Przed krakowskim sądem rozpoczął się proces Mirosława W. Według ustaleń prokuratury mężczyzna oblał benzyną, a następnie podpalił swoją żonę. W tym czasie w pomieszczeniu obok spały dzieci pary. Bernadeta W. w skutek odniesionych obrażeń zmarła.
Początkowo Mirosław W. odpowiadał za usiłowanie zabójstwa i spowodowanie ciężkich obrażeń ciała, podpalenie i narażenie na utratę życia i zdrowia młodocianych. Jednak 1 listopada 2016 roku poszkodowana kobieta, w skutek odniesionych obrażeń, zmarła w szpitalu. Wtedy prokuratura zdecydowała się oskarżyć mężczyznę o zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. Mirosławowi W. grozi dożywocie.
- Spowodował u pokrzywdzonej oparzenia skóry obejmujące około 70 procent powierzchni ciała, w tym oparzenia trzeciego stopnia skóry głowy i twarzy, przedramienia i grzbietowej powierzchni ręki lewej, tułowia, krocza, okrężnego oparzenia skóry szyi, kończyny górnej prawej i ramienia lewego i oparzenia drugiego stopnia przedniobocznej powierzchni ud - wyliczała podczas rozprawy prokurator.
Dzieci próbowały ugasić matkę
Do tragedii doszło pod koniec sierpnia w Wolbromiu (Małopolska). Według zgłoszenia, mąż oblał kobietę i budynek łatwopalną substancją, a następnie podłożył ogień.
- Usłyszałam, że wchodzi do domu. Myślałam, że położy się normalnie w salonie na sofie i pójdzie spać, ale usłyszałam, że wchodzi do sypialni, zamyka drzwi - opowiadała podczas rozmowy z "Uwagą" TVN córka pani Bernadety, 14-letnia Kamila, na której oczach rozegrała się tragedia.
- Albert (syn pani Bernadety – red.) pobiegł do sypialni, ja zaraz za nim pobiegłam. Próbował otworzyć drzwi, ale Mirek (ojciec - red.) trzymał te drzwi swoim ciałem - wspomina i dodaje, że gdy w końcu udało się dostać do sypialni, kobieta cała stała już w płomieniach. Razem z bratem zaczęli oblewać ją wodą.
Miała poparzone 73 procent ciała
Kiedy strażacy przyjechali na miejsce, zastali murowany dom, z którego okien wydobywały się płomienie i 37-letnią kobietę, która razem z trójką swoich dzieci uciekła z budynku.
Ranna kobieta i jej 14-letnia córka trafiły do szpitali. 37-latka była w ciężkim stanie, miała poparzoną większość powierzchni ciała.
- Mówili, że jak przeżyje, to będzie cud z tak rozległymi obrażeniami. Miała poparzone 73 procent ciała plus drogi oddechowe i płuca - wspominał w "Uwadze" TVN Adam Siuzdak, brat pani Bernadety.
- Po takim oparzeniu nie da się już być w pełni sprawnym człowiekiem. Nie ma takiej możliwości - potwierdzał Roman Wach, lekarz ze szpitala im. L. Rydygiera w Krakowie.
48-letni mąż kobiety został zatrzymany. Miał prawie 1,5 promila alkoholu w organizmie. Trafił do szpitala w Olkuszu.
Nie mieli "niebieskiej karty"
Następnego dnia 48-latek usłyszał trzy zarzuty: usiłowania zabójstwa i spowodowania ciężkich obrażeń ciała, podpalenia oraz narażenia na utratę życia i zdrowia młodocianych. Do żadnego z nich się nie przyznał, policja nie ujawnia treści jego wyjaśnień
Olkuska policja potwierdza, że w domu małżeństwa w 2013 roku miała miejsce interwencja policji.
- Zgłoszenie dotyczyło nieporozumień z mężem. Nie doszło tam jednak do przemocy. Była to raczej zwyczajna kłótnia małżeńska - informuje Katarzyna Matras z Komendy Powiatowej Policji w Olkuszu. Z relacji policjantki wynika, że policjanci nie znaleźli wtedy powodów do założenia "niebieskiej karty".
Autor: wini/jb / Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: TVN24