Wiedziałam, że już nigdy nie postawię się w sytuacji, w której brak niezależności finansowej zmusi mnie do zdobywania pieniędzy w drodze ugody rozwodowej - wspomina swoje nieudane małżeństwo Jill Biden. Pierwsza dama Stanów Zjednoczonych w wywiadzie dla "Harper's Bazaar" opowiada, jak bardzo wierzyła w miłość i jak się na tym uczuciu zawiodła.
Przyszła pierwsza dama Ameryki poznała swego pierwszego męża Billa Stevensona, gdy była jeszcze nastolatką. Kiedy się pobrali w 1970 roku, Jill Jacobs miała 18 lat, jej mąż był o kilka lat starszy. Rodzice go uwielbiali. Młodzi małżonkowie byli studentami Uniwersytetu Delaware. Jill marzyła, że razem zdobędą stopnie naukowe. I to ona była najbardziej zaskoczona, kiedy pięć lat później jej mąż porzucił studia, a potem również żonę.
Dorastała w domu pełnym miłości razem ze swoimi czterema młodszymi siostrami. Zapatrzeni w siebie rodzice wydawali się Jill czymś naturalnym. Ojciec pracował na etacie, mama zajmowała się domem. - Przyjaciele byli mile widziani w naszym domu o każdej porze. Zalotnicy czuli się u nas tak dobrze, że nieraz wychodząc na randkę z nowym chłopakiem, widywałam mojego byłego pogrążonego w rozmowie z tatą przy stole w jadalni.
Obecna pierwsza dama, wspominając siebie w młodości, dodaje: - Wierzyłam, że miłość zwycięża wszystko. Nie sądzę, żebym się myliła. Ale wkrótce zdałam sobie sprawę, że w okresie dorastania nie zwróciłam uwagi na kilka istotnych szczegółów.
"Rozwód był emocjonalną udręką"
- Bardzo wierzyłam w instytucję małżeństwa. Kiedy nasze małżeństwo się rozpadło, załamałam się - wspomina Jill Biden. Jak przyznaje, rozwód był emocjonalną udręką. Została sama, bez środków do życia. Czuła się samotna i nieszczęśliwa. W rozmowie z "Harper's Bazaar" wspomina, że rodzice zaproponowali jej powrót do domu, ale odmówiła. Pieniędzy z ugody rozwodowej wystarczyło jej na wynajęcie jednopokojowego domku, w którym mieszkała do czasu, kiedy skończyła studia.
W 1977 roku wyszła za mąż po raz drugi, za Joe Bidena. Poznała go dwa lata wcześniej podczas zaaranżowanej przez brata przyszłego prezydenta randki w ciemno. Po pierwszym spotkaniu miała powiedzieć do swojej matki: "mamo, w końcu poznałam dżentelmena". Po ślubie została macochą jego dwóch synów z poprzedniego małżeństwa. W 1981 roku urodziła się im córka.
- Wiedziałam, że już nigdy nie postawię się w sytuacji, w której brak niezależności finansowej zmusi mnie do zdobywania pieniędzy w drodze ugody rozwodowej. Wpoiłam to mojej córce Ashley. Powtarzałam jej: bądź niezależna, bądź niezależna. A moim wnuczkom, że trzeba umieć radzić sobie samej - wyjawiła.
Pierwsza dama nie zrezygnowała z pracy wykładowcy
Jak zauważa "Harper's Bazaar", pierwsza dama pozostaje wierna swoim zasadom: jest pierwszą kobietą w dziejach USA, która pełniąc obowiązki pierwszej damy, nie porzuciła swojej poprzedniej pracy. Wciąż jest wykładowczynią. Jak sama mówi, to nie jej zawód, a tożsamość. Nie zamierza z niej rezygnować. Od wielu lat wykłada język angielski nie w prestiżowych uczelniach, a w publicznych, lokalnych college'ach.
- Od najmłodszych lat wiedziałam, że chcę własnych pieniędzy, własnej tożsamości i własnej kariery (...). Piękno bycia pierwszą damą polega na tym, że możesz zdefiniować to stanowisko, jak tylko chcesz - powiedziała w wywiadzie udzielonym po zaprzysiężeniu jej męża, Joe Bidena, na prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Źródło: Harper's Bazaar, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Adam Schultz/White House