Srebrne Lwy w Gdyni, nagroda za najlepszą reżyserię, nagroda dla Andrzeja Chyry – najlepszego aktora, Teddy Awards na festiwalu w Berlinie, wreszcie nominacja do Europejskiej Nagrody Filmowej. To tylko niektóre z wyróżnień jakie zgromadził film Małgorzaty Szumowskiej "W imię..." , który trafił właśnie do kin. Sama reżyserka mówi, że widzowie nie znajdą w tym filmie skandalu. Opowiada bowiem o samotności i wykluczeniu, a wątek homoseksualny stanowi tu jedynie punkt wyjścia. Mimo to "W imię..." budzi skrajne emocje.
Jest bez wątpienia najbardziej utytułowaną polską reżyserką swojego pokolenia, a każdy jej film wywołuje gorące dyskusje i spory. Ubolewa, że wepchnięto ją do szuflady z napisem "skandalistka". Jak wyznała w rozmowie z tvn24.pl, jej zdaniem, to efekt tego, że "w Polsce krytycy lubią sobie wszystko nazwać i poukładać, tak żeby było wygodnie".
Uczennica Wojciecha Hasa, po znakomitym, osobistym obrazie "33 sceny z życia", nakręciła bodaj najsłabszy ze swoich filmów "Sponsoring" (o prostytucji wśród adeptek wyższych uczelni w Europie). Najnowszym obrazem "W imię..." znów jednak udowodniła, że nie przypadkiem ma na koncie worek nagród.
Ci, którzy spodziewają się po filmie skandalicznych scen, będą zawiedzeni. – Chcę pokazać prawo każdego człowieka do miłości, chcę też sprawić tym filmem, by ludzie nie oceniali innych z taką łatwością, nie przypinali im łatek. Mój film jest delikatny, widzowie będą zaskoczeni, nikt, kto go zobaczy, nie użyje słowa "skandal" – mówiła nam reżyserka.
Hasła "ksiądz" i "wątek homoseksualny" wciąż jednak budzą w Polsce emocje. Budzi je więc i film.
Ksiądz też człowiek
Pierwotny tytuł filmu Szumowskiej brzmiał "Nowhere" ("Nigdzie") i faktycznie, sportretowane miejsce akcji, może wydać się końcem świata zarówno mieszkańcom Warszawy, jak każdego, innego miasta w Europie. Każdy kraj ma gdzieś swoje "nigdzie". Tym razem mieści się ono na mazurskiej prowincji, gdzie lepszy, inny świat uosabia pełen życia miejscowy ksiądz – mądrzejszy, inteligentniejszy, lepiej ubrany od reszty mieszkańców. Ksiądz jest dobry, wyrozumiały i samotny. Jego uczciwość i szlachetność połączone z wiarą, uczynią go głęboko nieszczęśliwym, gdy obdarzy uczuciem miejscowego dziwaka.
Nie ma w filmie wielu tradycyjnie nakręconych scen, większość robi wrażenie improwizowanych, a dialogi ograniczone są do minimum. Szumowska nakręciła poruszający obraz samotności i wykluczenia, który mógł stać się filmem znakomitym, gdyby nie popsuła go końcową sceną. Spierano się o nią długo po projekcji filmu w Gdyni. Reżyserka upierała się, że jest niezbędna, w opinii publiczności, za jej sprawą zmieniła jednak dramat psychologiczny w publicystyczne kino z tezą. Choć odcina się od niego z całą mocą.
O odbiorze filmu przesądza jednak znakomita rola Andrzeja Chyry, nagrodzonego za najlepszą męska rolę pierwszoplanową. Dzięki jego kreacji dociera do nas, że sutanna księdza jest jedynie kostiumem, metaforą wykluczenia "innego", zaś bohaterem mógłby być z powodzeniem każdy odmieniec.
Przed pięciu laty Szumowska pojechała na festiwal do Gdyni z najlepszym ze swoich dotychczasowych filmów "33 sceny z życia", nagrodzonym Srebrnym Lampartem w Locarno. Z filmem wybitnym i wydawało się oczywistym, że wyjedzie jako laureatka Złotych Lwów. Tak się nie stało, a zwycięstwo przeciętnej "Małej Moskwy" wywołało burzę. W br. poruszającą historią zagubionego księdza odbiła to sobie z nawiązką. Nie zdobyła co prawda głównej nagrody, ale drugą i trzecią co do ważności – Srebrne Lwy i nagrodę za reżyserię.
"Person to watch"
Szumowska jest absolwentką łódzkiej "Filmówki". Jej dokument "Cisza" został wpisany na listę 14 najlepszych filmów w historii tej szkoły. Zdobył 18 nagród na międzynarodowych festiwalach i trafił do wielkich stacji telewizyjnych w tym do Canal Plus i Arte. W roku 1999 młodą reżyserkę zaproszono do sekcji Młode Kino Europejskie w Cannes. Rok później na festiwalu na Lazurowym Wybrzeżu, zakwalifikowała się do sekcji "Cinefondation" z etiudą "Wniebowstąpienie". W 2000 roku nakręciła debiut fabularny "Szczęśliwy człowiek", za który otrzymała nagrodę w Salonikach. Film zaproszono na kilkanaście festiwali na świecie, w Karlovych Varach trafił do prestiżowej sekcji: "Wybór Krytyków Variety", gdzie typuje się 10 najlepszych reżyserów młodego pokolenia w Europie.
W 2001 została po raz pierwszy nominowana do Europejskiej Nagrody Filmowej, za wspomniany film. Magazyn "Time" wymienił ją jako "person to watch" – czyli "osobę, której karierę należy obserwować". Scenariusz drugiego jej filmu "ONO" znalazł się w finale konkursu Sundance, jako jeden z trzech najlepszych z Europy. Film powstał w koprodukcji polsko-niemieckiej, trafił na festiwal Sundance 2005, oraz na Berlinale. Na festiwalu w Wiesbaden Szumowską nagrodzono za najlepszą reżyserię, otrzymała też nominację do Europejskiej Nagrody Filmowej w kategorii odkrycie roku, już drugi raz.
Trzecia przyszła przed kilkoma dniami właśnie za film "W imię...". Wcześniej jednak zrealizowała znakomite "33 sceny z życia" – biograficzną opowieść o umieraniu, o bólu dojrzewania po nagłym odejściu najbliższych. Przełamując tabu dokonała wiwisekcji rodzinnych relacji, bez cienia sentymentalizmu, bez patosu. Wstrząsający obraz fizycznego rozpadu, okrasiła dodatkowo czarnym humorem, uzyskując porażający efekt.
Szumowska ma świadomość wagi swoich dzieł, także najnowszego. Jako jedyna z polskich filmowców nie boi się wpuszczać filmu do kin właśnie teraz, gdy cała "para" idzie w promocję "Wałęsy" Andrzeja Wajdy.
Na to też potrzeba odwagi, nie mniejszej niż zmierzenie się z tematem, uchodzącym u nas za kontrowersyjny.
Autor: Justyna Kobus//kdj / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: materiały prasowe