Do programu tegorocznego OFF Festival dołączyli w ostatniej chwili. Decyzję podjęli bardzo szybko - ze względu na sentyment do katowickiej imprezy, na której grali już w 2015 roku. Brytyjski zespół Ride, który miał krótką, ale wielką karierę w gatunku shoegaze w latach 90., nadal przyciąga fanów gitarowymi ścianami dźwięków. Podczas tegorocznej trasy koncertowej grupa gra w całości swój przełomowy debiutancki album "Nowhere". Z Andym Bellem i Stevem Queraltem z Ride na OFF Festival rozmawiała Martyna Nowosielska-Krassowska z tvn24.pl.
Martyna Nowosielska-Krassowska, tvn24.pl: Jesteście swojego rodzaju niespodzianką na tegorocznym OFF Festival – wskoczyliście w program w ostatnim momencie i podobno podjęliście decyzję o przyjeździe bardzo szybko. Skąd takie błyskawiczne działanie?
Andy Bell: Graliśmy na OFF-ie w 2015 roku. Kiedy usłyszeliśmy, że możliwe będzie zagranie tu w tym roku, to powiedzieliśmy "tak, absolutnie tak". Często nie pamięta się nic z miejsca, do którego się przyjeżdża w ramach trasy koncertowej, ale z jakichś powodów zapamiętaliśmy OFF-a. Wtedy też było strasznie gorąco.
CZYTAJ WIĘCEJ: Artur Rojek o OFF Festival
Jak zapamiętaliście OFF Festival z 2015 roku? Co było w nim tak szczególnego?
Steve Queralt: Tamtego lata bardzo się cieszyliśmy, że znowu wspólnie gramy. Wcześniej w Polsce graliśmy w latach 90. w Warszawie.
Andy Bell: Myślę, że chodziło o publiczność. Przyszło bardzo dużo ludzi, to było super w porównaniu do tego, czego mogliśmy się spodziewać. Byliśmy zaskoczeni, że publiczność była tak zaangażowana po tej niemal 30-letniej przerwie. Było dużo skakania.
W tym roku, z drobnym opóźnieniem spowodowanym pandemią, świętujecie 30 lat swojego debiutanckiego albumu "Nowhere" z 1990 roku, jednego z najbardziej wpływowych krążków z gatunku shoegaze. Jak to jest wrócić do tych utworów – czy nadal są dla was istotne, czy zmieniła się wasza perspektywa?
Andy Bell: Fajnie jest grać piosenki z albumu w tej samej kolejności, w jakiej je wydaliśmy. Nawet jeśli to trochę dziwne, bo akurat "Nowhere" zaczyna się od piosenek, które są totalnie szybkie i wściekłe, a potem jest kilka wolnych kawałków. Normalnie nigdy byśmy tak nie skonstruowali koncertu. Wydaje się, że to nie zadziała, ale ma to swój rozmach. Ludzie się w to wczuwają, wiedzą, jaki będzie kolejny utwór, jeśli znają album. Wiedzą, co za chwilę nastąpi i tego oczekują. To jest całkiem w porządku.
Steve Queralt: Kiedy gramy normalny koncert, to kłócimy się o to, jakie zagrać utwory. Kiedy gramy "Nowhere" to nie ma takich sytuacji, bo musimy zagrać te piosenki w tej kolejności. Wprowadza to więcej pokoju w zespole (śmiech).
CZYTAJ WIĘCEJ: Relacja z OFF Festivalu 2022
Stwierdziliście w jednym z wywiadów, że zespoły powinny czasem się spierać. Sądzicie, że konflikt jest dobry dla kreatywności?
Andy Bell: Myślę, że trochę zdrowych napięć ma swoje plusy. Mamy różne opinie i szanujemy je, nigdy nie ścieramy się fizycznie.
Steve Queralt: Tylko się dąsamy. Czasami jest trochę przeciągania liny w danych kierunkach, w stronę konkretnych decyzji, ale to zdrowe.
Andy Bell: Zazwyczaj to się rozwiązuje samo, czasami musimy chodzić na kompromisy.
Jeden z waszych konfliktów był chyba nieco dłuższy, bo zespół rozpadł się na wiele lat po krótkiej karierze w latach 90. Dużo kapel z nurtu shoegaze, chociażby Lush czy Slowdive, miało dość krótki okres działalności w tym okresie. Jak myślicie, z czego wynika tak krótkie życie tego fenomenu?
Andy Bell: Nigdy o tym nie myślałem, ale sądzę, że jednym z powodów tego, iż czas shoegaze'u był bardzo krótki, może być to, że ludzie przestali interesować się tą muzyką i szybko zajęli się czymś innym.
Steve Queralt: Wydaliśmy kilka albumów, nie odnosiliśmy dużego sukcesu. Tak naprawdę nastąpił naturalny koniec, nie było żadnego dużego konfliktu.
Andy Bell: Wypaliliśmy się, skończyły się pomysły.
Kilka lat temu, podobnie jak inne wspominane przeze mnie zespoły, postanowiliście wrócić do wspólnego grania. Pojawiają się też nowi artyści, którzy tworzą w gatunku shoegaze, tacy jak obecny również w tym roku na OFF-ie zespół DIIV. Myślicie, że gatunek znalazł sobie nową publiczność?
Andy Bell: Myślę, że ponieważ shoegaze miał tak krótki żywot, to przeszedł w pewnym sensie do podziemia. W latach 90. w muzyce działo się bardzo dużo, było wiele dużych zespołów, znanych gatunków. Potem, jakoś w latach 2000, kiedy grałem już z innymi zespołami, zauważyłem, jak wiele osób wspomina o Ride. Wydawało się to naturalnie rozrastać, więc w końcu zdecydowaliśmy się wrócić do wspólnego grania. Nasza muzyka znów była kochana. Zabraliśmy DIIV ze sobą w naszą trasę po powrocie w Stanach Zjednoczonych. Oczywiście oni mają młodych fanów, którzy wymieszali się z naszą publicznością.
CZYTAJ WIĘCEJ: Czemu znowu kochamy shoegaze
Powiedzielibyście raczej, że wróciliście bardziej dla siebie, czy dla fanów?
Andy Bell: Bardziej dla siebie. Oczywiście dla fanów też, ale zaczęło się od nas.
Słyszałam, że pierwszy zespół jest jak pierwsza miłość, uczucie, które się cały czas nosi w sobie, pamięta, wraca do niego. Zgodzilibyście się?
Andy Bell: Tak, to prawda. Twój pierwszy zespół to zupełnie coś innego niż pozostałe, w których grałeś. Czuję, że Ride to najbardziej "mój zespół". Poznaliśmy się w szkole, znamy się bardzo dobrze przez to, że wspólnie dorastaliśmy.
Steve Queralt: Tak jak mówiłem, my tak naprawdę nigdy się nie rozstaliśmy. Nastąpił naturalny koniec. Nie żywiliśmy do siebie negatywnych uczuć. Wszyscy wiedzieliśmy, że w pewnym momencie nastąpi powrót, nie wiedzieliśmy tylko, kiedy do tego dojdzie.
Andy Bell: Nie powiedziałbym, że zawsze wiedzieliśmy, były czasy, kiedy sądziłem, że nigdy już razem nie zagramy. Potem zaczęliśmy się znowu bardziej przyjaźnić i trochę myśleć o powrocie, ale podjęcie decyzji o tym zajęło trochę czasu.
Zdecydowaliście się też na tworzenie nowego materiału. Część zespołów z waszego gatunku, które powróciły w ostatnich latach, nie nagrała nic nowego, jedynym elementem ich powrotu były wspólne koncerty.
Andy Bell: Byliśmy w trasie i graliśmy nasze stare piosenki przez prawie rok. To pomogło nam wrócić do tego, co robimy najlepiej, a potem już łatwiej było tworzyć nową muzykę. Po tych wszystkich koncertach, na których graliśmy w kółko stare rzeczy, poczuliśmy, że czas na coś nowego.
Jakie macie plany na przyszłość? Chcecie dalej tworzyć jako Ride?
Andy Bell: Możecie spodziewać się czegoś nowego niedługo. Nie jutro. Myślę, że w przyszłym roku.
Źródło: tvn24.pl