Od kilku lat obstawianie zdobywcy Złotych Lwów na festiwalu w Gdyni to zajęcie ryzykowne. Gusta krytyków i widzów najczęściej rozmijają się z wyborami jurorów. I choć w roli faworyta przyjechali "Chłopi" duetu Welchmanów, to przewrotny obraz historyczny Pawła Maślony "Kos" skradł serca festiwalowej widowni. To film na Złote Lwy.
"Takiego kina historycznego w Polsce jeszcze nie było" - zapowiadał producent przed rokiem, gdy ruszały zdjęcia do filmu "Kos". I rzeczywiście - Paweł Maślona, którego brawurowy debiut "Atak paniki" zachwycił w Gdyni w 2017 roku, potwierdza, że nie boi się kręcić odważnego kina. I lubi zaskakiwać.
Przyszłym widzom "Kosa", który z pewnością będzie frekwencyjnym sukcesem, wypada wyjaśnić, że nim zajął się reżyserią, Paweł Maślona ukończył politologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. I jest to wiadomość istotna, bo już jego głośny debiut zapowiadał twórcę wyjątkowo świadomego politycznie, zaś "Kos" dosadnie to potwierdza.
Jeśli ktoś w filmie zapowiadanym jako opowieść o naczelniku Tadeuszu Kościuszce liczy, że ujrzy bohatera ze spiżu i wzór narodowych cnót, będzie srodze zawiedziony. Twórcy zresztą jeszcze na etapie zdjęć podkreślali, że nie interesuje ich "robienie kina historycznego na kolanach", według archaicznych metod. Zamiast tego Maślona proponuje nam czytanie na nowo naszej historii, dowodząc przy tym, że wciąż nie wyciągnęliśmy z niej wniosków.
Insurekcja Kościuszkowska w stylu...Tarantino?
Zaczyna się jak klasyczny western. Oto Kościuszko (Jacek Braciak), który właśnie wrócił z Ameryki, by zająć się przygotowaniem powstania, wraz z towarzyszącym mu przyjacielem, byłym niewolnikiem Domingo (Jason Mitchell) wymierzają sprawiedliwość szlachcicowi sadyście. Szlachcic ten z zapamiętaniem katował chłopa, który uciekł z jego gospodarstwa. To pierwszy trup, a tych będzie w filmie całkiem sporo.
W tym momencie przypomina się "Django" Quentina Tarantino, bo podobieństwo scen jest z pewnością zamierzone. Ale pozory często mylą, zresztą reżyser zwodzić nas będzie przez bite dwie godziny. Niektóre fragmenty filmu przypomną nam z kolei fabułę innego filmu Tarantino "Nienawistna ósemka". Nie mamy tu zresztą do czynienia z filmem historycznym sensu stricte, bo twórcy wykorzystują jedynie "bazowe" wydarzenia, niezbędne dla osadzenia akcji w konkretnej epoce. Potem film ewoluuje w stronę kina przygodowego, wręcz łotrzykowskiego.
Żonglowanie gatunkami odbywa się tu po mistrzowsku. Spora w tym zasługa świetnego scenariusza Michała A. Zielińskiego nagrodzonego w konkursie scenariuszowym Script Pro 2020. Osobny rozdział należałoby poświęcić aktorskim kreacjom, bo te są wyborne. Każda rola to majstersztyk - nawet ta obliczona na kilka słów, jak w przypadku Joanny Szczepkowskiej, czy Andrzeja Seweryna, który pojawia się tylko po to, by za moment umrzeć.
Kościuszko razem z Domingo planują rozeznać się w sytuacji: czy jest szansa na to, że właściciele ziemscy pozwolą na uczestnictwo w insurekcji "swoim" chłopom? Szybko odkrywa, że nie palą się oni do tego, no bo kto będzie pracować w polu? Maślona swoim zwyczajem łączy kilka wątków, które płynnie się przenikają. Na dyskusje o planach zorganizowania powstania zatrzymują się u zaangażowanej "w sprawę" pięknej wdowy po polskim pułkowniku, do której Kościuszko smali cholewki. Tam, w małym dworku, przy suto zastawionym stole, gdy dołączą jeszcze nadęci szlachcice, a wreszcie rosyjski rotmistrz Dunin (Robert Więckiewicz) z listem gończym podążający śladem Kościuszki, rozegra się pyszna tragifarsa.
Jej stawką jest przyszłość Polski.
"Dlaczego Bóg i honor są u was przed ojczyzną?"
Nie trudno zgadnąć, że w filmie nie zobaczymy raczej bitwy pod Racławicami, bo i tak na to nie pozwoliłby budżet. W zamian za to twórcy fundują nam kpiarski seans, podczas którego możemy się pośmiać z narodowych przywar rodaków. Ale to śmiech gorzki.
Bezlitośnie wyszydzony zostaje mit jurnego sarmaty. Zarówno towarzysz Kościuszki zza oceanu, jaki i rosyjski rotmistrz kpią bezlitośnie z niemocy, pieniactwa, lenistwa i zwyczajnej głupoty "polskich panów". Sarmaci skłóceni są także między sobą, niezdolni do skupienia się na niczym poza dbaniem o własny interes. Najcelniej trafia rosyjski rotmistrz - Więckiewicz jest genialny w tej roli - który nie może pojąć: "Dlaczego Bóg i honor są u was przed słowem ojczyzna?".
Lepiej od skłóconych między sobą polskich szlachciców, przyczyny klęsk naszych narodowych zrywów rozumie przyjaciel Kościuszki zza oceanu. Pyta, dlaczego chłopi mieliby walczyć u boku "panów", skoro ci okazują im wyłącznie pogardę? W ogóle temat nierówności społecznych i klasowych zajmuje bardzo ważne miejsce w filmie.
Film Maślony wywoływał gwałtowne reakcje wśród widzów. Od salw śmiechu, poprzez brawa w trakcie celnych ripost bohaterów, aż po momenty kompletnej ciszy na sali. W tej świetnej, tragikomicznej opowieści o narodowej niemocy, smuci tylko jedno - odkrycie, że mimo upływu niemal 230 lat wciąż jest tak bardzo aktualna.
Przed nami jeszcze dwa dni konkursowych pokazów. Czy pojawi się film, który "przebije" kapitalne dzieło Maślony?
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: FPFF