Historia działa się na naszych oczach - powiedziała dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej Agnieszka Odorowicz tuż po gali, na której reżyser "Idy" Paweł Pawlikowski odebrał Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny.
- Po raz pierwszy w historii polskiego kina mamy Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego. To jest wielka sprawa! Cieszę się tym bardziej, że mieliśmy w sumie bardzo trudną konkurencję. W tej kategorii nominowane były filmy bardzo dobre i mocne. Do końca nie mieliśmy pewności, że zwyciężymy, a jednak tak się stało - powiedziała Odorowicz.
- Trudno, że tylko jeden Oscar na pięć nominacji; czuję, że i tak jesteśmy we wspaniałej sytuacji. Znaleźliśmy się w światowej czołówce. Gratuluję dokumentalistom, którzy się znaleźli w tak znakomitym gronie. Nie zdobyli Oscara, ale moim zdaniem zdobędą go w przyszłości bez problemu - oceniła Odorowicz.
- Przyjechaliśmy do hotelu, gdzie spotykamy się z naszymi przyjaciółmi z Los Angeles i z zaproszonymi gośćmi, aby celebrować otrzymanie statuetki. Czekamy na reżysera, żeby do nas dołączył, co niedługo się stanie - mówiła dyrektor PISF.
"Ida" ze statuetką
W rywalizacji o złotą statuetkę film Pawlikowskiego pokonał w swojej kategorii: rosyjskiego "Lewiatana" w reż. Andrieja Zwiagincewa, argentyńskie "Dzikie historie" w reż. Damiana Szifrona, mauretańskie "Timbuktu" w reż. Abderrahmane Sissako oraz estońsko-gruzińskie "Mandarynki" w reż. Zazy Urushadzego. "Ida", do której zdjęcia kręcono m.in. w Łodzi, jest wspólną produkcją Polski i Danii, zrealizowaną przez studia Opus Film oraz Phoenix Film we współpracy z Portobello Pictures, Phoenix Film Polska i Canal+ Polska. Produkcję dofinansowały m.in. Polski Instytut Sztuki Filmowej i Duński Instytut Filmowy.
Autor: db/kka / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: materialy prasowe dystrybutora