- W USA wszyscy byli zaskoczeni, że u nas tak strasznie psioczą na ten film, że jest antypolski - mówił nagrodzony Oscarem Paweł Pawlikowski po przylocie do Warszawy. Reżyser w czwartek po południu wrócił z USA do Polski. Jak mówił, po sukcesie "Idy" postanowił pracować już tylko z ludźmi, których lubi.
Podczas 87. ceremonii rozdania nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej, która odbyła się w niedzielę w Los Angeles, Paweł Pawlikowski odebrał złotą statuetkę za najlepszy obraz nieanglojęzyczny. To pierwszy w historii Oscar dla polskiego filmu w tej kategorii.
W czwartek po południu reżyser wrócił do Polski. Na warszawskim lotnisku Chopina czekali na niego dziennikarze. Pawlikowski wyszedł do nich ze złotą statuetką. Pytany, co zamierza zrobić z Oscarem, powiedział: - Może gdzieś go trzeba będzie wystawić, jak jest taki popularny.
Przyznał, że nagroda akademii filmowej dodaje więcej siły na realizację następnych projektów, ale i tak - jak mówił - "człowiek dalej będzie się borykał ze swoimi twórczymi problemami".
"Jak pachnie Oscarem, to wszyscy się uaktywniają"
Pawlikowski przyznał, że przywykł do krytyki pod adresem swojego filmu i przestał jej słuchać. - Można by książę o tym napisać pod tytułem: "Porwanie Idy". Jak pachnie Oscarem, a nagle zaczęło, to wszyscy, nie tylko prawica, lewica się uaktywniają - mówił.
Stwierdził, że w USA "wszyscy byli zaskoczeni, że w Polsce tak strasznie psioczą na ten film, że jest antypolski, antysemicki". Dodał, że takie opinie zaczęły się przez to pojawiać także w amerykańskich mediach.
"Do końca nie rozumiem Polski"
Reżyser podkreślał, że po sukcesie "Idy" zamierza zostać w Polsce. - Mam tutaj przyjaciół, rodzinę, Warszawa jest moim miastem, jesteśmy w centrum Europy - mówił.
Powiedział, że nie zamierza pracować w Hollywood, gdyż sam chce wymyślać swoje filmy i kontrolować to, jak powstają.
Pytany, czy dalej będzie działał w branży filmowej, powiedział: - Co mam robić, już mam swoje lata, nie będę się zmieniał.
Pawlikowski poinformował, że pracuje nad kolejnymi projektami. Nie chciał zdradzić o czym będą jego następne filmy, ale nie wykluczył, że właśnie o Polsce. Zaznaczył jednak, że nie o tej współczesnej. - Nie mam jakiegoś haka na współczesną Polskę. Dawno tu nie mieszkałem. Przez te wszystkie reakcje zrozumiałem, że jej do końca nie rozumiem - mówił.
Przyznał, że będzie poruszał tematy uniwersalne, bo takie go interesują. Postanowił też - jak mówił - pracować tylko z ludźmi, których lubi. - Co nie jest łatwe w kinie, ale co się prawie udało przy "Idzie" i powinno się udać przy następnym filmie - mówił.
Film "nie na Oscara"
W jego ocenie, sukces "Idy" sprawi, że polskie kino będzie bardziej zauważane przez selekcjonerów festiwalowych, którzy "do niedawna trochę olewali nasze filmy". Reżyser ma nadzieję, że nagrody dla jego obrazu zmotywują też innych twórców, by robić bardziej ambitne kino. - Ten film był zrobiony nie na Oscara. To jest fajne i śmieszne - powiedział.
Autor: db//plw / Źródło: tvn24