30 i 24 miesiące więzienia - to prawomocny już wyrok za próbę wyłudzenia 160 milionów złotych. Za kraty ma iść "malarz" (który rzekomo namalował najdroższe obrazy w historii ludzkości) i człowiek, który je rzekomo kupił za... dwa miliardy złotych. W czasie procesu apelacyjnego błagał sąd "o litość i drugą szansę".
W tej historii występuje dwóch Damianów M. Pierwszy namalował 20 obrazów o różnej tematyce, które potem (jak wynika z dokumentów) sprzedał drugiemu Damianowi M. za... dwa miliardy złotych. Potem nabywca zwrócił się do urzędu skarbowego i zawnioskował o zwrot VAT-u, czyli... 160 milionów złotych.
Obaj mężczyźni zostali skazani we wrześniu ubiegłego roku na więzienie. "Artysta" miał spędzić w celi pięć lat, a nabywca "dzieł sztuki" - o rok mniej. Sąd apelacyjny nie miał wątpliwości, że sędziowie pierwszej instancji prawidłowo "dokonali ustaleń faktycznych".
- Ustalenia te znajdują oparcie w materiale dowodowym. Sąd apelacyjny jednak nie podzielił argumentacji, co do wymiaru kary. Była ona niewspółmierna i zbyt surowa, zwłaszcza, że finalnie do uszczuplenia środków publicznych nie doszło - uzasadniali wyrok sędziowie Sądu Apelacyjnego w Łodzi.
W czwartek sąd drugiej instancji wydał nieco łagodniejszy wyrok: malarz ma w celi spędzić dwa i pół roku. Drugi z Damianów M. (nabywca) ma w więzieniu będzie siedział dwa lata.
Wyrok jest prawomocny.
Łzy na sali rozpraw
Skazany pierwotnie na cztery lata "nabywca dzieł sztuki" w czasie procesu apelacyjnego okazywał skruchę.
- Błagam o litość - mówił przez łzy. Tłumaczył, że cała sprawa wydarzyła się "przez jego głupotę".
- Normalne życie prowadziłem, miałem sklep. Prosperowało wszystko - mówił wyraźnie załamany. Prosił sąd o "jeszcze jedną szansę". Dodawał, że to media zrobiły z niego "największego oszusta".
Dzisiaj nie pojawił się w sądzie, podobnie zresztą jak drugi ze skazanych. Obrońcy obu mężczyzn wnosili o uniewinnienie.
- Jesteśmy zadowoleni z decyzji sądu, od samego początku wskazywaliśmy, że wyrok jest niewspółmiernie surowy. Ostatecznie wyrok dla mojego klienta został słusznie zmniejszony o połowę - komentowała mec. Wiktoria Domaradzka, obrońca nabywcy "dzieł sztuki".
Cena "sztuki"
Pomysł dwóch skazanych już prawomocnie dziś mężczyzn od samego początku był - mówiąc delikatnie - podejrzany dla pracowników skarbówki. Jej przedstawiciele zaalarmowali prokuratorów, którzy stwierdzili, że 20 obrazów rzekomo sprzedanych za dwa miliardy, to nie sztuka.
Śledczy w czasie śledztwa chcieli ustalić, czy dzieła faktycznie są coś warte. Wnioski są dla rzekomego artysty niekorzystne.
- Z opinii biegłego rzeczoznawcy wynika jednoznacznie, że nie noszą one cech dzieł sztuki - informował jeszcze w czasie śledztwa Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
Powołany przez prokuratorów historyk sztuki ocenił, że "dzieła" powstały bez znajomości podstawowych zasad kompozycji i technologii malarskiej. Co gorsza, autor użył do ich wykonania gotowych podobrazi i zastosował nieodpowiedni dla farb akrylowych rozcieńczalnik. Efekt jest taki, że obrazy mają być warte – według opinii specjalisty – nie więcej niż 40-50 złotych za sztukę.
- Ostatecznie rzeczoznawca przyjął, że obrazy mają charakter amatorski - informował prokurator.
Na tym jednak sprawdzanie artystycznej wartości obrazów się nie zakończyło. Śledczy stwierdzili, że dzieła autora nie są notowane w rankingach wycen zamieszczonych na polskich i międzynarodowych portalach aukcyjnych. Co prawda kilka "dzieł sztuki" wystawiono w internecie na sprzedaż, ale - według ustaleń śledztwa - była to próba uwiarygodnienia, że "artysta" ma podstawy do żądania miliardów za swoje płótna.
Autor: bż/i / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź