W br. na festiwalu filmowym w Gdyni obyło się bez niespodzianek. Wygrał film dobrze widzom znany i doceniony na świecie. Złote Lwy dla nominowanego do Oscara obrazu Agnieszki Holland "W ciemności" (podobnie, jak w ub.r. dla "Essential Killing" Jerzego Skolimowskiego) to zwieńczenie światowych sukcesów tytułu, na najważniejszej filmowej imprezie w kraju.
Werdykt jury – sprawiedliwy, ale zachowujący status quo naszego kina na rok 2012, przyjęto z aprobatą, ale i z poczuciem lekkiego niedosytu. Od lat przecież dyskutuje się, przy okazji festiwalu w Gdyni o tym, że impreza ma wytyczać i nagradzać nowe trendy. Z drugiej strony, czy nominowany do Oscara obraz, mógł nie wygrać festiwalu, w kraju, który reprezentował na lutowej gali w Los Angeles? Bardzo trudna sytuacja dla jurorów tegorocznej imprezy w Gdyni, ale i dla 13 konkurentów "W ciemności".
- Przyznanie Złotych Lwów i całej serii pozostałych nagród filmowi Agnieszki Holland to werdykt o tyle sprawiedliwy, co bezpieczny - mówi portalowi tvn24.pl Łukasz Maciejewski, krytyk filmowy, prowadzący w Gdyni wszystkie spotkania filmowców z widzami. - Uhonorowanie naprawdę dobrego, profesjonalnego kina, ze świetnymi kreacjami aktorskimi i nagrodzonymi Złotą Żabą na Camerimage znakomitymi zdjęciami, nikogo chyba nie zaskoczyło. Powtórzyła się sytuacja z ubiegłego roku, gdy wygrał Jerzy Skolimowski, nagrodzony wcześniej w Wenecji. Złote Lwy w Gdyni nic absolutnie nie zmieniły w przypadku obu tych filmów - dodaje Maciejewski.
O ile nagroda za najlepszą rolę męską wydawała się być bezdyskusyjną jeszcze przed festiwalem (kreacja taka, jak Więckiewicza, zdarza się raz na kilka lat), o tyle do głównej roli kobiecej typowano w Gdyni rewelacyjną Katarzynę Herman za rolę w filmie Tomasza Wasilewskiego "W sypialni". - Nagroda dla Agnieszki Grochowskiej, która miała w Gdyni cztery bardzo różne role, w krańcowo odmiennych filmach i w każdej była przekonująca, wydaje się być jednak zasłużona - mówi Maciejewski.
Bez olśnień
Nie było tytułów naprawdę wybitnych na miarę ubiegłorocznej "Róży". Zabrakło choćby jednego filmu, który by zachwycił tak bez reszty, bez żadnego "ale" - każdemu z nagrodzonych tytułów, można zarzucić jakieś braki. Powiem szczerze, ja na miejscu jurorów, miałbym poważny problem z wytypowaniem kandydata do Złotych Lwów. Oczywiście nieprzyznanie nagrody byłoby jakąś formą dezercji, wybieramy więc z tego, co jest w konkursie. Łukasz Maciejewski
Większość krytyków filmowych i dziennikarzy obecnych na 37 festiwalu polskich filmów w Gdyni podkreśla jednak, że mimo selekcji i obecności w konkursie kilku dobrych tytułów, był to słaby festiwal.
- Właściwie należałoby powiedzieć, że był to najsłabszy festiwal polskich filmów od lat - mówi Łukasz Maciejewski. - Nie było tytułów naprawdę wybitnych na miarę ubiegłorocznej "Róży". Zabrakło choćby jednego filmu, który by zachwycił tak bez reszty, bez żadnego "ale" - każdemu z nagrodzonych tytułów, można zarzucić jakieś braki. Powiem szczerze, ja na miejscu jurorów, miałbym poważny problem z wytypowaniem kandydata do Złotych Lwów. Oczywiście nieprzyznanie nagrody byłoby jakąś formą dezercji, wybieramy więc z tego, co jest w konkursie - dodaje krytyk.
Jego zdaniem nagrodzenie Srebrnymi Lwami "Obławy" Marcina Krzyształowicza - rewizjonistycznej opowieści o wojnie, a Nagrodą Specjalną Jury za odwagę formy i treści polsko-rumuńskiego filmu "Droga na drugą stronę" w reżyserii Anci Damiana, to były wybory optymalne.
Bez zaskoczeń
Nie była też zaskoczeniem dla nikogo nagroda za debiut aktorski – jednogłośnie przyznana, (zdaniem widzów, jak najbardziej zasłużenie) Marcinowi Kowalczykowi za rolę "Magika" w filmie "Jesteś Bogiem". Podobnie, jak nagrodzenie samego filmu Leszka Dawida o legendarnym muzyku grupy Paktofonika, za najlepszy debiut lub drugi film (bo tak brzmi pełna nazwa tej kategorii).
- Jestem entuzjastą filmu "Jesteś Bogiem", ale powtarza się ta sama sytuacja, co w przypadku reszty nagrodzonych tytułów - bo nie do końca się nim zachwycam - tłumaczy Maciejewski. - On ma wyraźne pęknięcie już w punkcie wyjścia, więc będę się tego czepiał i nie powiem, że jest świetny, choć już robota aktorska i reżyserska, jest naprawdę na wysokim poziomie.
Bardzo wiele spodziewano się, po dołączonym do konkursu w ostatniej chwili filmie Władysława Pasikowskiego "Pokłosie", którego scenariusz powstał zaraz po ujawnieniu wydarzeń w Jedwabnem, i 6 lat czekał na realizację. Film wywołał dość skrajne reakcje – od zachwytu po wielkie rozczarowanie, tyle, że nie jak się spodziewano, kontrowersyjną treścią samego przekazu, a niedoróbkami artystycznymi.
W tegorocznym 37. już festiwalu polskich filmów, który od br. zmienił na nazwę na Gdynia Film Festiwal, w konkursie głównym brało udział 14 tytułów, w tym aż osiem premier.
Źródło: tvn24.pl