Eugeniusz Rudnik zrewolucjonizował pojęcie muzyki z pomocą nożyczek i taśmy magnetofonowej. Odkrył wartość kryjącą się w urwanych, odrzuconych dźwiękach na długo przed nastaniem epoki DJ'ów. Dokument Zuzanny Solakiewicz "15 stron świata", którego został bohaterem, zachwycił Szwajcarów, którzy zakwalifikowali go do konkursu festiwalu filmowego w Locarno. Czy wygra, dowiemy się w sierpniu.
- Moim mistrzem był Władysław Hasior. On potrafił podnieść do rangi sztuki znalezioną na śmietniku lalkę bez głowy. Ja robię to samo z dźwiękowymi odpadami - mówi Eugeniusz Rudnik, pionier polskiej muzyki elektronicznej i elektroakustycznej, kompozytor muzyki eksperymentalnej prezentowanej na najważniejszych festiwalach świata.
Jako pierwszy odkrył wartość kryjącą się w urwanych, odrzuconych dźwiękach na długo przed nastaniem epoki DJ'ów. Komponując, używał kilometrów taśmy magnetofonowej, sklejki i nożyczek. Do dziś nie zna nut i nie dotyka klawiatury komputera. Do dziś, choć ma 82 lata, wciąż intensywnie pracuje i właśnie wydał nową płytę - "ERdada".
- W domu, w regale i tapczanie, mam ogromną liczbę taśm z materiałem, który odrzuciłem, pracując nad ponad setką utworów oraz kilkoma setkami ilustracji dla filmu. Posłuchałem tego i doszedłem do wniosku, że przed laty najpiękniejsze rzeczy odrzuciłem, a najbrzydsze dałem do utworów. Postanowiłem więc coś z tym zrobić - tłumaczy w rozmowie z Polskim Radiem.
Słowik, kamienie, drzewa, a nawet francuskie "r"
Zaczynał w 1958 roku jako technik Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia. Komponować zaczął, jak sam twierdzi, z nudów. Po prostu bawił się radiowym sprzętem, a materiał muzyczny "zaczął się sam organizować". Pochylony nad konsolą z nożyczkami w ręku pewnego dnia, przegrywając jedną z audycji, odkrył, że zabawne francuskie "r" może być dźwiękową perłą.
I tak z inżyniera dźwięku stał się kompozytorem. Ciął analogowe taśmy, montował, miksował, szukał, bawił się, przetwarzał ludzkie głosy, oglądał dźwięki z każdej strony. Z czasem wypracował własną stylistykę, opartą na eksperymentach, improwizacji oraz opartą na technice kolażu - formę. Powracające motywy, tematy, dźwięki sam nazywa dziś "rudnikaliami".
- Nieustannie, w różnorodnych kontekstach i przetworzeniach, sięgam po nagranie słowika, który niegdyś prawie usiadł mi na mikrofonie, podążając za odtwarzaną przeze mnie rejestracją jego własnego głosu. Powracają też nagrania kamieni zebrane do utworu poświęconego pamięci księdza Jerzego Popiełuszki. I odgłosy moich ukochanych stuletnich drzew z lasu, w którymi mieszkam przez pół roku - opowiada.
Rudnik współpracował z wybitnymi twórcami: m.in. Krzysztofem Pendereckim, Conradem Drzewieckim, Karlem Stockhausenem, Andrzejem Markowskim i Arne Nordheimem. Pod jego kierunkiem powstawała słynna "Ekecheiria" - utwór zamówiony u Krzysztofa Pendereckiego na otwarcie Igrzysk Olimipijskich w Monachium w 1972 roku. Jego kompozycja "Homo ludens" prezentowana była na wystawie sztuki współczesnej "Documenta" w Kassel. Stworzył ponad 300 ilustracji muzycznych do filmów, a w specjalnym zbiorze światowej sztuki audiowizualnej Francuskiej Biblioteki Narodowej znalazło się 30 prac jego autorstwa.
- Pracując przed laty z Pendereckim czy Nordheimem, byłem człowiekiem od podłączania kabli i przynoszenia kawy. A dziś zdominowałem obieg medialny jako źródło wiedzy o historii muzyki eksperymentalnej w Polsce - dziwi się Rudnik.
Odpowiedź na pytanie: jak pokazać dźwięk?
Jeszcze bardziej się zdziwił, gdy Zuzanna Solakiewicz postanowiła zrobić o nim film. I tak powstał dokument "15 stron świata", który jest "próbą usłyszenia wzrokiem jego muzyki".
- Nie przypuszczałam, że "muzyka robotów" może być odzwierciedleniem ludzkiej duszy. Dopóki nie spotkałam Eugeniusza Rudnika. Zaczęłam zastanawiać się nad stworzeniem filmu będącego próbą interpretacji muzyki, a nie jej ilustracją. A gdyby tak zrobić film, w którym to dźwięk prowadziłby obraz? "15 stron świata" jest moją odpowiedzią na pytanie: jak pokazać dźwięk? - wyjaśnia reżyserka.
Eksperymentalny dokument Zuzanny Solakiewicz zbudowany jest tak, jak muzyka Rudnika - na zasadzie kolażu. Dźwięki są wizualizowane za pomocą współczesnych i archiwalnych materiałów.
"Jest hołdem złożonym epoce analogowej i muzyce komponowanej ze ścinków rzeczywistości akustycznej, która nas otacza: dźwięków zwyczajnych, niechcianych lub odrzuconych" - tak krytycy zachwalają "15 stron świata".
Teraz ten 79-minutowy dźwiękowo-filmowy kolaż docenili jurorzy prestiżowego festiwalu w Locarno i zakwalifikowali go do sekcji konkursowej La Semaine de la Critique, działającej pod patronatem Szwajcarskiego Związku Krytyków Filmowych. Obraz zostanie pokazany wśród siedmiu tytułów z całego świata.
Szwajcarzy docenili jeszcze dwa filmy z Polski
W tegorocznej edycji festiwalu w Locarno znajdą się też inne filmy z Polski: "Matka Ziemia" Piotra Złotorowicza (konkurs filmów krótkometrażowych Pardi di domani) i polsko-szwajcarska koprodukcja "Arizona w mojej głowie" Matthiasa Husera (konkurs Cineasti del presente).
67. MFF w Locarno odbędzie się w dniach 6 - 16 sierpnia.
Autor: am\mtom / Źródło: tvn24.pl, pisf.pl
Źródło zdjęcia głównego: Endorfina Studio