Rosyjscy agresorzy "chcą zabić kulturę" Ukrainy - stwierdzili w rozmowie z włoską telewizją RAI muzycy z zespołu Kalush Orchestra, zwycięzcy tegorocznej Eurowizji. - Nasza kultura musi przetrwać - dodali. Włochy deklarują pomoc Ukrainie w sprawie zorganizowania przyszłorocznego konkursu piosenki.
Ukraińcy wyjaśnili włoskim dziennikarzom, że w poniedziałek będą już w Ukrainie, ponieważ dostali tylko czasowe pozwolenie na opuszczenie swojego kraju. Założyciel grupy Kalush Orchestra Ołeh Psiuk dodał, że po powrocie do Ukrainy wznowi swoją działalność w organizacji wolontariatu, którą założył, by pomagać rodakom znajdującym się w trudnej sytuacji z powodu rosyjskiej agresji w znalezieniu miejsca zamieszkania czy dostępie do żywności i lekarstw.
Muzycy zachęcili wszystkich, by obejrzeli teledysk do ich piosenki "Stefania", którą wygrali w Turynie. Przedstawiono w nim zdjęcia między innymi z Borodzianki, Buczy i Irpienia, gdzie doszło do masakr popełnianych przez armię rosyjską na ludności cywilnej. - Wideo pokazuje, jak wygląda nasz kraj dzisiaj. Wszyscy muszą zobaczyć, co my widzimy w naszej ojczyźnie, Ukrainie - stwierdził Psiuk w studiu programu "Che tempo che fa".
Mówiąc o występie grupy na Eurowizji dodał. - Naszym celem było to, by zapoznać cały świat z naszą kulturą. Chcą ją zabić, ale ona musi przetrwać.
Zespół Kalush Orchestra podziękował prezydentowi Ukrainy Wołodymyrowi Zełenskiemu za udzielenie poparcia przed finałem i potem za gratulacje.
Psiuk opowiedział też, że w jego rodzinnym mieście Kałusz, od którego pochodzi nazwa zespołu, cztery razy dziennie rozlega się alarm przeciwlotniczy. - To nie tak często, jak w innych regionach. Słyszymy syreny i biegniemy do schronów - podkreślił i dodał. - Marzymy o dniu, w którym pokój nastanie w całym naszym kraju i nie będzie już pocisków, spadających na domy.
Kwestia Mariupola i konkursu
Przyszłoroczny, 67. Konkurs Piosenki Eurowizji ma odbyć się w Ukrainie, a Włochy wyraziły gotowość pomocy w jego organizowaniu. Wołodymyr Zełenski już zapowiedział, że dołożone zostaną starania, aby impreza odbyła się w wolnym i odbudowanym Mariupolu. To byłby już trzeci finał konkursu w tym kraju.
Jak zauważył rzymski dziennik "La Repubblica", idea organizacji imprezy w zniszczonym w wyniku rosyjskich bombardowań mieście to "wyzwanie" rzucone przez prezydenta. Czas goni - dodała gazeta - i w zrujnowanym Mariupolu brakuje infrastruktury, "ale znaczyłoby to też, że wojna się skończyła" - podkreśliła "La Repubblica".
Z drugiej strony zgodnie z wymogami organizacyjnymi w mieście, atakowanym teraz przez Rosjan, musi działać międzynarodowe lotnisko i potrzeba co najmniej 2 tysięcy pokojów w hotelach. Organizator musi też przygotować obiekt dla 10 tysięcy widzów- wymieniła gazeta.
Na pierwszej linii pomocy
Rękę do Ukraińców, którzy mają być gospodarzami edycji 2023 po zwycięstwie grupy Kalush Orchestra w Turynie, wyciągnęła od razu strona włoska. Przypomina się przy okazji, że machina organizacyjna przed następnym konkursem rusza zawsze natychmiast po finale.
Gotowość udzielenia wszelkiej pomocy i podzielenia się doświadczeniami z tego roku wyraziła dyrekcja telewizji RAI.
Burmistrz Turynu Stefano Lo Russo wyraził nadzieję, że sytuacja na Ukrainie umożliwi organizację tego wielkiego europejskiego wydarzenia. - Wtedy będziemy na pierwszej linii, by pomóc - dodał. Zastrzegł zarazem, że gdyby Eurowizja na Ukrainie nie była możliwa, stolica Piemontu gotowa jest ją gościć także za rok.
W marcu rząd Włoch ogłosił, że pomoże w odbudowie teatru w Mariupolu, zniszczonego w rosyjskich atakach. W jego podziemiach zginęło wiele ukrywających się tam osób.
Źródło: PAP