- Nie mamy jak przejechać, bo na ciasnych ulicach kierowcy nie mają jak nam ustąpić drogi - mówi Paweł Stefański, kierowca łódzkiej karetki. Stefański, podobnie jak inni ratownicy medyczni robią co mogą, żeby prowadzone w Łodzi remonty nie sprawiły, że pacjenci muszą dłużej czekać na pomoc. Na razie się to udaje, ale szefostwo pogotowia nie pozostawia złudzeń: "musimy szukać nowych rozwiązań".
- Mamy rozstawione zespoły po całym mieście, żeby ratownicy jadący na wezwanie nie musieli przedzierać się przez zatłoczone miasto - mówi Bogusław Tyka z łódzkiego pogotowia. - Dzięki temu od momentu rozpoczęcia remontów czas dojazdu do pacjenta się nie wydłużył. Na razie możemy jechać zamkniętą dla innych trasą W-Z. Pytanie, co będzie kiedy i ten odcinek zostanie rozkopany? - zastanawia się dyrektor.
Walka z czasem
- Każda stracona minuta może sprawić, że nie uda nam się uratować czyjegoś życia, dlatego dobrze planujemy trasy, po których jeździmy. Musimy być bardzo uważni, bo na niektórych ulicach kierowcy nie mają jak nam ustąpić drogi, bo po prostu nie mają miejsca - opowiada Paweł Stefański, ratownik medyczny, który jest kierowcą w jednej z łódzkich karetek.
Ratownicy podkreślają, że od poniedziałku, kiedy w samym sercu Łodzi zamknięty został fragment al. Mickiewicza i Piłsudskiego (główna arteria łącząca wschód z zachodem miasta), ich praca stała się jeszcze bardziej stresująca.
- Musimy radzić sobie z emocjami. A te potrafią być olbrzymie, kiedy widzimy, że tracimy bezcenny czas. Łódź jest specyficznym miastem, gdzie w centrum jest bardzo ciasno. Teraz, kiedy trwają remonty jest naprawdę ciężko - dodaje Stefański.
Przecisnąć się przez miasto
- Od kiedy miasto zostało rozkopane, coraz większa ilość samochodów próbuje przebijać się na sygnale - denerwuje się dyrektor Tyka. - Widziałem już, jak na sygnale jechali gazownicy, którzy zatrzymali się przed dniem Wszystkich Świętych i poszli zapalać znicze. Przez takie praktyki ludzie coraz mniej chętnie przepuszczają uprzywilejowane pojazdy - zaznacza dyrektor.
Ratownicy mówią, że kierowcy często nie wiedzą, jak zachować się widząc nadjeżdżające pogotowie.
- Wielu próbuje cofać, albo zjeżdżać na sąsiedni pas ruchu. Niepotrzebnie, bo wprowadzają chaos. Najważniejsze, żeby zjechali na bok. Tylko tyle i aż tyle - mówi Paweł Stefański.
Przesiądą się na motory?
Dyrekcja łódzkiego pogotowia wystąpiła także do urzędu miasta o zakup dwóch motocykli, na których jeździć mieliby ratownicy.
- Jednoślady szybciej przedrą się przez miasto. Ratownik na motocyklu mógłby w ten sposób udzielić pierwszej, najważniejszej pomocy zanim dojedzie "tradycyjna" karetka. Podobne rozwiązanie z sukcesem wprowadzono trzy lata temu w Olsztynie - przypomina Tyka.
Na wniosek o kupno motocykli łódzki magistrat jeszcze nie odpowiedział. Tyka mówi, że jeżeli motocykle nie będą sfinansowane przez urząd, będzie szukał sponsorów.
Czas mierzą też strażacy
Na czas przez miasto przejechać muszą też strażacy, którzy też szukają sposobów radzenia sobie z korkami.
- Do każdego zgłoszenia wyjeżdżają obecnie strażacy z dwóch okolicznych baz. Sprawdzamy, który zespół pojawi się na miejscu jako pierwszy. Dzięki temu przygotujemy nową mapę rejonizacyjną - mówi Arkadiusz Makowski z Wojewódzkiej Straży Pożarnej w Łodzi. - Zespoły mierzą też czas dojazdu na akcję. Sprawdzamy w ten sposób czy i o ile zwiększył się czas naszej reakcji - dodaje strażak.
Masz problem z jazdą po rozkopanym mieście? Widziałeś karetkę, która nie mogła przebić się przez zakorkowane ulice? Czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: BŻ/par / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź | TVN24 Łódź