- To ma być skrzyżowanie "Parszywej 12" z "Obcym - decydujące starcie", a wszystko w stylistyce "300" - zapowiada Tomasz Bagiński. - Ma wciskać widza w fotel - precyzuje dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego Jan Ołdakowski. "Hardkor 44" ma pokazać zupełnie inną historię walki o stolicę.
Koniec lata 1944, powstańcy walczą o przetrwanie. Do stolicy wraca Arnold, były żołnierz, który w niejasnych okolicznościach zniknął po kampanii wrześniowej. Chce zdobyć wojenne łupy niejakiego Wagnera – oszpeconego SS-mana wysłanego przez Berlin do pacyfikacji Warszawy. Żeby je zdobyć, kompletuje ekipę nietypowych specjalistów, w której znajdą się rozmaici outsiderzy, przestępcy, a nawet kolaboranci.
Doborowej ekipie przyjdzie jednak zmierzyć się z potężnym przeciwnikiem – pod komendą Wagnera znajduje się bowiem tajna niemiecka Wunderwaffe, eksperymentalny oddział cyborgów bojowych zdolnych do zmiażdżenia Warszawy i odwrócenia losów wojny. Ludzie Arnolda nie spodziewają się starcia z takim przeciwnikiem, a zarazem są jedynymi, którzy mogą je przetrzymać i przejąć inicjatywę…
"Widzowie mają walić drzwiami i oknami"
Brzmi niezupełnie jak wersja znana z podręczników historii? I o to chodzi twórcom filmu – połączonym siłom Muzeum Powstania Warszawskiego i studia Platige Image z Tomkiem Bagińskim na czele. - Nie chcemy zrobić gniota, na który przyjdą trzy osoby w klubie dyskusyjnym. Chcemy zrobić film, na który widzowie będą walić drzwiami i oknami i to nie tylko w Polsce, ale i za granicą - mówi nam reżyser Tomasz Bagiński. Jak dodaje, nie chodzi o niewolniczą wierność historii, tylko stworzenie opowieści, która zainteresuje Powstaniem tych, którzy nic o nim wcześniej nie wiedzieli. - A jak już sobie potem doczytają, to mogą nam wytykać błędy do woli. Proszę bardzo - dodaje.
Dlatego w "Hardkorze 44" nie będzie martyrologii, kanałów, brudu, głodu i beznadziei. Nie będzie moralnych dylematów i psychologicznych niuansów. Będzie za to ostra nawalanka, komiksowi bohaterowie i wyraźnie pokazana granica między dobrem a złem. Jasną stronę mocy reprezentują oczywiście Polacy – silne chłopaki i piękne dziewczyny, którym przyjdzie się zmierzyć ze złem wcielonym w armię hitlerowskich cyborgów.
"Koniec użalania się nad sobą"
- Spodziewam się zarzutów, że za bardzo idealizujemy Polaków, przedstawiając ich takich pięknych i bohaterskich. Bo tak będzie. Ja chcę wreszcie zobaczy film, w którym ta biało-czerwona będzie idealizowana, że będą fajni polscy bohaterowie i wredni Niemcy - mówi reżyser. I dodaje, że dość dyskutowania o tym, że w zagranicznych produkcjach - jak na przykład w rosyjskim "1612" - Polacy są przedstawienie nie tak, jak byśmy chcieli. Czas coś z tym zrobić. - Pytam, dlaczego my takich filmów nie robimy? Dlaczego nasze filmy pełne są takiego użalania się nad sobą? Może raz powiedzmy, że to my mieliśmy rację - uważa Bagiński
Problem w tym, że w komiksowych ekranizacjach batalii dobra ze złem zwykle "nasi" zasłużenie pokonują tych złych, a widz wychodzi z kina z satysfakcjonującym poczuciem, że moralny porządek został zachowany, bo znów zwyciężyło dobro. W filmie nawet luźno opartym o historię Powstania Warszawskiego o taki happyend będzie raczej trudno. - Rzeczywiście. Ale w zupełnie niedawnym filmie "300", który odniósł ogromny sukces, wszyscy pozytywni bohaterowie giną, a mimo to nie zostajemy z poczuciem jakiegoś niedosytu. Mam nadzieję na pójście w tym kierunku - wyjaśnia reżyser.
"Początkowo wpadłem w przerażenie"
- Gdy usłyszałem o tym pomyśle, wpadłem w przerażenie. Nie wiedziałem, jak zareagują na to sami Powstańcy - przyznał Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego. Jednak Muzeum nigdy nie obawiało się nieortodoksyjnych akcji, od koncertów rockowych przez płyty na przedstawieniach teatralnych kończąc. "Hardkor 44" będzie zdecydowanie najambitniejszym i najdroższym, a także zapewne najbardziej kontrowersyjnym projektem tej instytucji. Ołdakowski zapewnia, że kontrowersji się nie boi, bo do młodych widzów - którzy będą głównymi adresatami filmu - trzeba docierać takimi środkami, które do nich przemawiają.
Film zostanie zrealizowany w takiej samej technice, w jakiej powstawały ekranizacje słynnych komiksów „300” oraz „Sin City”. Prawdziwi aktorzy zagrają głównie na tle blueboxa, a tło wykreują komputerowi graficy. W studio ma być kręcona przynajmniej połowa scen. Całość uzupełnią efekty specjalne.
Premiera za trzy lata?
Plany są ambitne, ale wciąż pozostaje kilka znaków zapytania. Nie ma jeszcze decyzji, czy powstańcy będą mówić po polsku, czy - żeby film łatwiej sprzedać na świecie - po angielsku. Dopracowania wymaga scenariusz, budżet jest jeszcze nie dopięty, a twórcy wciąż poszukują sponsorów. A film, który ma być polskim „300”, będzie drogi - ma kosztować kilkadziesiąt milionów dolarów. – O finansach nie chcę teraz mówić. Choć muszę przyznać, że na razie pracujemy dla idei - zarówno ja, jak i producenci musimy pompować w to pieniądze. Ale prowadzimy rozmowy, jesteśmy dobrej myśli – zapewnia Bagiński. Na tyle dobrej, że premiera planowana jest za trzy lata, najlepiej w kolejną rocznicę Powstania Warszawskiego.
Co chciałby pan przeczytać następnego dnia w recenzjach? – pytamy Ołdakowskiego. – O, tylko jedno. Że wciska widza w fotel – skromnie odparł dyrektor Muzeum.
Katarzyna Wężyk
zdjęcia Jaś Zaborowski
Źródło: tvn24.pl, Bild.de
Źródło zdjęcia głównego: tvn24.pl ,Platige Image