- Nie chcę tutaj nikogo atakować imiennie, ale cała ta sprawa doskonale pokazuje, w jakiej sytuacji jesteśmy jako obywatele - opowiada Jarosław Kur. Należąca do niego firma ochroniarska Servo w lipcu 2015 roku została okradziona przez fałszywego konwojenta. Mężczyzna był zatrudniony na podstawie sfałszowanych dokumentów. Kiedy nadarzyła się okazja, odjechał bankowozem wypchanym gotówką i nie pozostawił po sobie żadnych śladów biologicznych czy daktyloskopijnych.
Przestępstwo było nazywane przez media "skokiem stulecia". Ostatecznie fałszywy konwojent wpadł przez błędy swoich kompanów i jednocześnie byłych policjantów - Adama K. (który wymyślił pomysł na "kradzież doskonałą") i Grzegorza Ł. (ówczesnego wiceprezesa Servo, który zatrudnił figuranta w firmie).
/Oglądaj reportaż "Superwizjera TVN" o tym, jak fałszywy konwojent opowiada o kulisach przestępstwa/
O tym, że ten drugi ma coś wspólnego z kradzieżą Jarosław Kur wiedział już niedługo po skoku. - Grzegorza znałem od dziecka i od razu zobaczyłem, że zachowuje się dziwnie, nerwowo. Kiedy zdałem sobie sprawę, że próbuje wprowadzać mnie w błąd w sprawie okoliczności zatrudnienia fałszywego konwojenta, byłem już pewien, że ma coś wspólnego z kradzieżą - mówi Kur.
Wiceprezes Grzegorz Ł. został dyscyplinarnie zwolniony w sierpniu 2015 roku, miesiąc po kradzieży. Mężczyzna pozwał firmę Servo, bo uważał, że stracił stanowisko niezgodnie z prawem. I to właśnie ten wątek został zakończony przez łódzki sąd. Dlaczego to trwało tyle lat?
Zdążył odsiedzieć wyrok
Długotrwałość sprawy jest o tyle zaskakująca, że Grzegorz Ł. niedługo po wyrzuceniu z pracy poszukiwany był przez wielkopolską policję listem gończym w związku z kradzieżą ośmiu milionów złotych. Ostatecznie były wiceprezes został zatrzymany w 2017 roku na terenie Ukrainy, z której trafił do Polski rok później. W 2021 roku został skazany na osiem lat więzienia za udział w grupie przestępczej, która przygotowała i zrealizowała skok. Ł. wyszedł już na wolność, bo od łącznej kary odliczono mu lata spędzone w areszcie.
Skoro zatem udział Grzegorza Ł. w przestępstwie od lat nie budzi żadnych wątpliwości, to dlaczego Sąd Rejonowy dla Łodzi-Śródmieścia dopiero teraz zakończył postępowanie w sprawie powództwa wyrzuconego z pracy wiceprezesa? Z pisma, które trafiło do Jarosława Kura, to nie wynika. Wiadomo jedynie, że decyzja o umorzeniu zapadła 18 listopada 2025 roku (10 lat, 2 miesiące i 21 dni po wpłynięciu powództwa) na posiedzeniu niejawnym.
W zawieszeniu
Żeby poznać kulisy pracy łódzkiego sądu nad powództwem sprzed dekady, kontaktujemy się z sędzią Grzegorzem Gałą, rzecznikiem prasowym do spraw karnych Sądu Okręgowego w Łodzi. Sędzia przekazuje, że chociaż powództwo wpłynęło 28 sierpnia 2015 roku, to trzy miesiące później - 30 listopada 2015 roku - zostało zawieszone. Dlaczego?
- Stało się to wobec toczącego się postępowania karnego przeciwko powodowi, którego wynik miał istotne znaczenie dla sądu pracy - przekazuje sędzia.
Po prawomocnie zakończonym procesie postępowanie w sprawie wyrzucenia Ł. z pracy zostało podjęte na nowo, a potem - ze względów formalnych - znowu zawieszone.
- Ostatecznie postępowanie w sprawie zostało umorzone z powodu niezgłoszenia wniosku o jego podjęcie w ciągu trzech miesięcy od prawomocnego zawieszenia postępowania - przekazał Gała.
Co ciekawe, teoretycznie sprawa może trwać dalej, bo decyzja sądu nie jest prawomocna.
Autorka/Autor: Bartosz Żurawicz
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Superwizjer TVN