Uśmiercenie zwierząt i znęcanie się nad nimi – takie zarzuty usłyszała kobieta, zajmująca się żywym inwentarzem, należącym do jednej z krakowskich fundacji. 43-latka podczas składania wyjaśnień na policji twierdziła początkowo, że jest tylko opiekunką zwierząt, zatrudnioną przez tę fundację. Okazała się jej prezesem.
Policjanci odwiedzili gospodarstwo w Bereżnicy Wyżnej (Podkarpacie) w sobotę po południu.
- Funkcjonariusze zastali na miejscu kilkanaście zwierząt gospodarskich przebywających w bardzo ciężkich warunkach. Zwierzęta stały w ponad półmetrowej warstwie obornika, nie miały pożywienia ani wody – relacjonuje Katarzyna Fechner, rzeczniczka prasowa leskiej policji. Wśród żywych zwierząt leżały cztery martwe konie.
Jak się później okazało, dwa z nich padły, dwa kolejne uśpiła "opiekująca się" inwentarzem 43-latka.
Były stare i chore, więc je zabiła
Kobieta jest dzierżawcą gospodarstwa. Początkowo podczas składania wyjaśnień twierdziła, że fundacja, do której należały zwierzęta, wynajęła ją do opieki nad nimi.
Jak jednak ustaliła policja, prawda jest zupełnie inna. – 43-latka w rzeczywistości jest prezesem tej fundacji – ujawnia Fechner.
Kobieta usłyszała zarzuty znęcania się nad zwierzętami oraz uśmiercenia koni. Do drugiego z tych czynów przyznała się.
- Oświadczyła, że dwa spośród martwych koni padły ze starości, potem dodała, że jeden z nich zamarzł w styczniu podczas dużych mrozów. Przyznała, że dwa konie, które były stare i chore, uśmierciła sama – podaje Fechner.
Kobieta powiedziała policji, że podała zwierzętom środki usypiające. - Taki zabieg może przeprowadzić lekarz weterynarii – zaznacza rzeczniczka. I dodaje: - Mimo to 43-latka twierdziła, że dobrze opiekuje się powierzonymi jej zwierzętami.
Za zabijanie, uśmiercanie lub znęcanie się nad zwierzętami grożą dwa lata więzienia, za czyny te, dokonane ze szczególnym okrucieństwem, górna granica kary wynosi 3 lata.
Trwa śledztwo
Na miejsce został wezwany lekarz weterynarii, który zbadał żywe zwierzęta. Martwymi końmi zajęła się w poniedziałek firma utylizacyjna.
Żywy inwentarz (cztery konie, dwie krowy z cielęciem i 12 kóz) został przekazany pod opiekę pracownikowi gminy Solina, który zobowiązał się do opieki nad nim do czasu wywiezienia zwierząt z posesji.
Policjanci przesłuchują świadków. Jak przyznaje rzeczniczka, sprawa jest rozwojowa.
Autor: wini / Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: KPP Lesko