Pracujący na stacji benzynowej w miejscowości Wieprz (woj. małopolskie) pan Piotr został bohaterem. Gdyby nie jego czujność, mogło dojść do tragedii. - Zwróciłem uwagę na zapłakane dziecko biegnące przez stację. Dziewczynka nie patrzyła przed siebie i z każdą chwilą zbliżała się do ruchliwej jezdni – opowiada. Dziecko uratował w ostatniej chwili, co widać na nagraniu z kamer zainstalowanych na stacji.
Ulica Beskidzka to najbardziej ruchliwa z ulic w miejscowości Wieprz: to najlepsza trasa łącząca Zator i Andrychów. Przy niej mieści się stacja benzynowa, na której pracuje pan Piotr Wróbel. Kilka dni temu, kiedy wykonywał swoje obowiązki, zauważył dziecko przebiegające przez teren stacji.
- Wychowałem trójkę dzieci, sam jestem już dziadkiem. Mam na tyle dużo doświadczenia, że takich sytuacji nie ignoruję – opowiada mężczyzna.
Sytuacja była o tyle niepokojąca, że dziewczynka była zapłakana i biegła przed siebie – nie do końca zdając sobie sprawę z tego, gdzie się znajduje.
- Pomyślałem, że pewnie oddaliła się od mamy i wpadła w panikę. Ja zresztą też się wystraszyłem, bo dziecko, na oko pięcioletnie, biegło w kierunku jezdni – mówi pan Piotr.
W ostatniej chwili
Zdecydował, że musi złapać dziewczynkę, zanim wpadnie pod koła. Fragment tego pościgu nagrały już kamery.
- W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że nie dam rady, dlatego przeskoczyłem przez trawnik i doskoczyłem do dziecka. Złapałem je za ramię i razem upadliśmy pod koła auta czekającego na wyjazd ze stacji – mówi pan Piotr.
O tym, że kilka metrów obok nich przejechała ciężarówka, dowiedział się dopiero potem: po obejrzeniu nagrań z kamer.
- Nie wiem, co by się stało, wolę się nie zastanawiać. Ważne, że anioł stróż zadziałał na czas. Mój i tej dziewczynki – uśmiecha się mężczyzna.
"To były ułamki sekundy"
Dziewczynką zajęła się kobieta, przed autem której upadł pan Piotr i dziecko.
- Tamta pani przytuliła i uspokoiła dziecko. Niedługo potem na stacji była już mama dziewczynki. Najpewniej córka odłączyła się od niej podczas zakupów w sklepie wielkopowierzchniowym, który jest obok stacji – mówi pan Piotr. Pani Joanna, która była świadkiem tego, co się dzieje, sprawę relacjonuje tak: - W pewnym momencie zobaczyliśmy, że dziecko biegnie w kierunku głównej ulicy, prosto pod nadjeżdżającego tira. Nasz bohaterski pan Piotr rzucił się w pościg. To były ułamki sekundy. Kobieta nie ma wątpliwości, że gdyby nie reakcja pracownika stacji benzynowej, mogłoby dojść do tragedii. Pani Joanna przyznaje, że spotkała się z nieprzychylnymi komentarzami wobec matki dziewczynki. Jednak, jak podkreśla, taka sytuacja mogłaby przytrafić się każdemu i nie należy oceniać zachowania kobiety.
Bohater
Pan Piotr przez kolegów i koleżanki z pracy nazywany jest teraz bohaterem.
- Czy nim jestem? Nie, jestem po prostu czynnym dziadkiem. Wiem, że trzeba zachowywać koncentrację przy dzieciach – śmieje się mężczyzna.
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Kadr z filmu nagranego przez monitoring