Jeśli tylko poziom rzeki się podniesie, mieszkańcy Morochowa (woj. podkarpackie) mogą zapomnieć o tym, że do domu dojadą samochodem. Zakupy wiozą w taczkach, po chorych wzywają śmigłowiec . Karawan też nie dojedzie. Zamieszkujący odciętą od świata wieś od lat proszą o most. A urzędnicy tłumaczą: koszta zbyt duże, a beneficjentów mało.
Morochów to niewielka wieś położona na Podkarpaciu, w pobliżu Sanoka. Przecina ją rzeka Osława. Dla 40 mieszkańców jedynym łącznikiem między brzegami jest drewniana, podwieszana kładka. A ta czasy świetności ma już dawno za sobą.
Starsi mieszkańcy wsi w rozmowie z reporterem TVN24 przyznają, że każda wyprawa do kościoła czy sklepu jest niebezpieczna, na kładce jest ślisko, są też dziury.
- Zakupy trzeba wozić taczkami, wózkami – opowiada jeden z mieszkańców.
Karetka nie dojedzie
– Wieje, pada. Nie da się utrzymać parasola, bo trzeba trzymać dzieci za ręce. I tak dzisiaj mój syn poszedł do szkoły i siedzi na lekcjach w przemoczonych ubraniach – wtóruje jedna z mam mieszkających w Morochowie.
Kładka przeznaczona jest tylko dla pieszych. Samochody przejeżdżają przez rzekę.
Prawdziwy problem zaczyna się jednak w zimie, gdy poziom wody się podnosi. A wtedy wieś jest odcięta od świata, żaden samochód nie przejedzie, nie dojedzie też karetka.
- Mój mąż jeździ na wózku, wezwałam karetkę. Ta nie dojechała, więc przyjechał GOPR. I ich samochód topił się w tej rzece. Zapytano, dlaczego nie wezwałam helikoptera: bo pani dyspozytor nie pozwoliła – opowiada jedna ze starszych mieszkanek wsi.
Kiedy woda jest wysoko, mieszkańcy zostawiają samochody po drugiej stronie rzeki, a do domu idą pieszo. – Kiedyś podjechaliśmy samochodem pod dom, w nocy podniósł się poziom wody. Trzeba było czekać tydzień, żeby wyjechać – opowiada jedna z mieszkanek.
"Karawan nie dojechał"
O problemach mieszkańców mówią zdjęcia, które ci pokazują. Na jednym z nich widać żałobników jadących z trumną na furmance ciągniętej przez ciągnik. – Karawan nie dojechał – tłumaczą mieszkańcy.
Problem miał rozwiązać most, o który od lat proszą. Jednak w tegorocznym budżecie gminy Zagórz na jego budowę nie zabezpieczono żadnych środków. Jak tłumaczył rozmowie z TVN24 Jerzy Zuba z Urzędu Gminy w Zagórzu, gminy na inwestycję po prostu nie stać. Jak wstępnie oszacowano, koszt budowy mostu to 7 milionów złotych. Konieczne byłoby dofinansowanie, jednak jak zaznacza urzędnik, na tą kwotę jest zbyt mało beneficjentów.
Pojawił się nowy pomysł, który mieszkańcom ma pomóc. PKP obiecały gminie przekazać ponad 80 metrów przesłon z dawnego mostu w Przemyślu. To, przy istniejącej już kładce miałoby pozwolić na stworzenie bezpiecznej konstrukcji. Jednak termin wykonania nowego mostu warunkuje kalendarz remontów PKP. A według prognoz mieszkańcy Morochowa most mogliby mieć nawet dopiero w 2022 roku.
Burmistrz gminy Ernest Nowak zapewnia, że urzędnicy robią wszystko, by mieszkańcom pomóc. - Jednak koszt budowy mostu jest ogromny. Składaliśmy wnioski o dofinansowanie, ale się nie kwalifikujemy - tłumaczył.
I zapewnił: "dokładamy wszelkich starań, by sytuację zmienić". Na razie jednak wygląda na to, że skończy się na zapewnieniach.
Autor: mmw//ec / Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: isanok.pl, Zbigniew Paszko