Znamy ją przede wszystkim z oscarowej roli w "Fighterze" Davida O. Russella, ale Melissa Leo ma na koncie mnóstwo znakomitych kreacji aktorskich. Największa obok Costy-Gavrasa gwiazda trwającego w Krakowie festiwalu Off Plus Camera, stoi na czele jury konkursu polskich filmów. Aktorka odbierze też tegoroczną festiwalową nagrodę "Pod Prąd" przyznawaną artystom "w szczególny sposób wspierającym kulturę niezależną".
W konkursie polskich filmów fabularnych startuje 10 obrazów, które walczą o tytuł Polski Noble Filmowy i nagrodę 100 tys. zł. Prócz Leo w jury tej sekcji zasiadają: reżyserka castingowa Jeanne McCarthyi aktor Brady Corbet.
Blado-ruda mistrzyni drugiego planu
Nie ma aparycji gwiazdy filmowej. Jak sama mówi o sobie jest "blado - ruda", ma kłopoty z cerą, a jej sposób aktorskiej ekspresji - emocjonalny, zapadający w pamięć, predestynuje ją do ról bohaterek "po przejściach". Zwykle grane przez nią postacie żyją na prowincji i są na bakier z prawem.
Paradoksalnie, jej kariera zaczęła się od serii ról przedstawicielek prawa w serialach kryminalnych, takich jak "Prawo i bezprawie" czy "Kryminalne zagadki Las Vegas" i wielokrotnie nagradzanej serii "Koledzy z wydziału zabójstw". Za sprawą tej ostatniej, gdzie w latach 1993–97 grała bystrą, niekonwencjonalną detektyw Kay Howard, zyskała wielką popularność. Na prawdziwy sukces musiała jednak czekać jeszcze dłużej.
Pojawił się dopiero, gdy wkroczyła w wiek dojrzały, który najczęściej dla aktorki oznacza zawodową posuchę. W jej przypadku było jednak inaczej. Pierwszą nominację do Oscara odebrała w wieku 48 lat za rolę pierwszoplanową w "Rzece ocalenia" - skromnej produkcji, nieznanej reżyser kina niezależnego Courtney Hunt (sama reżyser otrzymała także nominację). Leo grała z trudem wiążącą koniec z końcem samotną matkę, która wraz z przyjaciółką Indianką, przemyca nielegalnie ludzi przez przejście graniczne. W końcu kobiety wpadają w ręce wymiaru sprawiedliwości i zaczyna się wielki dramat.
Leo w finale przegrała statuetkę z Kate Winslet, którą uhonorowano za rolę w "Lektorze", machina ruszyła. O aktorkę zabiegać zaczęli filmowcy z pierwszej hollywoodzkiej ligi.
Lepsza od Julii Roberts
Jako młoda dziewczyna myślała, by zostać ekonomistką, i zupełnie nie marzyła o aktorstwie. Urodziła się w 1960 roku w Nowym Jorku jako Melissa Chessington Leo. Jej matka jest nauczycielką, a ojciec rybakiem. Córka miała wybrać praktyczny, bezpieczny zawód, ale porzuciła niespodziewanie ekonomię dla aktorstwa.
Bardzo szybko zaczęła grać w filmach, głównie w serialach. Ciekawostką jest, że w 1984 roku choć sporo starsza i nie tak urodziwa, sprzątnęła sprzed nosa rolę w kultowym serialu "All My Children", granym w Ameryce przez cztery dekady, samej Julii Roberts. I przez następne kilkanaście lat grała właśnie w popularnych serialach i filmach telewizyjnych. Najczęściej - role drugo - a nawet i trzecioplanowe, zawsze jednak zaznaczając swoją obecność. Prócz wspomnianych serii kryminalnych, pojawiała się też regularnie w ciekawych produkcjach artysty niezależnego kina, Brytyjczyka Henry’ego Jagloma. Zagrała m.in. w jego produkcjach: "Kochać i być kochanym" i "Naiwniacy".
Przełomem w jej karierze był rok 2003 gdy pojawiła się w doborowym towarzystwie w obsadzie głośnego, nominowanego do Oscara filmu Alejandro Gonzalesa Inarritu "21 gramów". Wraz z Seanem Peanem, Naomi Watts i całą aktorską obsadą filmu, odebrała też prestiżową nagrodę Independent Spirit Awards. I nareszcie zaczęła dostawać role na miarę swojego talentu.
Im starsza, tym lepsza
Wszystkie swoje ważne role Melissa Leo zagrała po czterdziestce. Dwukrotnie partnerowała Robertowi De Niro (który deklaruje się jako wielbiciel jej talentu), w kompletnie różnych filmach. Pierwszym był świetny thriller "Siła strachu" w 2005 roku, będący remakiem włoskiego obrazu Giusseppe Tornatore. Drugi, to nakręcona już po zdobyciu Oscara komedia romantyczna "Wszyscy mają się dobrze" Kevina Smitha. To po ty filmie, oszczędny w pochwałach De Niro miał powiedzieć, że Melisa Leo jest jak dobre wino – im starsza, tym lepsza.
Między jednym a drugim filmem u boku gwiazdy "Taksówkarza" była jeszcze wielka kreacja we wspomnianej "Rzece ocalenia". I wreszcie największa, jak dotąd, rola Leo - w "Fighterze". W filmie Russella jako despotyczna i toksyczna matka dwóch bokserów, przyćmiła zupełnie bohaterów pierwszego planu, w tym Christiana Bale’a. I w pełni zasłużyła na Oscara.
Od tamtej pory, w co trudno uwierzyć, w ciągu niespełna dwóch lat zdążyła zagrać w dwudziestu kilku filmach. W nominowanym do Oscara w br. "Locie" Roberta Zemeckisa, wystąpiła u boku Denzela Washingtona. We wchodzącej właśnie na nasze ekrany "Niepamięci" - opowieści science-fiction - partneruje Tomowi Cruise'owi. Dla większości reżyserów nadal pozostaje mistrzynią drugiego planu, choć są wśród jej nowych kreacji i pierwszoplanowe perełki.
Na zawsze niezależna
Oscar i sukcesy nie zmieniły w ogóle Melissy. Nadal preferuje kino niezależne, jak choćby ubiegłoroczna niezwykła "Francine", bardziej sceniczny monodram niż klasyczne kino. Bohaterka grana przez Leo po wyjściu z więzienia, nie umie ponownie zbliżyć się do ludzi i nie chce niczyjej pomocy.
Nie ma wątpliwości, że nagroda, jaką odbierze podczas festiwalowej gali Off Plus Camera - dla artystki "w szczególny sposób wspierającej kulturę niezależną" - powędruje we właściwe ręce.
Autor: Justyna Kobus//kdj