- Wnętrze jest psychodeliczne, przeraża, poraża. Po prostu wchodzi się i chce się wyjść - mówiła Magda Gessler po pierwszym dniu spędzonym w restauracji Niebo w gębie w Pabianicach. Popularna restauratorka przeprowadziła w lokalu, w którym brakowało klientów, swoje "Kuchenne rewolucje".
Magda Gessler została wezwana na miejsce przez właścicieli restauracji Niebo w gębie i na talerzu - 60-letnią Jadwigę i 60-letniego Johana Paula. Ich decyzja o zwróceniu się z prośbą o pomoc do restauratorki okazała się słuszna, bo zastrzeżeń nie brakowało. Choćby do pierogów.
- One są zimne w środku. Ciasto jest potwornie twarde i grube. Masakra, że pani dodaje tam marchewek, bo tego się nie robi. Okropne po prostu - zwracała uwagę Magda Gessler w rozmowie z właścicielami.
Wrażenia nie zrobiło na niej także wnętrze.
- Jest psychodeliczne, przeraża, poraża. Po prostu wchodzi się i chce się wyjść. Jedzenie do uratowania, bo niektóre dania były nawet smaczne, tylko muszą być zauważalne. Może to miejsce ma przyszłość - mówiła z nadzieją Magda Gessler.
Początki w Holandii
Właściciele restauracji poznali się w Holandii. - Byłam u przyjaciółki, miałam ciężkie przeżycia i ona mnie po prostu zaprosiła, żebym odreagowała. Jak miałam 39 lat zginął mój mąż, ale nie wiemy do dzisiaj, co się stało. Prawdopodobnie ktoś mu "pomógł", obrabowali go, samochód nie znalazł się do tej pory - opowiadała Jadwiga. Jak wspomniała, jest po trzech udarach, stąd nerwowość z jej strony. - Przyjaciółka wymyśliła, że powinnam kogoś spotkać, bo byłam smutna, chuda - mówiła. W tym czasie Johan pracował na platformach wiertniczych. - Ja go nie chciałam, okropnie wyglądał. Miał długie włosy, kowbojki, skórę. Przestraszyłam się go - dodała.
Jadwiga i Johan zbliżyli się do siebie w trakcie powodzi, kiedy mężczyzna pomógł kobiecie. - Później się tak przyczepił po prostu - śmiała się Jadwiga. Razem są od 20 lat, a od ponad roku prowadzą restaurację. Z nie najlepszym skutkiem.
- Nie ma ludzi, to nie zdało egzaminu, nie ma co kombinować - podkreślała Magda Gessler. Światełko w tunelu jednak było widać. Restauratorka jeszcze przed zmianami pochwaliła bowiem kuchnię. Pomimo początkowej krytyki, przy drugim podejściu na "piątkę z plusem" zasłużyły również pierogi.
Wiatraki na ścianach
Trzeciego dnia zabrano się do pracy. Celem było ożywienie miejsca i przyciągnięcie klientów. - Mam pomysł na stworzenie odlotowego miejsca - mówiła optymistycznie Magda Gessler. Przy okazji zaproponowała zmianę nazwy restauracji na Latający Johan.
- Na ścianie będą holenderskie wiatraki i pole. Dalej będą powieszone na ścianach zdjęcia kafli holenderskich - wyliczała. Zmieni się także menu. - Będą śledzie matiasy, które zostaną podane w liściu kapusty, będzie krem z sera gouda i innych żółtych serów na bazie bardzo tęgiego rosołu z różnych mięs. Drugie danie to będą polędwiczki wieprzowe marynowane w odpowiednich ziołach w sosie orzechowym. I pierogi z białym serem na słodko - zapowiedziała Magda Gessler.
By zmiany mogły wejść w życie, niezbędne było także ugaszenie kryzysu w związku Jadwigi i Johana. W tym celu restauratorka zafundowała parze chwilę relaksu.
Po zmianach
Kolacja po rewolucji okazała się bardzo udana, a Magda Gessler ponownie odwiedziła lokal cztery tygodnie później.
- Nie są dopilnowane niektóre rzeczy. Polędwiczki, sos niedoprawiony, za mało imbiru, mdły. Dla Polaków to chyba nie do zniesienia. Wygląda to dosyć obrzydliwie. Śmietana też jest podana nieładnie - zwracała uwagę Magda Gessler. - Sami sobie wbijacie gole - wskazała. Jednocześnie radziła prowadzącym restaurację, by "wziąć kogoś do pomocy, kto się zna na kuchni". - Jesteście mili, miejsce jest miłe, może wygrać bardzo dużo rzeczy, niektóre rzeczy są smaczne. Ale brakuje bardzo niewiele, by to było bardzo, bardzo dobre miejsce, a to niewiele to jest bardzo dużo - dodała.
Zdaniem Magdy Gessler, "Jadwiga i Johan muszą się bardziej zdyscyplinować. Muszą bardziej popracować nad tymi daniami, bo diabeł tkwi w szczegółach".
Autor: mb/map / Źródło: TVN
Źródło zdjęcia głównego: TVN