Jeszcze tego lata mają ruszyć zdjęcia do filmu biograficznego poświęconego ikonie muzyki folk Joni Mitchell. Największą sensacją są doniesienia, że w artystkę może się wcielić inna ikona - Meryl Streep. Reżyserią ma zająć się Cameron Crowe, reżyser "U progu sławy" czy "Vanilla Sky", a przed laty dziennikarz magazynu muzycznego "Rolling Stone".
Sensacyjna informacja podana przez portal filmowy World of Reel, ostatnio celujący w błyskawicznych doniesieniach na temat nowych projektów, ucieszy zarówno fanów Meryl Streep, jak też Camerona Crowe'a. Wielka Meryl nie pojawiła się bowiem na dużym ekranie od czasu "Nie patrz w górę" (2021) Adama McKaya, zaś Cameron Crowe nie wyreżyserował żadnego filmu od. dekady - od czasu zjechanego bezlitośnie przez krytyków "Witamy na Hawajach".
Usatysfakcjonowani będą także z pewnością wielbiciele 81-letniej dziś Joni Mitchell, która swoją długoletnią karierę zakończyła na dobre w 2015 roku. O pracach nad biografią artystki (najpierw książkową, potem filmową) mówiło się od wielu lat, ale fakt, że może się w nią wcielić właśnie Meryl Streep to nie lada sensacja.
Pierwszym, nader wiarygodnym źródłem tej informacji miał być znany krytyk filmowy Jeff Sneider, który poinformował o wszystkim wspomniany portal World of Reel. Wiadomość o toczących się rozmowach w tej sprawie podała także stacja telewizyjna NBC.
Co wiadomo o filmie Crowe'a?
Kto bliżej śledził twórczość Camerona Crowe'a wie doskonale, że filmy muzyczne są dawnemu dziennikarzowi "Rolling Stone" szczególnie bliskie. Nagrodzone Oscarem za jego scenariusz "U progu sławy" (2000r.) to świetna muzyczna biografia, oparta na jego własnych doświadczeniach.
Po latach reżyser znów wraca do bliskiego mu gatunku. Film biograficzny o Joni Mitchell będzie na pewno głęboko osobistym projektem Crowe'a, który jeszcze jako dziennikarz "Rolling Stone" przeprowadził głośny wywiad z Mitchell w 1979 r. i pozostał na zawsze bliskim przyjacielem piosenkarki. Przez ostatnie trzy lata natomiast był nawet jej nieformalnym asystentem, podczas wspólnej pracy nad scenariuszem do filmu. Wiadomo na pewno, że nie będzie to tradycyjny film biograficzny, opowiadający chronologicznie historię życia artystki.
Meryl Streep ma wcielić się oczywiście w dojrzałą artystkę, już pod koniec kariery. Jak pamiętamy choćby z filmu "Mamma Mia", artystka znakomicie radzi sobie ze wyzwaniami muzycznymi - jako nastolatka uczyła się nawet śpiewu operowego i marzyła o karierze śpiewaczki. Oczywiście kusi zawsze sięgnięcie po oryginalne nagrania do archiwum, ale to już szczegóły produkcyjne. Nieczęsto zdarza się, by biografię artysty kręcono jeszcze za jego życia i we współpracy z nim (choć było tak choćby w przypadku filmu o Eltonie Johnie i efekt okazał się nader zadowalający).
Na co stać wielką Meryl Streep, wszyscy wiemy doskonale. Filmy biograficzne od dekad uchodzą za szczególnie wdzięczny dla aktora gatunek, niejako "podprowadzający" go do Oscara. Streep ma już zresztą na koncie Oscara za wielką rolę w "Żelaznej damie", gdzie brawurowo wcieliła się w byłą premier Wielkiej Brytanii - Margaret Thatcher. Wydaje się, że opowieść o Joni Mitchell daje Streep gigantyczne pole do popisu, bo prócz aktorskich możliwości, będzie mogła zaprezentować także te wokalne..
Meryl Streep ma na koncie aż trzy statuetki Oscara. Dwie pozostałe zdobyła za rolę w filmach "Sprawa Kramerów" i "Wybór Zofii". Jeśli ta wręcz stworzona dla niej rola okaże się kolejną wybitną, która może przynieść złotą statuetkę, Meryl zostałaby drugą obok Katharine Hepburn artystką w historii kina, która ma na koncie aż cztery Oscary.
Ale to na razie wyłącznie sfera naszych oczekiwań.
"Byłam jedynym czarnym mężczyzną na imprezie"
Roberta Joan "Joni" Mitchell to kanadyjsko-amerykańska piosenkarka i autorka tekstów. Uchodzi za jedną z najbardziej wpływowych piosenkarek i autorek tekstów wywodzących się z kręgu muzyki folkowej lat 60. Mitchell zasłynęła dzięki swoim bardzo intymnym tekstom i niekonwencjonalnym kompozycjom. W swojej długiej karierze przeszła przez fazę zainteresowania muzyką pop, jazzem, a nawet muzyką etniczną, lecz dziedziną jej największych dokonań jest folk rock.
Za jej najwybitniejszy album uchodzi nagrany w 1971 roku "Blue". Magazyn "Rolling Stone" nazwał ją "jedną z największych autorek piosenek wszech czasów", a wspomniany album jest często wymieniany jako jeden z najwspanialszych w historii muzyki. "Rolling Stone" umieścił go na liście "500 najlepszych albumów wszech czasów" ogłoszonej w 2020 roku, na 3 miejscu. Z kolei "New York Times" na koniec XX wieku umieścił "Blue" wśród 25 albumów "reprezentujących punkty zwrotne i szczyty w muzyce popularnej XX wieku".
Amerykański przewodnik muzyczny All-Music Guide zanotował: "Joni Mitchell może być najważniejszą i najbardziej wpływową artystką końca XX wieku". Mitchell otrzymała wiele wyróżnień, w tym jedenaście nagród Grammy. W 1997 roku została wprowadzona do Rock and Roll Hall of Fame.
Na początku lat 90. Mitchell podpisała kontrakt z wydawnictwem Random House na publikację autobiografii. Dekadę później artystka wyznała, że jej wspomnienia "są w przygotowaniu" i zostaną opublikowane aż w czterech tomach, a pierwszy wers będzie brzmiał: "Byłam jedynym czarnym mężczyzną na imprezie".
Można się jedynie domyślać, że pracujący nad scenariuszem z piosenkarka Cameron Crowe z pewnością je wykorzystał.
Źródło: NBC, World of Reel, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: ABACA/PAP, EPA/PAP