Justyna dusiła się w karetce. "Wypadła jej rurka intubacyjna, lekarka wyszła"

Pacjentka nie żyje
Pacjentka nie żyje
Źródło: TVN24 Łódź

Justyna przewożona była z jednego szpitala do drugiego. Cały czas była zaintubowana. Już pod szpitalem z karetki wyszła opiekującą się 32-latką lekarka, rurka intubacyjna się wysunęła, kobieta zaczęła się dusić - ustalili śledczy. Jak dowiedział się portal tvn24.pl lekarka właśnie usłyszała zarzuty, grozi jej 5 lat więzienia. Jej pacjentka zmarła.

Do dramatu doszło 30 marca 2015 roku. Lekarze ze szpitala w Rawie Mazowieckiej (woj. łódzkie) zadecydowali o konieczności przewiezienia 32-letniej pacjentki do placówki o wyższym stopniu referencyjności - do Brzezin. Pacjentka przed podróżą została zaintubowana. Podróż przebiegała bez komplikacji. Problemy - jak ustalili prokuratorzy - pojawiły się już na miejscu.

- Lekarka, która odpowiedzialna była za stan pacjentki opuściła karetkę i poszła na izbę przyjęć szpitala w Brzezinach - mówi tvn24.pl Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.

Wtedy, jak dodaje Kopania, rurka intubacyjna, która dostarczała tlen 32-latce lekko się wysunęła. - Jej końcówka znalazła się powyżej strun głosowych - wyjaśnia prokurator.

Młoda pacjentka zaczęła się dusić. Saturacja (nasycenie) krwi tlenem zaczęła naglę spadać.

Śpiączka i śmierć

To, że z 32-latką dzieje się coś złego, zauważył obecny w karetce ratownik medyczny.

- Podjął próbę wentylacji ambu. Niestety bezskutecznie. Saturacja spadała dalej - mówi Kopania.

Prokuratorzy informują, że sytuacji zaradziła dopiero lekarka z brzezińskiego szpitala, która na nowo zaintubowała pacjentkę. Niestety, do tego czasu doszło u niej do zatrzymania krążenia i - w konsekwencji - niedotlenienia ośrodkowego układu nerwowego. Pacjentka wpadła w długotrwałą śpiączkę mózgową. Na domiar złego - zachorowała na zapalenie płuc.

Niecałe cztery tygodnie później - 26 kwietnia - kobieta zmarła.

"To był jej błąd"

Bliscy 32-latki zgłosili sprawę do prokuratury. Śledczy poprosili biegłych Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Jagiellońskiego o opinię. Stwierdzili oni, że 69-letnia lekarka popełniła poważny błąd:

"Obowiązkiem lekarza nadzorującego zaintubowanego pacjenta, prowadzonego na oddechu kontrolowanym, jest sprawdzanie stanu rurki respiratora, stężenia gazów, którymi pacjent oddycha oraz monitorowanie czynności życiowych" - stwierdzili.

Lekarka mogła - według obowiązujących procedur - opuścić pacjentkę dopiero wtedy, kiedy ta trafiłaby do monitorowanej, szpitalnej sali.

- Biegli podkreślali, że to na lekarzu spoczywa odpowiedzialność za stan pacjenta aż do momentu przekazania go następnemu lekarzowi - wyjaśnia Kopania.

Lekarze z Zakładu Medycyny Sądowej UJ nie stwierdzili jednoznacznie, czy błąd lekarki przyczynił się do zgonu pacjentki. Kobieta trzy dni przed zajściem w karetce trafiła do szpitala w Rawie, bo miała problemy z oddychaniem.

Bez wyjaśnień

Jak dowiedziała się redakcja tvn24.pl, 69-letnia Ewa S. usłyszała zarzut narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu 32-latki.

- Kobieta nie przyznała się do stawianego zarzutu. Przyznała, że faktycznie opuściła karetkę w krytycznym momencie. Nie składała wyjaśnień - informuje Kopania.

Lekarce grozi do pięciu lat więzienia.

Autor: bż/i / Źródło: TVN24 Łódź

Czytaj także: