W jednej z sal wykładowych Instytutu Rosji i Europy Wschodniej UJ na ścianie wiszą portrety prezydenta Rosji Władimira Putina, a obok niego premiera Dmitrija Miedwiediewa - alarmuje "Gazeta Wyborcza". O ekspozycji nic nie wiedzą władze uczelni, a dziekan wszystkiemu zaprzecza.
O tym, że w jednej z sal wiszą portrety przywódców Rosji, zaalarmowali gazetę studenci. - W obecnej sytuacji konfliktu o Ukrainę trudno pozostać na taki fakt obojętnym. Między sobą komentujemy tę sytuację, choć z drugiej strony to nas nie dziwi, bo wiadomo, kto tu pracuje - mówili w rozmowie z dziennikarzami.
Jak informuje "Gazeta Wyborcza", chodzi o o prof. Annę Raźny, byłą kierowniczkę Katedry Rosyjskiej Kultury Nowożytnej na Wydziale Studiów Międzynarodowych UJ.
List do władz Rosji
W maju pani profesor, wraz z kilkoma innymi osobami, podpisała list otwarty do prezydenta Putina, narodu rosyjskiego i władz Federacji Rosyjskiej, w którym można przeczytać, że "solidaryzują się z władzami Federacji Rosyjskiej w podejmowanych działaniach na Ukrainie". Sygnatariusze listu zarzucają przy tym władzom Polski i "ich zachodnim gospodarzom", że "odegrali perfidną rolę w przygotowaniach i przeprowadzeniu zbrojnego zamachu na demokratycznie wybrane władze bratnich narodów Ukrainy". I dalej, że "tylko Wielka Chrześcijańska Rosja może zatrzymać marsz 'szatana Zachodu'" na nasze słowiańskie ziemie. Tysiące Polaków solidaryzuje się z władzami Federacji Rosyjskiej w podejmowanych działaniach na Ukrainie".
Studenci w rozmowie z gazetą dziwią się, że zdjęcia nie zniknęły z sali, choć prof. Raźny od początku roku akademickiego jest już na emeryturze.
Władze nic nie wiedzą
O ekspozycji na ścianie nic nie wiedzą władze uczelni. - W sali 101 chyba od siedmiu lat nie byłem - stwierdził prof. Bogdan Szlachta, dziekan Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politycznych. Sprawę obiecał sprawdzić.
Godzinę później w rozmowie z dziennikarką "Gazety Wyborczej" powiedział, że pracownik instytutu zapewnił go, że zdjęć Putina w sali nie ma. Na jej stwierdzenie, że zdjęcia widziała na własne oczy i sugestię, że pracownik minął się z prawdą, jedynie się żachnął.
Sprawę postanowił wyjaśnić prof. Wojciech Nowak, rektor UJ. - Nie ma takiego zwyczaju, żeby bez zgody dziekana czy rektora podejmować tego typu decyzje. Jeśli tak postąpiono, to jest to naganne. Trzeba będzie ustalić, czyja to była decyzja i dlaczego nikt nie zareagował wcześniej - stwierdził rektor.
Barroso bez tytułu doktora honoris causa UJ
To właśnie naukowcy z Wydziału Studiów Międzynarodowych storpedowali pomysł przyznania byłemu przewodniczącemu Komisji Europejskiej José Manuelowi Barroso tytułu doktora honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego z powodów politycznych. Według niektórych profesorów wyróżnienie "nie należy się maoiście, komuniście i lewakowi".
Uniwersytet tłumaczył, że nie ma w zwyczaju nadawania doktoratu honoris causa aktywnym politykom. - Barroso jest wciąż czynnym politykiem, a Uniwersytet Jagielloński politykom na ogół tytułów nie nadaje - mówi rektor, który sam kandydaturę Barroso zgłosił.
- Wartości nazwane przez aksjologów wartościami konserwatywnymi nie są odpowiednio chronione w Unii Europejskiej wobec ideologii genderyzmu. Też były takie głosy, ale nie one zaważyły na odrzuceniu kandydatury - mówiła wtedy prof. Anna Raźny.
Autor: mmw / Źródło: Gazeta Wyborcza / TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Kraków/ Wikipedia | Jan Mehlich