Śledczy z Nowego Sącza sprawdzają, czy w domu pomocy społecznej w Białce Tatrzańskiej doszło do psychicznego i fizycznego znęcania się nad podopiecznymi. Ośrodek prowadzony jest przez siostry serafitki, jednak śledczy podkreślają, że w nim pracują też osoby świeckie. Chodź śledztwo trwa już kilka miesięcy, na razie nikt nie usłyszał zarzutów w tej sprawie.
O przypadkach znęcania się nad podopiecznymi z domu pomocy społecznej (Małopolska) pisze Gazeta Krakowska.
Jak czytamy, wszystko miało wydarzyć się w prowadzonym przez zakonnice ze Zgromadzenia Sióstr Serafi domu pomocy społecznej dla dzieci i młodzieży niepełnosprawnych intelektualnie w Białce Tatrzańskiej.
Śledztwo trwa, zarzutów brak
Postępowanie w tej sprawie prokuratura prowadzi już od kilku miesięcy.
Najpierw sprawą zajęli się śledczy z Zakopanego, w maju jednak przejęła ją prokuratura okręgowa w Nowym Sączu.
Wstępna kwalifikacja, która została przyjęta do wszczęcia śledztwa to znęcanie psychiczne i fizyczne ze szczególnym okrucieństwem Ludwig Huzior, prokuratura okręgowa w Nowym Sączu
- Wstępna kwalifikacja, która została przyjęta do wszczęcia śledztwa to znęcanie psychiczne i fizyczne ze szczególnym okrucieństwem – mówi Ludwig Huzior z nowosądeckiej prokuratury i dodaje, że za to może grozić nawet 10 lat więzienia.
W rozmowie z TVN24 prokurator zaznacza, że w ośrodku pracują zarówno siostry zakonne, jak i osoby świeckie. Na razie śledczy ustalają, czy doszło tam do czynów, które "wyczerpują znamiona znęcania" oraz to, kto miałby się ich dopuścić.
Wiadomo, że pokrzywdzonych mogło zostać kilka osób: zarówno dzieci jak i osoby dorosłe, bo podopieczni ośrodka mają od 4 do ponad 70 lat.
Na razie jednak nikt w tej sprawie zarzutów nie usłyszał. Nie wiadomo też, ilu osób dotyczy to postępowanie.
"Widzę oddanie i ofiarność"
W rozmowie z nami Huzior przyznaje, że organy ścigania o sprawie zawiadomił jeden z pracowników. – Z tego co wiem, nadal jest zatrudniony w ośrodku – mówi.
O sprawie rozmawialiśmy też z siostrą przełożoną domu pomocy społecznej, jednak ona przyznaje, że w ośrodku jest dopiero od początku sierpnia i o samej sprawie wie niewiele.
- Od momentu kiedy tutaj jestem to żadnych sytuacji, o których jest mowa, nie zauważyłam. Wręcz przeciwnie: widzę oddanie i ofiarność pracowników, zarówno świeckich jak i sióstr - mówi siostra Grażyna Gacek. Samą sprawę "odczytuje w kategoriach posądzenia".
Normalnym trybem w życiu zakonnym jest zmiana pobytu. Było kilka osób, które przyjechały, wyjechały. Być może gronie tych, co wyjechały, znalazła się ta osoba Siostra Grażyna Gacek
- Jest w prokuraturze, dopóki nie zapadną ostateczne decyzje, to nie będziemy mieć innych komentarzy. Czekamy na rozwój wydarzeń, wtedy moi przełożeni zajmą oficjalne stanowisko- zapewnia i dodaje, że pracownicy ośrodka nie informowali jej o tym, że na jego terenie miałoby dojść do znęcania.
"Pracownik mógł wyjechać"
- Nie podejmowaliśmy tematu, naszym tematem i życiem są nasi mieszkańcy. Dla nich tu jesteśmy, całe nasze życie toczy się wokół nich - zapewnia.
Siostra Gacek zapytana o pracownika, który miałby dopuszczać się znęcania w ośrodku odpowiada: - Było dużo zmian na terenie domu. Najprawdopodobniej ta osoba jest już poza - mówi.
Zapytana, skąd ma takie informacje, skoro w domu pomocy społecznej jest od niedawna odpowiada, że"normalnym trybem w życiu zakonnym jest zmiana pobytu". - Było kilka osób, które przyjechały, wyjechały. Być może gronie tych, co wyjechały znalazła się ta osoba - mówi.
Autor: mmw / Źródło: TVN24 Kraków / Gazeta Krakowska
Źródło zdjęcia głównego: tvn24