Był styczeń, kiedy Ewa P., idąc na przełaj przez pole, potknęła się i zraniła w nogę. Wezwała pomoc. Jednak mimo że w poszukiwaniach uczestniczyło kilkaset osób (głównie policjantów), a 59-latka znajdowała się nieopodal przystanku komunikacji miejskiej, kobiety nie udało się znaleźć na czas. Zmarła. Policja zakończyła już postępowanie wyjaśniające, które miało zbadać, czy poszukiwania zostały przeprowadzone prawidłowo.
Kobieta zaginęła 11 stycznia, wracając z pracy do domu. Najprawdopodobniej wsiadła do złego autobusu, którym dojechała poza teren zabudowany, w okolicę podkrakowskiej wsi Kocmyrzów.
- Pojechała do miejscowości obok, pewnie było zimno i nie chciało jej się czekać na autobus powrotny pół godziny, więc stwierdziła, że za pół godziny to ona będzie w domu, bo przejdzie na przełaj – mówił krótko po śmierci kobiety jeden z synów zmarłej. Według niego Ewa miała do przejścia około 2,5 kilometra w linii prostej.
Po drodze 59-latka najprawdopodobniej potknęła się i zraniła w nogę. Nie mogąc dalej iść, zadzwoniła do rodziny, która z kolei zawiadomiła policję.
Czytaj też: "Matka błagała, żebyśmy się pospieszyli, bo zamarza". Dlaczego policja nie znalazła na czas Ewy?
Syn zmarłej: zignorowali nas
Syn zmarłej w rozmowie z tvn24.pl wskazywał na szereg zastrzeżeń do pracy policji. Między innymi o tym, że funkcjonariusze mieli ignorować informacje, które Ewa przekazywała bliskim telefonicznie (mówiła między innymi, że widzi na niebie drona poszukiwawczego) i o długich godzinach, które minęły, zanim namierzono telefon zaginionej.
To jednak nie wszystko. Krakowskie autobusy są wyposażone w kamery monitoringu. Z przystanku Rondo Kocmyrzowskie położonego najbliżej placu handlowego, przy którym pracowała Ewa, między 14 a 15 (kobieta skończyła pracę około 14.30) odjeżdża dziewięć autobusów trzech linii, które zatrzymują się również przy Darwina, gdzie kobieta mieszkała – 701, 262 i 212. Syn zmarłej ocenia, że nie jest to przytłaczająca liczba pojazdów, z których monitoring trzeba szybko sprawdzić, by dowiedzieć się, jakim autobusem pojechała 59-latka i na którym przystanku wysiadła.
Policja miała w piątek zapewniać rodzinę Ewy, że monitoring jest sprawdzany. - Dla mnie to jest szok. Powiedzieliśmy, że zanim zaczniecie jej szukać, musicie sprawdzić monitoring, na którym przystanku wysiadła. O 20 powiedzieli: tak, sprawdziliśmy monitoring. Olali nas – wścieka się nasz rozmówca.
Według jego relacji policjanci przez wiele godzin szukali kobiety na trasie autobusów 110 i 160. Te linie, chociaż faktycznie zatrzymują się przy Darwina, to nie przejeżdżają przez Rondo Kocmyrzowskie. Ich trasa prowadzi przez przystanek Teatr Ludowy, oddalony od Tomeksu o około 900 metrów.
- Do rana nie znaleźli jej na trasie 110 i 160. Ja się ich pytam: jak to, szukacie na całej trasie autobusów, przecież z monitoringu wiecie, na jakim przystanku wysiadła? – relacjonuje mężczyzna. Sęk w tym, że najprawdopodobniej nie wiedzieli.
- Mój ojciec faktycznie wskazywał im, że matka pojechała autobusem 110 lub 160, ja się o tym dowiedziałem po fakcie. Ale mój ojciec nie mógł wiedzieć na pewno, z jakiego przystanku mama pojechała – zauważa nasz rozmówca. Według niego policja w swoich poszukiwaniach oparła się wyłącznie na przypuszczeniach rodziny zaginionej i zlekceważyła konieczność potwierdzenia tej informacji za pomocą monitoringu.
Zapytaliśmy w Miejskim Przedsiębiorstwie Komunikacyjnym, kiedy policjanci zjawili się w zajezdni, by sprawdzić monitoring. – W piątek policjanci przeglądali monitoring z dwóch autobusów linii 110 i jednego autobusu linii 160. Natomiast w sobotę poprosili o zabezpieczenie monitoringu z sześciu kolejnych linii. Były to linie 272, 262, 232, 222, 212 i 202 – wylicza Marek Gancarczyk, rzecznik krakowskiego MPK. Pytany o godzinę, o której policjanci zjawili się w zajezdni w piątek, wskazuje, że był to późny wieczór, jeszcze przed północą. W sobotę prośba o zabezpieczenie monitoringu wpłynęła do MPK prawdopodobnie przed południem.
Ostatecznie ciało Ewy zostało odnalezione niecałą dobę od jej zaginięcia, na polu, na granicy wsi Kocmyrzów i Luborzyca.
Postępowanie wyjaśniające w policji
W styczniu policja odpowiadała na stawiane przez syna zmarłej zarzuty wymijająco lub wcale. W przesłanym do naszej redakcji komunikacie zapewniano, że "podjęto działania zmierzające do ustalenia położenia telefonu" i że w pierwszej kolejności sprawdzono trasy, którymi zazwyczaj poruszała się Ewa. Policjanci zaznaczyli też, że rozmawiając z mężem, 59-latka, która w ciemności leżała na polu pod Krakowem z urazem nogi, wypowiadała się "nielogicznie" i nie była w stanie podać żadnego punktu orientacyjnego.
"W związku z doniesieniami medialnymi, w których kwestionowana jest prawidłowość wykonywanych przez policjantów działań poszukiwawczych za osobą zaginioną, w Komendzie Miejskiej Policji w Krakowie wszczęte zostały czynności, podczas których wyjaśniane będą te kwestie. Jest to nasze ostateczne stanowisko do czasu zakończenia postępowania wyjaśniającego" – informuje policja.
To postępowanie już się zakończyło.
"Zebrany w toku czynności wyjaśniających materiał nie dał podstaw do stwierdzenia, aby policjanci w trakcie prowadzonych działań poszukiwawczych za zaginioną naruszyli dyscyplinę służbową w myśl Rozdziału 10 ustawy o Policji" – przekazał rzecznik krakowskiej policji Piotr Szpiech. Oznacza to, że według policjantów poszukiwania zostały przeprowadzone prawidłowo.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum prywatne