W poniedziałek w nowojorskim Lincoln Center wystąpiła orkiestra Filharmonii Narodowej pod batutą Jacka Kaspszyka. Publiczność przyjęła warszawski zespół i laureata Konkursu Chopinowskiego pianistę Seong-Jin Cho gromkimi oklaskami i owacją na stojąco.
22-letni Koreańczyk nie krył wzruszenia po występie. Zaprezentował się na scenie i po występie jako artysta niezwykle skromny.
- Chopin był geniuszem. Jego muzyka oddziałuje na różnych poziomach, jest trudna do zrozumienia i interpretacji. Ja w odróżnieniu od niego nie jestem geniuszem, jestem zwykłym pianistą i granie jego utworów jest zawsze dla mnie wyzwaniem – powiedział. Jak dodał, koncerty z Filharmonią Narodową, z maestro Kaspszykiem, stanowią dla niego prawdziwą przyjemność, a występowali wspólnie w Warszawie i w Japonii. Zapewnił, że z świetnie i komfortowo się z polskimi muzykami czuje. W sali Alice Tully Hall w Lincoln Center (siedzibie takich instytucji jak: New York Philharmonic czy Metropolitan Opera) pianista z Seulu, laureat pierwszej nagrody Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina w 2015 roku zagrał I Koncert fortepianowy e-moll op. 11 Fryderyka Chopina. Był to jego debiut w Ameryce. Kaspszyk nazwał Koreańczyka "zjawiskiem". Powiedział, że nikt nie miał w ubiegłym roku na Konkursie Chopinowskim wątpliwości, że jest to wspaniały talent. - Myślę też, że już od długiego czasu nie można rozgraniczać (wykonawców Chopina) na polskich i zagranicznych. Nie ma to nic wspólnego z narodowością. To są unikalne talenty jak Zimerman, Blechacz, czy wcześniej Martha Argerich i właśnie Seong-Jin Cho. Wszystko co on gra jest wspaniałe, a słyszę go na co dzień bo gramy razem całe tourne – mówił dyrygent.
Stryjniak: Pozostawią najlepsze wrażenie
Także mieszkający w USA pianista, dyrektor New York Conservatory of Music prof. dr hab. Jerzy Stryjniak uznał występ Koreańczyka za znakomity, zaprezentowany na bardzo wysokim poziomie. - Dobrze się stało - podkreślił - że Seong-Jin Cho przyjechał do Nowego Jorku już po roku od wygrania konkursu. Dzięki temu nie zostanie zapomniany. - Zabrakło mi tylko troszkę utrzymania w całym koncercie Chopina równowagi emocjonalnej, którą pokazał na początku w ekspozycji czy repryzie w pierwszej części i oczywiście w najlepszej trzeciej części, np. gdzie zademonstrował fantastyczne zróżnicowanie dynamiczne w drugim temacie. Kapitalnie utrzymał natomiast równowagę w Polonezie Heroicznym As-dur op. 53, który zagrał na bis. Moim zdaniem była to najlepsza pozycja pierwszej części wieczoru – wskazał Stryjniak. Komplementował także orkiestrę. Balans między solista o zespołem był - w jego ocenie - wyrównany. Pozostawią oni w Nowym Jorku, jak dodał, jak najlepsze wrażenie. Nowojorscy miłośnicy muzyki po raz pierwszy usłyszeli IV Symfonię a-moll op.61. Mieczysława Weinberga (1919–1996). Urodzony w Warszawie i kształcony początkowo jako pianista w Polsce po wybuchu wojny uciekł do ZSRR. Był autorem m.in. 20 symfonii, a także oper "Pasażerki" oraz "Madonny i żołnierza". Pisał muzykę do filmów m.in. melodramatu wojennego “Lecą żurawie” w reżyserii Michaiła Kałatozowa. Z udanego debiutu muzyki Weinberga w Lincoln Center radość wyraził dyrygent. Zaznaczył, że niesłusznie zapomniana, teraz zaczyna być grana, w Europie odnosi ogromne sukcesy. - Jeszcze jeden wielki kompozytor jakiego ma Polska tak (znakomicie) odbierany jest na świecie - mówił.
"Dowiedli, że są na europejskim poziomie"
Pianista i krytyk Roman Markowicz żyjący w Nowym Jorku określił symfonię Weinberga jako bardzo cenne dzieło. Wyjaśnił, że silnie inspirowała ją muzyka Szostakowicza, ale też muzyką polska. Trzecia część utworu jest natomiast hołdem w stronę muzyki żydowskiej. - Można tam znaleźć nutkę nostalgii, troszkę nie tyle śmiechu, co uśmiechu przez łzy. Uważam, że Kaspszyk dokonał znakomitego wyboru i powinien iść za ciosem, kontynuować nagrywanie i propagowanie tej muzyki, ponieważ jest ciągle mało znana, a zasługuje na rozpowszechnienie jej w Polsce, a także za granicą – mówił krytyk. Jego zdaniem Filharmonia Narodowa zaprezentowała się najlepiej właśnie w symfonii Weinberga. Ma doskonałych instrumentalistów i jest dobrze zdyscyplinowana. Dowiodła, że jest orkiestrą na poziomie europejskim, z którą się należy liczyć.
Nowojorska publiczność nagrodziła też żywiołowymi oklaskami i okrzykami wykonaną na bis piątą Melodię polską Weinberga. Polscy muzycy zagrali też w Alice Tully Hall Uwerturę tragiczną d-moll op. 81 Johannesa Brahmsa. Koncert w Lincoln Center zorganizowano przy współpracy m.in. z Instytutem Kultury Polskiej w Nowym Jorku oraz Korean Cultural Center. Jest on częścią trasy koncertowej warszawskiego zespołu w Ameryce. Obejmuje łącznie 14 miast USA w siedmiu stanach, w tym w New Jersey, Pensylwanii, Arizonie i Kalifornii.
Autor: tmw/ja / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Filharmonia Narodowa w Warszawie