"Najlepszy apokaliptyczny finał filmowy od czasu 'Zabriskie Point' Antonioniego" - to jedna z ocen po premierze "11 minut" Jerzego Skolimowskiego na weneckim Lido. Nie wszyscy jednak chwalą. Według krytyka "Corriere della Sera" polski reżyser "powiększa listę rozczarowań" tegorocznego festiwalu. W opinii wielu krytyków film zasługuje jednak na znalezienie się wśród pretendentów do Złotych Lwów. Werdykt w sobotę.
Konferencja po filmie Jerzego Skolimowskiego "11 minut", którą można było śledzić w sieci, okazała się wielkim triumfem polskiego reżysera.
- To najlepszy apokaliptyczny finał filmowy od czasu "Zabriskie Point" Antonioniego - entuzjastycznie oceniał jeden z włoskich krytyków. Nawiązał do filmu włoskiego mistrza z 1970 r., opowiadającego historię studenta, który po zamieszkach, w czasie których zginął policjant, ucieka na pustkowie i tam spotyka wielką miłość. Jerzy Skolimowski odpowiedział na to z rozbrajającą szczerością: - Mnie się też tak wydaje.
Na trzy dni przed końcem włoskiej imprezy zdaniem sporej części widzów i krytyków polski filmowiec dołączył do grona faworytów 72. edycji festiwalu na Lido.
W entuzjastycznym tonie utrzymana jest większość włoskich recenzji. "Piorunujący thriller w rytmie rapu" - to jedno z podsumowań dzieła. Wyjątek stanowi jeden z czołowych włoskich dzienników, lewicowy "Corriere della Sera", który przekonuje, że "widzowi z trudem przychodzi zrozumienie sensu całości".
Objawienie i rozczarowanie
Także w przypadku innych obrazów bywa, że rozjeżdżają się bardzo oceny krytyków na tym festiwalu. Film przez niektórych uważany za objawienie - "Frankofonia" Aleksandra Sokurowa - dla innych jest rozczarowaniem.
Do listy faworytów dołączył za to dokument Laurie Anderson poświęcony jej mężowi, zmarłemu w 2013 roku legendarnemu wokaliście Lou Reedowi.
Do faworytów zaliczane są również izraelski "Rabin" oraz argentyński "El Clan", o którym szerzej pisaliśmy wczoraj.
Życie to skarb
"11 minut", którego fabułę reżyser utrzymywał w tajemnicy do środowej premiery, jest dziełem katastroficznym, w którym w miarę rozwoju akcji narasta atmosfera lęku i zagrożenia. Mistrzowskie jej budowanie przez reżysera podkreślają nawet oponenci filmu z "Corriere della Sera". Fabuła przedstawia 11 minut z życia różnych postaci w równoległych wątkach dramaturgicznych. Przed upływem ostatniej sekundy jedenastej minuty ich los połączy wydarzenie, które definitywnie zaważy na ich życiu.
Jerzy Skolimowski, przedstawiając na konferencji prasowej przesłanie swego filmu, podkreślił: - Życie jest skarbem, ale my uświadamiamy to sobie wtedy, gdy je tracimy. Wykorzystujmy je jak najlepiej, póki żyjemy.
Spośród wykonawców głównych ról w Wenecji są obecni Paulina Chapko, Wojciech Mecwaldowski, Agata Buzek, a poza tym Andrzej Chyra, Dawid Ogrodnik, Piotr Głowacki, Jan Nowicki.
Zachodni recenzenci zwracają uwagę na świetny montaż. "The Hollywood Reporter", choć recenzji wytyka Skolimowskiemu rzekome "pozerstwo, mimo sporej dawki adrenaliny", to chwali montażystkę. Dzięki Agnieszce Glińskiej - znanej choćby ze świetnej pracy nad „Polskim gównem", "Jeziorakiem" czy "Wszystko, co kocham" - reżyser zapanował "nad kontrolowanym chaosem" - czytamy w magazynie.
Na marginesie: trudno się spodziewać, by THR chwalił film, który jawnie wykpiwa kino hollywoodzkie, a jego reżyser mówi wprost: - Ten film to moja odpowiedź na Hollywood, na wszystko, co w kinie kojarzy się z szybkością i okrucieństwem.
Reżyser, poeta, malarz
Jerzy Skolimowski należy do najbardziej znanych na świecie polskich filmowców. Jest artystą wszechstronnie uzdolnionym: pisze poezje, maluje, w młodości wyczynowo uprawiał boks. Zanim zadebiutował jako reżyser fabuły, dał się poznać jako utalentowany scenarzysta. W 1960 roku napisał (wraz z Jerzym Andrzejewskim) scenariusz do filmu Andrzeja Wajdy "Niewinni czarodzieje", w którym pojawił się także w epizodycznej roli boksera. Wkrótce zasłynął jako współscenarzysta słynnego "Noża w wodzie" Romana Polańskiego.
W 1964 roku zadebiutował jako reżyser filmu "Rysopis" z Elżbietą Czyżewską, swoją późniejszą żoną, (nagroda w Arnhem). W kolejnych latach wyreżyserował: "Walkower", (Nagroda im. Andrzeja Munka) i "Barierę" z Tadeuszem Łomnickim (Grand Prix w Bergamo, Nagroda Specjalna Jury w Valladolid) oraz "Ręce do góry" z Łomnickim i Kobielą. Ten film został zatrzymany przez cenzurę na wiele lat. Władzy nie podobał się przedstawiony w nim obraz pokolenia młodych ZMP-owców. Kamieniem obrazy była scena, w której - przygotowując plakat przedstawiający podobiznę Stalina - studenci montują przez pomyłkę dwie pary oczu. W 1980 roku film zdobył nagrodę dziennikarzy w Gdyni i wyróżnienie na MFF w Barcelonie.
- Nie lubię tego filmu, czuję do niego niechęć, bo zdemolował mi życie - mówił w wywiadzie przed kilkunastu laty reżyser.
W 1982 roku nakręcił "Fuchę", którego inspiracją stały się wydarzenia stanu wojennego w Polsce.
Dwa filmy nakręcone przez Jerzego Skolimowskiego w pierwszych latach jego pobytu za granicą - pierwszy "Start", który przyniósł twórcy Złotego Niedźwiedzia w Berlinie, i "Na samym dnie" - wyznaczyły jego nową drogę.
"Ferdydurke" z 1991 roku Skolimowski uznał za porażkę tak dotkliwą, że zamilkł jako reżyser na 17 lat. Pracował za to jako aktor i dużo malował. W 2008 roku powrócił triumfalnie kameralnym filmem "Cztery noce z Anną". Film zaczyna się jak klasyczny thriller, by wkrótce stać się - jak określa go sam twórca - filmem o miłości.
Dwa lata później powstał "Essential Killing" - opowieść o afgańskim więźniu, który ucieka z tajnego amerykańskiego więzienia CIA gdzieś w środkowej Europie i zmuszony jest toczyć dramatyczną walkę o przetrwanie. 72-letni Skolimowski napisał scenariusz w kilkanaście dni, zainspirowany prasowymi doniesieniami o tajnych więzieniach CIA na terenie Polski. Film okazał się objawieniem festiwalu w Wenecji w 2010 roku. Reżyser otrzymał nagrodę CinemAvvenire i Nagrodę Specjalną Jury. "Essential Killing" opowiada o tym, że człowiek zrobi wszystko, by przeżyć - będzie żywił się korą drzew, mrówkami i mlekiem kobiecym, co jednak najważniejsze - będzie też zabijał.
Autor: kob//rzw / Źródło: PAP, "The Hollywood Reporter", tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/ Bartłomiej Zborowski