- Diabeł zstąpił na Broadway - pisał po amerykańskiej premierze "Wędrowca" New York Times. Tyle że licho nie śpi i lubi pojawiać się w różnych miejscach. Ot, choćby na scenie warszawskiego Teatru Małego... Poker, popijawa, "męskie rozmowy" i gra o najwyższą stawkę. A nad wszystkim niewidzialna ręka Boga. Prywatnego Boga - tvn24.pl poleca "Wędrowca" w reż. Wojciecha Malajkata.
- Chcesz opowiedzieć panu Bogu dowcip? Powiedz mu o swoich planach – powiedzenie stare, ale ciągle odkurzane, bo bardzo prawdziwe. Prawdziwe do bólu, a „bolesne” nie tylko dla ludzi.
Irlandzki dramaturg (ale także reżyser i aktor) Conor McPherson daje bowiem „niewidzialnej ręce Boga” dodatkową siłę: pozwala bawić jej się z ludźmi, ale też drwić z diabła. Myśl skomplikowana, ale sposób jej podania jasny – w warszawskim Teatrze Małym Wojciech Malajkat zmierzył się z mętnym światem bardzo prostych wartości. Stanął z nim w szranki... i wygrał.
Gra w przeszłość
„Wędrowiec” to dramat przeszłości. Chociaż bohaterowie biegają po scenie, szamoczą się i krzyczą to wszystko, czego jesteśmy świadkami dzieje się pod ciężarem tego, co wcześniej już się wydarzyło. To przeszłość bohaterów determinuje ich teraźniejszość, pod nią ugina się także przyszłość.
McPherson nazywany „irlandzkim Czechowem” bawi się w „Wędrowcu” w Ibsena i każe swoim postaciom rozliczać się z tym, co już przeżyte.
Swoją historię opowiada „po męsku”. W wigilijny wieczór kilku dublińczyków, jak co roku, zasiada do partyjki pokera. Jest niby jak zawsze, ale jednak inaczej. Przy stoliku pojawia się bowiem tajemniczy gość – Pan Lockhart (Krzysztof Wakuliński). Niby to kolega jednego z nich, ale „kolega z innej bajki”.
Podczas, gdy pozostała czwórka odprawia swoje „karciane rytuały”, on bawi się w tajemniczego kaznodzieję i posłańca. Stawka gry szybko rośnie i z podwyższanych nominałów papierowych banknotów przenosi się na dużo wyższą monetę. Pan Lockhart chce grać o duszę jednego ze swoich kolegów od szklanki. Chce grać i wygrać.
Bóg na wyłączność
McPherson z dystansem patrzy na swoich bohaterów. Diabła Lockharta upija irlandzką whisky, niewidomemu Richardowi (Henryk Talar) każe bić się z jakimiś wyrostkami, Nickiemu (Waldemar Kownacki) - śmiertelnie bać się żony, a Ivanowi (Jerzy Łapiński) przez godzinę szukać zgubionych okularów (które notabene w ostatniej scenie okażą się prawdziwym deux ex machiną). Tylko Sharky (Zbigniew Zamachowski) jest tutaj poważny. I może właśnie dlatego tak niemiłosiernie wyśmiewają go jego kompani. Tyle że Sharky ma coś, czego zazdrościć może mu nawet pijany diabeł: swojego prywatnego Boga, który – choć da nauczkę – to nie pozwoli ponieść niezasłużonej kary.
W „Wędrowcu” o rzeczach poważnych mówi się z nonszalanckim uśmiechem na ustach. I bardzo bo dobrze, bo to myli tropy, gubi i – po prostu – nie pozwala się nudzić. Dlatego do Teatru Małego warto się wybrać.
Łukasz Orłowski/iga
Źródło: tvn24.pl, CNN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24.pl