Waży nieco ponad pół kilograma, ale może zdziałać cuda. Pacjenci jednej z łódzkich klinik korzystają ze specjalnej kamizelki z kardiowerterem-defibrylatorem serca. I chociaż nazwa jest skomplikowana, to działanie urządzenia jest proste: chodzi o ratowanie życia.
Kamizelka jest testowana w klinice elektrokardiologii Uniwersytetu Medycznego. Urządzenie jest wyposażone w cztery elektrody do rejestracji EKG.
Jeżeli system wykryje, że noszący kamizelkę pacjent ma migotanie komór, uruchamiane są elektrody defibrylujące. Obok nich jest mechanizm uwalniający żel przed wyładowaniem elektromagnetycznym.
- Kamizelka rozpoznaje groźną dla życia arytmię i przerywa ją szokiem elektromagnetycznym - opowiada prof. Jerzy Wranicz, kierownik kliniki elektrokardiologii.
W Łodzi kamizelkę nosi czterdziestu pacjentów. Urządzenia są noszone przez nich po wypisaniu do domu. Kamizelka ma ich monitorować przez 23 godziny na dobę - z przerwą na toaletę.
Uratowany
Kamizelka uratowała już życie jednemu z pacjentów - panu Jerzemu Głasińskiemu. Dostał migotania komór. Jedynym ratunkiem była natychmiastowa defibrylacja.
- Mam ślad po tym, jak przypaliła mnie ta elektroda. Żel wyszedł, cała koszulka wybrudzona - uśmiecha się mężczyzna przed kamerą TVN24.
Etap wstępny
Lekarze z Uniwersytetu Medycznego tłumaczą, że chorzy muszą nosić kamizelki przez pierwsze trzy miesiące.
- Potem można stwierdzić, czy pacjent wymaga wszczepienia podskórnego defibrylatora, czy jego stan poprawił się na tyle, że nie jest to konieczne - wyjaśnia dr Bożena Urbanek.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl
Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: tvn24