"Feluni" - dzieje rodziny Ewy Kuryluk i finał trylogii, po "Goldim", "Frascati" - podobnie jak poprzednie części sagi, doczekała się nominacji do Literackiej Nagrody Nike. Autorka w rozmowie z Agatą Passent w programie Xięgarnia zdradza, że historię napisała na podstawie tego, co udało się jej zapamiętać z czasów dzieciństwa. - Nie miałam żadnych nagrań ani żadnych notatek - zapewnia.
Malarka, artystka i pisarka Ewa Kuryluk za każdy z trzech tytułów trylogii opowiadającej niesłychaną historię jej rodzinny - "Goldi", "Frascati" i "Feluni" - została nominowana do Literackiej Nagrody Nike. Agata Passent przyjechała specjalnie na znajdującą się w centrum Warszawy ulicę Frascati, gdzie w jednym z mieszkań odbywała się wielka część tej sagi. "Feluni" to historia wojny i traumy psychologicznej. Ewa Kuryluk, która obecnie przebywa w Paryżu, zapytana o okoliczności spotkania jej rodziców, mówi, że do spotkania najprawdopodobniej doszło wczesną wiosną 1942 roku w Parku Stryjskim we Lwowie.
- Zapadał już zmierzch, mój przyszły ojciec Karol Kuryluk idąc przez park do domu minął siedzącą na ławce młodą kobietę w samym swetrze - mówi. - Po chwili domyślił się pewnie, kim jest. Zawrócił i zabrał nieznajomą ze sobą. Była to Miriam Kohany, moja przyszła mama, Maria Kuryluk - dodaje. Jak informuje pisarka, jej mamie udało się wyrwać z włoskiego getta na aryjską stronę, gdzie miała prawdopodobnie opłaconą kryjówkę. - Lecz ludzie, zapewne znajomi, nie otworzyli na umówiony znak drzwi. Postała pod oknami, a potem, nie mając przy sobie nic, poszła do Parku Stryjskiego i usiadła na ławce - mówi Ewa Kuryluk.
Zapytana o tytułowego Feluniego, tłumaczy, że to zdrobnienie od imienia Feliks, które po łacinie znaczy "szczęśliwy". - Tak chciała nazwać mama mojego młodszego brata. Jednak doszła do wniosku, że to imię zmarnował Feliks Dzierżyński, tak jak imię Adolf zmarnował Hitler. Brat został więc nazwany konspiracyjnym pseudonimem ojca, Piotr - wyjaśniła pisarka. - Zdrobnienie Feluni miało w ustach mamy coś z magicznego zaklęcia, gdyż przyjście na świat jej drugiego dziecka graniczyło z cudem - dodaje.
"Pamięć jest zagadką, lecz wiadomo, że z wiekiem odzywają się warstwy najwcześniejsze”
- Mama zachorowała na psychozę ciążową, próbowała popełnić samobójstwo. Odratował ją ojciec. Trafiła do szpitala psychiatrycznego i została poddana elektroszokom. Piotruś urodził się ze zniekształconą głową i alergią na białko zwierzęce, więc również na mleko matki. Zarazem był śliczny, o bujnych lokach, roześmiany, bystry i prawdziwy "wunderkind" (cudowne dziecko – red.), utalentowany szczególnie do muzyki i matematyki - wspomina Ewa Kuryluk. Zwraca uwagę, że jednak "po śmierci ojca w marcu 1968 roku, mając 18 lat zachorował psychicznie i przeszedł przez psychiatryczną odyseję". - I nigdy nie wyzdrowiał - dodała.
Książka "Feluni" nie jest typową biografią. - Historia przedstawiona jest niesłychanie ciekawie w formie patchworku językowego, a Ewa Kuryluk miesza różne mowy w jej rodzinie - wyjaśnia Agata Passent. Autorka wyjaśnia, że ma od małego dobrą pamięć do słów i obrazów. - Łatwo uczę się obcych języków, bez trudu rysuję z pamięci, lecz do pięćdziesiątki nie interesowałam się w ogóle dziejami swojej rodziny. Może dlatego, że była to rodzina dziwna i męcząca, zamknięta we własnym świecie i mówiąca własnym językiem - stwierdza Ewa Kuryluk. - Dopiero po śmierci mamy i odkryciu jej historii, zapragnęłam napisać o nas na podstawie własnych wspomnień. Nie miałam żadnych nagrań ani żadnych notatek. Pamięć jest zagadką, lecz wiadomo, że z wiekiem odzywają się warstwy najwcześniejsze. Tak przyroda rekompensuje nam może proces starości, wiążąc koniec z początkiem - dodaje pisarka.
W odcinku także Janusz Rudnicki czyta "Moje pierwsze samobójstwo" Jerzego Pilcha, a Filip Łobodziński i Robert Ziembiński wspólnie celebrują dzień wagarowicza.
Źródło: TVN24