Nowoczesne Centrum Filmowe, o którym obecni w Gdyni cudzoziemcy mówią, że kojarzy się z canneńskimi obiektami, idealnie dopasowało się do festiwalowych propozycji, które cieszą jakością. Czekając na premierowy w Polsce pokaz "11 minut" Skolimowskiego goście FF typują zwycięzców imprezy:"Body.Ciało" Szumowskiej, "Moje córki krowy" Dębskiej, "Noc Walpurgi" Bortkiewicza, czy wreszcie zaplanowany na ostatni dzień projekcji obraz Skolimowskiego? Zwycięzcę poznamy w sobotę, 19 września.
Na początek wrażenie robi nowoczesne Centrum Filmowe, które w połączeniu z rozbudowanym Teatrem Muzycznym i kilkoma salami w Multikinie, tworzy festiwalowy kompleks architektoniczny 40 FF w Gdyni. "Prawie jak w Cannes" - oceniają dziennikarze zza oceanu, a dla nas trudno o większy komplement. W dodatku filmy konkursowe - różnorodne, ciekawe ze świetnymi aktorskimi kreacjami, sprawiają że treść idealnie dopasowuje się do formy.
Trudno w br. typować faworytów bo poziom imprezy jest nader wyrównany, i choć dobrych tytułów w głównym konkursie sporo, (i żadnego, którego twórca powinien się wstydzić), to nie sposób przewidzieć, jak rozłożą się głosy jurorów.
Swoich faworytów ma już jednak publiczność: są nimi "Noc Walpurgi" z wielką kreacją Małgorzaty Zajączkowskiej i obraz Janusza Majewskiego: "Ekscentrycy czyli po słonecznej stronie ulicy". Trudno też pominąć kapitalną opowieść filmową Kingi Dębskiej o zagadkowym tytule "Moje córki krowy". Ale swoich fanów ma też nowy film Dariusza Gajewskiego "Obce niebo". Naprawdę jest z czego wybierać, choć najwięcej widzowie obiecują sobie po dzisiejszym pokazie obrazu Jerzego Skolimowskiego "11 minut".
Odkrycia, czyli to, co najważniejsze
Zgodnie z teorią, że miarą wielkości festiwali filmowych są odkrycia, o nich na początek. Nie ma sensu wymieniać udanych produkcji twórców znanych i uznanych, więc będzie o debiutantach i drugich filmach. Przede wszystkich nietypowy w stylistyce i konwencji (kinomanom skojarzy się z obrazem Polańskiego "Wenus w futrze") debiut Marcina Bortkiewicza "Noc Walpurgi". Stylistyka czerni i bieli, dwójka bohaterów: operowa diva i młody dziennikarz, wielkie emocje i równie wielkie traumy z przeszłości, a w końcu seksualne fantazje i... zaskakujący finał. Nade wszystko zaś mistrzowska, wielka kreacja - widać jak bardzo niewykorzystanej przez polskie kino genialnej wręcz Małgorzaty Zajączkowskiej. Aktorki, która po powrocie zza oceanu przypomniała naszym filmowcom, co potrafi, a oni nie wiedzieć czemu, nie potrafią - z małymi wyjątkami - tego wykorzystać.
Bortkiewicz potrafił. Duet Zajączkowska i również świetny Philippe Tłokiński, zamknięci w czterech ścianach zdają się rozsadzać i ekran i owe ściany za sprawą wielkich emocji. Zawrotne tempo akcji, niesamowita historia życia bohaterki (Holocaust, świat wielkiej sztuki, poczucie winy) sprawiają, że widz nie może choćby na moment oderwać się od tej historii, bo zgubi się w galopujących równolegle wątkach.
Kolejne odkrycie tego festiwalu to "Moje córki krowy"- drugi obraz autorki "Helu" Kingi Dębskiej. I znów skojarzenie - tutaj z głośnym obrazem Szumowskiej "33 sceny z życia", z uwagi na autobiograficzny charakter opowieści i zamieszczoną w finale dedykację reżyserki: moim rodzicom. Bohaterkami są siostry - niezawodna Agata Kulesza i Gabriela Muskała - kompletnie różne i pozornie obce sobie. Muskała gra nauczycielkę, mężatkę, siostra - gwiazdę seriali. Prawdziwe oblicze obu pokaże ekstremalna sytuacja - choroba i cierpienie matki. Warto wyjaśnić, że obraz Dębskiej, mimo tematu jest komedią. Przy dobrej promocji ma szansę stać się hitem naszych kin i nie tylko artystycznym (bo tym już jest), ale i kasowym sukcesem.
Aktorskie popisy
Filmów, których przegapić nie wolno, jest na tym festiwalu naprawdę sporo, a w większości z nich znakomite kreacje aktorskie, z których niektóre wydaja się być "pewniakami" do nagród w swoich kategoriach
I tak we wspomnianych "Ekscentrykach...." Majewskiego (akcja filmu rozgrywa si ę w końcu lat 50. w czasie postalinowskiej odwilży) popisową rolę zblazowanej przedwojennej damy - właścicielki kamienic, stworzyła na drugim planie Anna Dymna. Ale też na drugim planie w "Córkach dancingu" jako odlotowa wokalistka aktorski koncert dała Kinga Preis. Tegoroczne jury będzie miało nie lada dylemat.
O ile nagroda za pierwszy plan w przypadku kreacji kobiecej wydaje się być pewna i niezagrożona (Zajączkowska w "Nocy Walpurgi"), o tyle w przypadku męskich ról może być różnie.
Pewniakiem wydaje się być i tym razem rewelacyjny w roli płatnego zabójcy Krzysztof Stroiński w niezwykle udanym filmie Jacka Bromskiego "Anatomia zła" (przypominającym nieco słynny "Dzień szakala"). Czy jednak jurorzy nie postanowią nagrodzić równie znakomitego w roli prokuratora Janusza Gajosa, w najczęściej wymienianym jako kandydat do Złotych Lwów filmie Małgorzaty Szumowskiej "Body.Ciało"? Trudno przewidzieć. Gajos co prawda odebrał w poniedziałek nagrodę dla najlepszego aktora 40-lecia, więc można i tę rolę pod nią podciągnąć, ale jak zdecyduje jury - nie wiadomo.
Laureatów 40. jubileuszowego Festiwalu Filmowego w Gdyni poznamy w sobotę 19 września. Już teraz jednak możemy zapewnić, że Oscar dla polskiego filmu w br. i Srebrny Niedźwiedź w Berlinie nie były przypadkowe. Polskie kino ma się naprawdę dobrze.
Autor: Justyna Kobus, Gdynia / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: FF w Gdyni