Jest w tych filmach coś, co wciąga i nawet w lutym chcemy sobie obejrzeć taką bajkę, bo to jest pewien rodzaj opowieści, w której są prezenty i Mikołaj - mówi o "Listach do M. 4" Borys Szyc. - Mam też nadzieję, że ten film może pozwolić widzom na wzruszenie, które jest cechą ludzi wrażliwych, a takich nam teraz bardzo potrzeba - dodaje aktor.
W "Listach do M. 4" Borys Szyc wcielił się w postać Filipa, policjanta, który trzyma się zasad, ale w tajemnicy opłaca mandaty swojej dziewczyny, którą zagrała Magdalena Różdżka. Świąteczna opowieść, która w ostatnich latach przyciągała do kin tłumy widzów, tym razem, ze względu na pandemię, nie mogła ukazać się w grudniu. Jednak przecież magia świąt nie musi ograniczać się jedynie do grudnia. Zwłaszcza w czasie pandemii odrobina bajki pozwala oderwać się od rzeczywistości. Dlatego Player postanowił sprezentować widzom drugą Gwiazdkę już w lutym, dzięki czemu z obejrzeniem czwartej części przygód dobrze znanych i zupełnie nowych bohaterów nie trzeba czekać do końca 2021 roku.
Estera Prugar: Jak mija Panu czas pandemii?
Borys Szyc: Dokładnie go liczę, ponieważ 21 marca zeszłego roku urodził się mój synek i w momencie, gdy weszliśmy z żoną do szpitala, to od razu następnego dnia wszystko zostało już zamknięte, więc zostaliśmy tam na kolejne cztery dni. Mamy takie pandemiczne dziecko. Za chwilę minie rok i przedziwne jest to, jak szybko zleciał. Syn już zaczyna chodzić. Dlatego, paradoksalnie, dla mnie to był bardzo piękny czas. Również dlatego, że na początku nie miałem pracy i mogłem siedzieć w domu. Pierwszych pięć miesięcy nie robiłem nic, spędzałem czas z rodziną i to było cudowne. Chociaż również abstrakcyjne, bo chyba od 20 lat nie zdarzyła mi się tak długa przerwa zawodowa.
Później zacząłem bardzo intensywne zdjęcia do serialu "Warszawianka", skąd mój dzisiejszy wąs. Skończymy je pewnie pod koniec marca, więc łącznie to będzie siedem miesięcy. Tak się jakoś wszystko równo podzieliło – pół roku bez i pół w pracy przy nowym projekcie, a dokładnie w środku tego czasu wróciliśmy do kręcenia "Listów do M. 4".
Zdjęcia zostały przerwane przez pandemię?
Tak i to z dnia na dzień. Któregoś wieczoru odebrałem SMS-a z informacją, że Vanessa (Aleksander – red.) trochę pokasłuje, nie wiadomo, co się dzieję, więc następnego dnia nie możemy mieć zdjęć. I tak jak nie pojechaliśmy raz, tak później już całość została przerwana aż do czerwca, kiedy poluzowano obostrzenia.
Pod koniec czerwca było około 30 stopni, a my wróciliśmy do kręcenia zimowego filmu. Cała sekwencja pogoni na warszawskiej Starówce, podczas świątecznego kiermaszu była wtedy nagrywana. Biegaliśmy wśród udawanych śniegów, które cały czas się roztapiały. Do tego zerwała się jeszcze prawdziwa letnia ulewa, podczas której cały ten śnieg zmienił się w plastelinę, a myśmy leżeli pod choinką, która na nas spadała, także było wesoło. Na pewno było oryginalnie, podobnie jak z premierą filmu.
Świątecznego filmu w lutym chyba jeszcze nie oglądałam.
Po prostu czekaliśmy aż przyjdzie zima. W święta jej nie było, a teraz spadł śnieg, więc zrobiliśmy udawaną Gwiazdkę.
Oczywiście, były rozważania zarówno wśród producentów, jak i obsady na temat tego, czy teraz jeszcze będzie się chciało komuś wracać do czasu świątecznego, ale faktycznie jest w tych filmach coś, co wciąga i nawet w lutym chcemy sobie obejrzeć taką bajkę. Bo to jest pewien rodzaj opowieści, w której są prezenty i Mikołaj, i czy to jest prawda, czy nie…? Chyba trochę lubimy się w ten sposób oszukiwać. A przy świecie, który mamy dzisiaj za oknami – a nie mówię tylko o śniegu, ale o całej sytuacji społeczno-politycznej – taki moment wytchnienia i oderwania się od tej rzeczywistości jest nam potrzebny.
Natomiast nie przekreślałbym jeszcze szans na kinowe życie tego filmu. Być może pod koniec tego roku kina będą otwarte i "Listy do M. 4" będą mogły do nich trafić, bo mimo wszystko sporo osób nie będzie chciało lub mogło obejrzeć go online.
Grana przez Pana postać policjanta jest idealistycznym przedstawieniem funkcjonariusza?
Wielokrotnie grałem policjantów i mam do tego sentyment. Zwłaszcza, że moja kariera ról policyjnych zaczęła się właśnie u boku Magdy Różdżki, która w "Listach do M. 4" gra moja moją dziewczynę, a pierwszy raz wystąpiłem jako funkcjonariusz razem z nią w serialu "Oficer".
Mam w głowie etos tego zawodu, który jest ważny i odpowiedzialny. Myślę, że to, co dzieje się dzisiaj, potwornie niszczy jego obraz. To, czy należy za to winić funkcjonariuszy, czy brać poprawkę na to, że wykonują polecenia, jest tematem na osobną rozmowę. Natomiast myślę, że fajniej oglądać policjanta, który ma dobre serce, ale również zasady, od których jednak potrafi też odstąpić po to, by dokonać dobrego, świątecznego uczynku.
Ostatni rok był trudny dla wszystkim, w tym również dla branży artystycznej. Ten czas zweryfikował sytuację polskiej kultury?
Na pewno. Sytuacja jest nie tylko trudna, ale wręcz dramatyczna dla wielu artystów, a także dla teatrów, które podjęły heroiczną walkę o to, by móc się utrzymać. Tym państwowym jest trochę łatwiej, ponieważ mają dofinansowania, ale prywatnym jest niezwykle ciężko.
Wiem, jak niesamowitą walkę podjęła Krystyna Janda, nie chcąc pozwolić na zatrzymanie machiny – nikt z jej pracowników nie stracił zatrudnienia, a nawet chyba jeszcze więcej osób rozpoczęło pracę w jej teatrach. Z kolei Teatr 6. Piętro zatrzymał się zupełnie. Od Michała Żebrowskiego i Eugeniusza Korina wiem, że teraz chcą ruszyć od nowa, natomiast nadal nie wiedzą, czy mogą, czy to się opłaci, bo dla prywatnego teatru pięćdziesiąt procent widowni, to nadal nie jest powód do radości. Abstrakcyjna sytuacja miała też miejsce w związku z kinami, które zaczęły znikać. Upadły dwie gigantyczne sieci, a wszystko przeniosło się do Internetu.
Ja sam trzy lata temu otworzyłem platformę TheMuBa, która zajmuje się teatrem online, więc jako szef takiej strony też poczułem się abstrakcyjnie – jakbym wyprzedził czas, bo teraz wszyscy zaczęli robić spektakle w sieci i faktycznie odnotowaliśmy wzrost zainteresowania, ponieważ ludzie ciągle potrzebowali teatru. Natomiast nic nie zastąpi żywego kontaktu, więc myślę, że teatr nie upadnie. Być może standardem stanie się, żeby od razu rejestrować spektakle i udostępniać je online, tak na wszelki wypadek.
Koszmarna sytuacja ma też miejsce na scenie muzycznej. Naprawdę wielu moich znajomych muzyków przebranżowiło się, ponieważ nie mieli możliwości pracy. W tym wypadku albo gra się koncerty, albo nie. Nie było nawet programów, które mogliby nagrywać. Z dnia na dzień stracili źródło dochodów. Jeśli ktoś przez to przeszedł i dał sobie radę, to naprawdę może być z siebie bardzo dumny, a jeśli komuś się nie udało, to nie może mieć do siebie pretensji, bo takiej sytuacji nigdy wcześniej nie było. Uważam, że środki skierowane na pomoc kulturze powinny być znacznie większe niż są, bo bez kultury naród nie ma swojej tożsamości.
Dla odbiorców to jest sytuacja, która pozwoli docenić kulturę czy wręcz przeciwnie – sprawi, że część publiczności dojdzie do wniosku, że ten bezpośredni kontakt ze sztuką nie jest konieczny?
Myślę, że ludzie są spragnieni kultury. Jedyne, co przynajmniej mnie trzymało przy życiu, to muzyka, stare koncerty, do których wracałem, filmy i książki. To sztuka pozwoliła mi przetrwać. Na szczęście miałem też pracę, w której mogłem oddawać swoją energię, natomiast poczucie zamknięcia i klaustrofobii towarzyszyło nam wszystkim i to właśnie sztuka doprowadzała mnie do stanu używalności.
Oczywiście, jeśli ktoś nigdy nie był nastawiony na odbiór kultury, to może się dziwić i zastanawiać dlaczego artyści czegokolwiek się domagają, bo przecież ich praca nie była takim ludziom potrzebna. Myślę, że paru takich ancymonów znalazłoby się w naszym rządzie, ale to jest kwestia pewnej wrażliwości i to, że ktoś jej nie posiada, nie oznacza, że my musimy do takich osób równać.
Edukacja kulturalna jest w Polsce potrzebna?
Oczywiście, że tak. Lekcje religii w szkołach zamieniłbym na historię sztuki, zwiedzanie muzeów i słuchanie muzyki. Po prostu kontakt z tą sztuką, jakikolwiek by on nie był. Na pewno również nauka czytania, od samego początku edukacji.
Co daje obcowanie ze sztuką w codziennym życiu?
Wytchnienie, chociażby patrząc na ostatni czas. Mi daje wielką przyjemność, czasami uspokaja, a czasem również motywuje do działania z racji tego, że sam uprawiam zawód artystyczny. Kiedy obejrzę coś stworzonego przez innego artystę, to bardzo mnie to motywuje. Myślę wtedy: kurczę, można jeszcze inaczej spojrzeć na świat i ubrać go w kolejną metaforę. Tak jak jest w muzyce, gdzie tych dźwięków jest ograniczona ilość, a ciągle można z nich tworzyć nowe melodie i cały czas możemy zachwycać się nowymi utworami. Mi sztuka kojarzy się z radością. Również jej powstawanie, bo nie uważam, że powinna powstawać jedynie w cierpieniu, ale również ze szczęścia – ta iskra powoduje to, że widz chce ją oglądać.
A powinna angażować się w sytuacje społeczne i polityczne?
Tak i nie. Powinna, bo nie ma innego wyjścia, ponieważ sztuka wynika z nas. Wypływa z serca. Jest drżeniem i rezonuje w niej to, co dzieje się w ludziach, więc nie ma możliwości, aby oddzielić ją od cierpienia kobiet, dzieci czy nienawiści lub przemocy, która działa się na polskich ulicach w ostatnich miesiącach. Nie da się zrobić tak, by sztuka tam nie patrzyła i nie była po tej stronie barykady. Ona od razu zaczyna walczyć, bo wywodzi się również z buntu. Jest niepokorna i taka być powinna.
Myślę, że to, co działo się na ulicach samo w sobie też nią było - gigantyczny happening, który zebrał ludzi razem i pokazał wspólnotę, co również jest cechą sztuki, bo chcemy ją przeżywać razem – po to chodzi się do teatru i kina. Choć były to momentami smutne i przejmujące spektakle. Również kreatywność, która pojawiła się podczas protestów, ilość haseł, które widniały na transparentach – to również rodzaj sztuki.
A z drugiej strony, chciałoby się, żeby ona jednak była tym wytchnieniem i zabierała nas w miejsca, gdzie nie trzeba oglądać twarzy polityków. Do lepszego, choć trochę nierealnego świata.
Takim wytchnieniem mogą być dla widzów "Listy do M. 4"?
Tak, mogą dać uśmiech i to chyba - przynajmniej w tym roku – wystarczy. Jeśli się uśmiechamy, to już jest całkiem nieźle. Razem z moją żoną mieliśmy przez ostatnie miesiące wielką potrzebę śmiania się. Nie widywaliśmy się z ludźmi, nie bardzo było jak żartować. Wszystko, co się działo, przytłaczało i wywoływało efekt więzienia, w którym humoru było jak na lekarstwo. Mam też nadzieję, że ten film może pozwolić widzom na wzruszenie, które jest cechą ludzi wrażliwych, a takich nam teraz bardzo potrzeba.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24