Szwajcarski film animowany o niezwykłym tytule "Nazywam się Cukinia", zwyciężył w plebiscycie publiczności 32. Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Ciepła, poruszająca opowieść o osieroconym chłopcu, w której przeplatają się śmiech i łzy, wcześniej była wielkim przebojem festiwalu w Cannes. Film jest również szwajcarskim kandydatem do przyszłorocznych Oscarów i zdobywcą Nagrody Parlamentu Europejskiego Lux.
W sobotę poznaliśmy zdobywców nagród jury w ramach 32. WFF - główna nagrodę zdobyła irańska "Malaria", a wśród dokumentów triumfowała polska "Komunia". Wczoraj w nocy, już po gali zamknięcia, po podliczeniu wszystkich głosów widzów imprezy poznaliśmy faworyta publiczności.
O ile zaskoczeniem było przyznanie "Malarii" Grand Prix festiwalu (film nie trafił nawet do pierwszej 10 ulubieńców widzów w br.), o tyle w przypadku Nagrody Publiczności nie było zaskoczenia. Sale kinowe podczas projekcji tej produkcji wypełnione były szczelnie, a fama o niezwykłym dziele Claude'a Barrasa rozniosła się błyskawicznie. Film zresztą w identyczny sposób odbierany jest na całym świecie, o czym świadczą prestiżowe nagrody, jakimi go dotąd uhonorowano.
Nieczęsto zdarza się, by filmy animowane ubiegały się o Oscara w kategorii film nieanglojęzyczny, ale szwajcarsko-francuski obraz ma potencjał, jakiego pozazdrościć może mu niejeden film fabularny. Równie gorąco przyjęto go w maju br. na festiwalu w Cannes, gdzie miał światową premierę, zaś w San Sebastian zdobył nagrodę dla najlepszego filmu europejskiego.
Ta piękna, bajkowa opowieść nieznanego dotąd światu reżysera powalczy o złotą statuetkę z takimi tuzami kina jak Pedro Almodovar z "Juliettą" czy Andrzej Wajda z "Powidokami".
Wśród dokumentów w plebiscycie publiczności zwyciężył brytyjski "Tancerz" Stevena Cantora, (drugie miejsce zdobyła polska "Komunia"), zaś wśród filmów krótkometrażowych triumfował holenderski film "Pozdrowienia z Kropsdam" Jorena Moltera.
Współczesny "Mały książe", czyli pięknie o dorastaniu
Nim Szwajcar Claude Barras nakręcił swój film, najpierw była głośna książka pióra Francuza Gilles'a Parisa, w której główny bohater i zarazem narrator - 9-letni Ikar, zwany Matołkiem - po dramatycznych przeżyciach trafia do domu dziecka. Świat dorosłych, z ich dylematami, sprawami nie dla kilkulatków, zderza się w tej książce z dziecięcymi wyobrażeniami o życiu.
Film nie jest tak mroczny, jak książka, która go zainspirowała, adresowana zdecydowanie do dorosłych czytelników. Choć zaczyna się smutno, finał jest jednoznacznie optymistyczny, a trudne tematy jakich dotyka twórcy postanowili nieco uprościć, by trafiły również do młodszych, choć na pewno nie najmłodszych widzów. Nic jednak nie stracił film Barrasa z ładunku emocjonalnego i dyskretnego dydaktyzmu, jaki niesie ze sobą także książka.
Nieśmiały 9-letni chłopiec z niebieskimi włosami i oczami jak piłeczek pingpongowe, odkrywa świat zadając mnóstwo pytań i szukając na nie odpowiedzi. W tym odkrywaniu świata dorosłych przypomina nieco (mocno uwspółcześnionego) Małego Księcia, bohatera prozy Exupery'ego, zaliczanego do światowej klasyki literackiej. Oba utwory pod warstwą atrakcyjnej fabuły, ukrywają też tę drugą -symboliczną, dotykając z jej pomocą prawd uniwersalnych.
Film został nakręcony techniką animacji poklatkowej, (tzn. że do zrobienia każdej klatki przekształcono nieco obiekty, zmieniając ich położenie względem nieruchomego tła, by po połączeniu klatek uzyskać wrażenie ruchu).
Wśród filmów fabularnych w Plebiscycie Publiczności kolejne miejsca zajęły tytuły: włoskie "Zwariować ze szczęścia", serbski "Dziennik maszynisty" Miloša Radovića, słowacko-czeska "Nauczycielka" Jana Hřebejka i francusko-kanadyjski "Dzieciak" Philippe'a Liorete.
Kto jeszcze zachwycił publiczność WFF?
Wybrany przez widzów najlepszym spośród filmów dokumentalnych "Tancerz" to historia Sergeia Polunina, nazywanego "Jamesem Deanem świata baletu" i "najbardziej utalentowanym tancerzem swojego pokolenia". Pochodzący z Ukrainy Polunin został w 2010 r. najmłodszym w historii pierwszym solistą brytyjskiego The Royal Ballet. Podbił też internet tańcząc w teledysku "Take Me to Church", który, specjalnie dla niego, wyreżyserował David LaChapelle. Tancerz zdobył wiele prestiżowych nagród m.in. Prix de Lausanne.
Ale za swoja karierę zapłacił wielką cenę. Przyznał, że zdarzało mu się być na scenie pod wpływem kokainy. Nie stronił też od innych używek. U szczytu kariery, w wieku 25 lat, porzucił scenę, tłumacząc się wypaleniem. O tym wszystkim traktuje przejmująco szczery dokument Stevena Cantora. Dziś Polunin związany jest z Nowosybirskim Teatrem Opery i Baletu.
Festiwal zamknął w niedzielę wieczorem pokaz "Odysei" Jérôme Salle'a z Audrey Tautou i Lambertem Wilsonem.
Autor: Justyna Kobus / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: WFF