, ochroniarz z uprawnieniami musi się przenieść do Poznania Powiedział, że to bardzo solidny facet, któremu trzeba pomóc – mówił przed sądem L.
Jak ustalili później śledczy, policjant skontaktował się z Robertem L. na prośbę Adama K. - jednego z architektów "superskoku".
Superskok
Kierowcą, który 10 lipca odjechał bankowozem spod banku w Swarzędzu był Krzysztof W., który na potrzeby skoku przytył, zgolił włosy i zapuścił brodę. Został zatrudniony na podstawie fałszywych dokumentów jako Mirosław Duda. 10 lipca 2015 w kierowanym przez niego samochodzie było ponad 8 mln złotych. Spod banku w Swarzędzu pojechał na leśny parking, gdzie gotówka została przeładowana do samochodów osobowych. Potem sprawcy wytarli pojazd chlorem (żeby nie zostawiać śladów) i go porzucili.
Prokuratorzy oprócz niego oskarżyli w tej sprawie jeszcze dwóch architektów skoku – Adama K. i Marka K. Wśród oskarżonych jest też Dariusz D., który pomagał przerzucać pieniądze na leśnym parkingu. Cała czwórka jest oskarżona o kradzież ponad 8 mln złotych i udział w zorganizowanej grupie przestępczej.
Wielkim nieobecnym na ławie oskarżonych jest Grzegorz Łuczak. To wiceprezes firmy ochroniarskiej, która zatrudniła fałszywego konwojenta. Łuczak jest wciąż poszukiwany listem gończym. Oskarżeni, którzy już zostali przesłuchani twierdzą, że to właśnie Łuczak wymyślił "superskok". Marek K. zeznał m.in., że Łuczak do przestępstwa przekonywał innych tym, że "ewentualna wtopa nie będzie tragedią".
Na ławie oskarżonych zasiadają jeszcze 47-letnia Agnieszka K. i 71-letni Wojciech M., którzy oskarżeni są o pomoc w ukryciu zrabowanych pieniędzy i wpłacenie na założone konto w jednym z banków 250 tys. zł.
Zaznania fałszywego konwojenta odczytano już na początku stycznia. Skarżył się, że czuje się wykorzystany przez wspólników.
Źródło zdjęcia głównego: TVN24